24

1.3K 83 29
                                    

Oddaliłem się pospiesznie, zostawiając za sobą dziewczynę, która po chwili szoku zaczęła się śmiać. Wskoczyłem do mojego Porsche stojącego na parkingu obok szpitala i z rykiem silnika zajechałem po moją panią.

- Myślę, że wbrew pańskim obawom mój „gruchot" daje radę? - rzuciłem do Bernarda starając się ukryć złośliwy ton. Aż mnie świerzbiło, by mu dosrać, jednak był moim pracodawcą, dlatego minimum szacunku mu się należało.

- Porsche? - Dembowsky obrzucił moje auto nieufnym spojrzeniem. - Ukradłeś je, czy jak? Nie sądziłem, że kogoś takiego, jak ty, stać na podobne luksusy.

Kogoś takiego, jak ja? Osz ty, chuju! Doszedłem do wniosku, że jednak to nie ktoś obcy powinien przefasonować mu gębę, ale ja!

- Zapracowałem na nie - odparłem. - To prezent od mojego szefa.

Brzmiało to wiarygodnie i paradoksalnie było prawdą, gdyż auto dał mi Krzykowski.

- W takim razie twój poprzedni szef był rozrzutnym idiotą - skomentował Bernard. - Nie licz na to, że ja w podobny sposób marnotrawię swoje pieniądze.

- Może jednak zajęlibyście się mną, a nie durnym samochodem? - zapytała Ella. - Boli mnie noga i z chęcią, bym się już położyła w łóżku, w którym nie dane mi było się wyleżeć, bo szpital nie spełniał twoich wygórowanych norm. - Popatrzyła wymownie na ojca.

- A jedź z tym degeneratem. Ale robisz to na swoją odpowiedzialność, Ello - warknął mężczyzna i skierował się do swojej limuzyny. Kierowca otworzył przed nim drzwi, kiedy do niej wsiadał.

Podszedłem do blondynki, aby wziąć ją w ramiona i zanieść do Porche, ale ta zaprotestowała:

- Pójdę sama. Mam na dziś dość samców, którzy narzucają mi swoją wolę i traktują jak niepełnosprawną!

- Bo jesteś niepełnosprawna. Nie możesz chodzić, a ja mam dobre intencje...

- Ale ja nie lubię, jak się mnie traktuje w ten sposób - syknęła. - Jak widzisz, mój tatuś ma na tym punkcie obsesję! Obyś ty nie powielił jego wzorca, bo osobiście wykopię cię z tej fuchy! Mamy dwudziesty pierwszy wiek i pełnię równouprawnienia.

Wstała z trudem i wspierając się na kulach ruszyła w stronę mojego auta. Choć mnie korciło, by ją zatrzymać i zrealizować mój wcześniejszy plan, postanowiłem jej posłuchać i trzymać się na dystans. Skoro zamierzała być samodzielna i tak jej na tym zależało, niech ma luz, na którym tak jej zależało.

Poszedłem za nią i obserwowałam co robi. Gdy chciała wsiąść do samochodu, okazało się, że ma problem, by otworzyć nisko osadzone drzwi i jednocześnie utrzymać kule. Przez moment stałem bezczynnie patrząc na tę nieudolną walkę. W końcu nie wytrzymałem.

- Jebać równouprawnienie! - mruknąłem i otwarłem przed nią auto. Potem podałem jej dłoń, gdy zajmowała miejsce obok fotela kierowcy i odebrałem od niej kule.

- Nie pomagaj mi więcej! - warknęła, gdy wsiadłem za kierownicę.

- Przyzwyczajaj się, maleńka - odpowiedziałem z uśmiechem. - Od tego mnie masz!

- Zawsze mogę nie mieć. Zwolnię cię i tyle - odpowiedziała nadąsana. - Jeśli chcesz się popisać przed moim tatusiem, bo jesteś, jak stwierdziłeś, interesowny, to wiedz, że nie tędy droga i nie pozwolę ci na to.

- Twój ojciec mnie nie cierpi. Zresztą... z wzajemnością - odparłem szczerze, odpalając silnik. - I uwierz mi, jeśli przed kimkolwiek zamierzałbym się popisywać, to tylko przed tobą.

- Przede mną? A czemuż to? - Spojrzała na mnie badawczo z ukosa.

- Bo...

- Tak?

Boże. Jak ciężko mi było gadać o emocjach. Nie byłem do tego stworzony. Wydawało mi się to uwłaczające i durne, a jednak chciałem powiedzieć w tej chwili coś, co sprawiłoby Elli przyjemność i trochę poprawiło zepsuty przez ojca nastrój.

- Bo mi na tobie zależy - bąknąłem.

Udawałem, że nie widzę wbitego w siebie palącego wzroku blondynki.

- Prowadź. Bo nie wiem dokąd mam jechać - upomniałem ją, gdy milczała zbyt długo, a ja wyjechałem z terenu szpitala. Co prawda znałem z akt Krzykowskiego adres Happy Nook, ale musiałem udawać nieświadomego, by przypadkiem nie wyszło, że wiem o rodzinie Elli za wiele, co byłoby podejrzane.

- Na następnym skrzyżowaniu, skręć w prawo - oznajmiła dziewczyna, gdy dotarły do niej moje słowa. Nieoczekiwanie też położyła swoją dłoń na mojej, wspartej na drążku do zmiany biegów.

Uśmiechnąłem się lekko, tak by tego nie dostrzegła. Ciepło bijące od jej skóry rozeszło się po całym moim ciele i zalało serce. Nie byłem pewny, jak nazwać stan, w którym się znalazłem, ale wiedziałem jedno: oszalałem na punkcie Elli Dembowskyej.

- Happy Nook - zagadnąłem, aby przerwać niezręczną ciszę i przy okazji podążyć nurtującą mnie kwestię - to dziwna nazwa.

- Dziwna? - Blondynka otrząsnęła się ze swoich myśli, ale nie puściła mojej ręki.

- Tak. Dziwna. Twój ojciec wyraźnie podkreślił, że nie lubi wszystkiego, co angielskie. Dlatego zastanawia mnie, czemu nadał swojej rezydencji angielską, a nie polską nazwę?

- To przez miłość - westchnęła i odwróciła głowę w stronę okna, jakby bała się, że zobaczę w jej mimice coś, czego by nie chciała.

- Twoja matka była Angielką? - zapytałem ostrożnie.

Wiedziałem, że to nieprawda, bo jej matka miała polskie pochodzenie, ale postanowiłem podrożyć temat. Sądząc po reakcji Elli coś w związku z nim było na rzeczy.

- Nie - odpowiedziała krótko zabierając dłoń z mojej. - Po prostu nie ona była miłością jego życia.

No proszę. A więc Dembowsky był kochliwy. W życiu, bym tego nie powiedział, patrząc na jego grubiańskie zachowanie i chamstwo. A tu proszę. Niespodzianka. Czyli tajemnicza kochanka Bernarda musiała mieć coś wspólnego z Anglią. Ich romans musiał się skończyć tragicznie, skoro mężczyzna wciąż żywił niechęć do kraju, z którego najprawdopodobniej pochodziła jego wybranka.

Dziewczyna siedziała w milczeniu wciąż patrząc za okno. Kątem oka widziałem jak nerwowo wyginała palce. Czyżbym trafił w dziesiątkę? Wglądało na to, że temat kochanki ojca bolał Ellę. To było coś, co stało między nią a Bernardem i stanowiło kość niezgody w ich relacji. Nie chciałem jednak, by się denerwowała i smuciła, dlatego postanowiłem, że wrócę do tej kwestii w bardziej dogodnym momencie.

Aby ją rozweselić, zjechałem gwałtownie w boczną uliczkę.

- Hej, co robisz, komandosie? - zapytała zdumiona nagłym manewrem. - Miałeś jechać cały czas prosto!

- I pojadę, ale za chwilę - odpowiedziałem z szatańskim uśmiechem.

- Co ty knujesz?

- Realizuję odłożony w czasie plan.

- Porwania mnie?

- To też dobry plan, ale poczekam z nim, aż stwierdzisz czy faktycznie podobają ci się moje sutki i penis - zachichotałem.

- Wariat! - parsknęła. - To co teraz robisz?

- Zaraz się przekonasz! - mówiąc to zaparkowałem Porche pod jedną z przedwojennych kamienic, tak licznych w tej dzielnicy.

Więzień namiętności - PREMIERA 10.02.2021 r.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz