1

31 5 3
                                    

Rok 2010



- Jest tego coraz więcej kochanie ..  - powiedziałam patrząc na czynsze.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - odpowiedział mi mój mąż.

- Taaaak ? - ciekawe skąd weźmiemy na to pieniądze ! -odkrzyknęłam z oburzeniem. Przecież wiadomo, że tego nie nadrobimy. To oczywiste. Nazbierało się tego za dużo, ledwo starcza nam na chleb. Nie mówiąc już o potrzebach Kathy. To dobre dziecko, ale z czego my ją utrzymamy ? Nie wiem. Coraz częściej znikają podstawowe składniki...

- Żono, a gdzie tak właściwie jest nasza Kathy ? - zapytał mnie Greg. Tak to on. Tak się nazywa mój mąż. Zawsze ubrany elegancko. Gdy byliśmy bogatsi zapewnialiśmy sobie najmniejsze potrzeby. Zakupiliśmy mnóstwo porządnych ubrań. Wtedy sądziłam, że jest to zbędna błahostka, a dziś wiem, że dobrze zrobiliśmy. Gdyby nie to wszyscy by się dowiedzieli, że brak nam funduszy. Nie chcemy, aby ktokolwiek się o tym dowiedział.. To jest nasza sprawa. Zresztą, to dzisiejsze społeczeństwo.. jest okrutne. Narobilibyśmy tylko wrogów naszej córce, a tego nie chcemy. Jest mądrą, grzecznie wychowaną dziewczynką z czego jesteśmy bardzo dumni. Teraz taki gatunek wyginął... No może jest jeszcze parę takich dziewczyn. A reszta ? Ba, reszta to papierosy, piwo, fajki i te marihuany. Mam nadzieje, że znajdzie sobie porządnego faceta.. I, aby się nie zmieniała.

- Jest w szkole, wyszła godzinę temu. Nie słyszałeś ?

- Nie.. Już nawet nie patrze, która jest godzina.

- Greg, uspokój się, masz. - podałam mu jeden mały kawałek chleba.

- Olllllly ?! - zawołał mnie.

- Tak ?

- A ty ? - zapytał i popatrzył na posiłek.

- Ja już zjadłam. - skłamałam.


Wyszłam z tak zwanego biura. Nie mogłam patrzeć na sterty rachunków. Niedługo nam odetną prąd. Nie mówiąc już o wodzie... Udałam się w stronę lekko przyniszczonej kanapy. Usiadłam na niej. Nadal była miękka. Sięgnęłam po ostatni łyk zimnej herbaty.

- Gorzka. - westchnęłam sama do siebie.

W ustach było mi sucho.. Brzuch pusty. Chcąc załagodzić głód, sięgnęłam po czajnik i przystawiłam do kranu. Przekręciłam go. Leciał lekki strumień wody i udało mi się napełnić naczynie do połowy. Postawiłam go na blaszanej kuchni i czekałam, aż się zagotuje. Usłyszałam dźwięk starego, ledwo chodzącego dzwonka. 

- Proszę - rzuciłam słowa wychylając głowę za ściany która zasłaniała mi widok. Pomyślałam, że to Kathy. Może jakiegoś nauczyciela nie było i mieli o jedną lekcje mniej. Może poczuła się gorzej i wróciła. Ale myliłam się.

- Państwo Parker ? - zapytał stary listonosz.

Znowu.. Wiedziałam co to oznacza, kolejne opłaty. Chciałam odpowiedzieć ' nie to nie my, zaszła jakaś pomyłka do widzenia', ale i tak każdy by się domyślił, że to my. Ostatnio tak często listy przychodzą, że listonosz nawet nie musiał by pytać. Ale.. kultura.

- Tak, to my. Proszę, zapraszam niech pan wejdzie do środka.

-  Coś ostatnio dużo przesyłek do państwa, proszę. - powiedział i wręczył mi opłacenie za prąd

-  A tak jakoś wyszło. - powiedziałam.


Pokiwał głową i wyszedł.  A ja wzruszyłam ramionami. Zauważyłam, że ogień pod czjnikiem nie płonie. Przecież go nie zgasiłam. A no tak, pewnie się skończył... Dłużej już nie wytrzymam.

- Kto to był skarbie ? - słyszę głos, który dochodzi z małego pomieszczenia.

- Listonosz. - odpowiadam sucho.

-  Pewnie znowu rachunek ?!

- Niestety tak..

- Pokaż. - podszedł i wyciągnął dłoń, a ja podałam mu kartkę.


Przeczytał zawartość i popatrzył na ziemie. 

- Co teraz zrobimy ? - zapytał.

- Nie wiem, umrzemy. - odrzekłam.

- Niech chociaż nasza córka przeżyje, niech ma lepsze życie. - dodał.

- Co chcesz zrobić  ? - zapytałam.

- Idę pod tory, nie wytrzymam.

-  A Kathy ? - znów zadałam pytanie.

- Jeżeli z nią zostaniesz, zaopiekujesz się nią. Jeżeli pójdziesz ze mną pewnie przygarnie ją jakaś dobra rodzina. Kiedy wraca ?

- Za trzy godziny.

- Zdążymy. - odpowiedział.

- Zostawmy jej chociaż kartkę. - powiedziałam i położyłam kartkę z piórem na stole. Greg, chwycił ją i zaczął pisać.


Kochana córko. 

Nie wytrzymaliśmy. Rzuciliśmy się pod tory. Zalegały rachunki, a nie mamy wystarczająco tyle pieniędzy.. Nie wystarczało nawet na chleb. Musisz nasz rozumieć. Zawsze cię kochaliśmy i zawsze będziemy cie kochać. Nie jesteśmy w stanie zapewnić ci dobrych warunków. Liczymy na to, że będziesz miała o niebo lepsze życie. Jesteś dobrą dziewczyną. Nie zmieniaj się, bierz przykład z tych mądrych. Bądź dobra dla tych, którzy toczą ciężką walkę. Ale nie dawaj sobą pomiatać. Bądź stanowcza, a wszystko się ułoży. Wierzymy w ciebie.

Twoi rodzice !




- Myślisz, że sobie poradzi ? Ma dopiero trzynaście lat. - zapytałam.

- Wierzę w nią, jest dzielna. 


Zamknęłam drzwi i ruszyłam razem z mężem w stronę stacji kolejowej. Bałam się a jednocześnie czułam ulgę. Moje ostatnie myśli toczące się w głowie. Kocham cię Kathy !


Pisała / duszaaniola

Jeżeli się spodobało zostawcie gwiazdki, komentarze, obserwacje. Wszystko mile widziane ! Wyczekujcie następnego rozdziału. Do następnego !





Nie bogata, nadal skromnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz