Rozdział 2

487 30 5
                                    

- Jak masz na imię?
- Nie mam zamiaru ci odpowiadać - odpowiedział po czym zeskoczył z drzewa i wylądował za mną.
- Nie lubisz ludzi? - zapytałam.
- A ty się w końcu zamkniesz? Nie lubię ludzi, trafiłaś w dziesiątke, a teraz spadaj! - odszedł sobie. Nie chciałam za nim iść, nie będę z siebie robić idioty. Mam swój honor.

Co on sobie myśli? Nie toleruję ludzi, którzy tak bezczelnie się odzywają, to oznacza brak kultury. Ale bardzo mnie ciekawi co skrywa się pod tą maską...
Pewnie jest w moim wieku, bo jakiś taki pyskaty, co nie oznacza, że wszyscy ludzie w moim wieku są takimi debilami. Ale w sumie mówią, że przeciwieństwa się przyciągają.

Mijały godziny a ja nadal szłam. Las wydawał się nie mieć końca. Strasznie byłam głodna, ale postanowiłam iść przed siebie, nie zważając na przeszkody. Po jakimś czasie, trafiłam na drzewo, do którego miałam dziwne odczucia. Zresztą nic tu nie wydawało się normalne. Gdy do niego podeszłam uslyszałam jakieś szepty.

- Kim jesteś...? - spytałam z przerażeniem.
- ..Tutaj... - próbowałam zidentyfikować miejsce, z którego dochodził szept, lecz na próżno. Spróbowałam podejść do dużego drzewa. Wycofałam się, ponieważ stwierdziłam, że był to głupi pomysł.
- Poczekaj... pomóż mi... - a jednak głos dochodził z drzewa. Pomyślałam po czym zaczęłam iść w stronę wspomnianego miejsca.
- Wszystko dobrze? - zaczęłam dotykać drzewa.
- Oni tu są... Widzieli cię zeszłego dnia... Wiedzą, że jesteś człowiekiem - wzdrygnęłam się na dźwięk wypowiedzianych słów.
- A kim miałam być jeśli nie człowiekiem? Kim oni są do cholery... - zapytałam z szokiem wyraźnym na mojej twarzy.
- Podejdź proszę - powiedziała, po czym bez namysłu podeszłam. - Nie mogę się powstrzymać przed tym pięknym ludzkim zapachem... - gdy to usłyszałam nasunęła mi się tylko jedna myśl : " Że co?... ".
- Zobaczmy jak smakuje jeden kruchy, mały człowiek - po tych słowach poczułam lekki nacisk na mojej szyi, który z każdą chwilą stawał się silniejszy.
- Co... - wiedziałam, że już brak mi sił na cokolwiek, a przed oczami nastała mi ciemność.

Nieznajomy pov.

Kolejny człowiek w tej nędznej krainie. Ciekawe ile tu jeszcze będzie takich. Nienawidzę tej rasy, przez nich...

Po kilku godzinach usłyszałem jakiś hałas. Aktualnie miałem wychodzić z lasu do mojej kryjówki, ale słyszałem, że ktoś prowadzi rozmowę. Postanowiłem przyjrzeć się temu z bliska, może będą to członkowie straży, lepiej trzymać ich na krótkiej smyczy.
Gdy byłem już na miejscu zauważyłem jakąś ziemiankę, która rozmawiała z hamadriadą. To była Yvoni, moja wspólniczka, wiem że spożyła kryształ i od tamtego czasu ma " chrapkę " na przechodniów. Tym razem wypatrzyła sobie ziemiankę... Zaraz show się zacznie.
Po chwili zobaczyłem jak hamadriada zaczęła dusić człowieka. Z jakiejś nieznajomej mi przyczyny chciałem ją uratować. Zadecydowałem się zaczekać i popatrzeć jak ofiara daje się zabić drapieżnikowi. Nie mogłem wytrzymać, musiałem zainterweniować.
Gdy dziewczyna straciła przytomność, zszedłem z drzewa i rzuciłem się aby jej pomóc. Zanim ją " wyciągnąłem " z tego koszmaru, wspiąłem się po plecach i oblałem ją miksturą po czym podpaliłem. Nie było zbyt wielu opcji.

Alice pov.

Gdy się obudziłam, leżałam na trawie pod drzewem. Wstałam po czym krzyknęłam z bólu.
- Kurrr...de - musiałam się powstrzymać przed powiedzeniem tego słowa. Nie jestem takim typem, który przeklina gdy nadarzy się jakaś okazja.

Świetnie... czyli spotka mnie tu już tylko nieszczęście? Jakieś istoty na mnie polują, drzewa próbujące mnie zabić. Super, tylko co dopiero tu przybyłam, a już się wszystkim naraziłam.

_______________________________________

Kolejna część♡
No nieźle podpadła nasza bohaterka...
Trochę późno wstawiam♧

~ Takiego Mnie Stworzyłaś... ~  | Eldarya || Lance ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz