Ciemność była blisko. Z każdym kolejnym krokiem, coraz bardziej oddalał się od bezpiecznej strefy. Jednak co miał zrobić? Nawet jeśli udałoby mu się wyrwać z rąk oprawców, do kogo miałby się udać? Do bohaterów, lub innych stróżów prawa? Może i by mu pomogli, ale gdy byłoby już po fakcie, zaczęliby go wypytywać o dane i miejsce zamieszkania, a na to nie mógł pozwolić. Nie po to uciekł, by ponownie tam wrócić, lub dać się jakimś podejrzanym typkom. Zacisnął szczękę, starając się opanować drżenie ciała. Musi coś zrobić. Musi działać. Przecież nie po to tyle trenował, by teraz nie dać sobie rady z dwójką pomniejszych złoczyńców, szukających wrażeń. Przymknął powieki, starając się uspokoić umysł.
— C-Co jest?! — Rosły mężczyzna, który do tej pory go obejmował, momentalnie od niego odskoczył, czując gorąc opanowujący jego rękę. Jednak to nie pomogło. Widząc błękitny płomień, którym zajął się rękaw jego bluzy, zaczął machać rękoma na boki, jakby to miało go w jakikolwiek sposób uchronić.
Toya nie tracąc czujności, wzrokiem odszukał blondyna, który wpatrywał się w niego z szyderczym uśmiechem. Najwyraźniej spodziewał się jakiegoś ruchu z jego strony, co znaczyło, że nie był ich pierwszą ofiarą. Przygryzając dolną wargę, wykonał krok w tył. Co teraz? Miał go jak na tacy, a mimo to nie potrafił zaatakować. Może i był złoczyńcą, ale to nie zmieniało faktu, iż był także człowiekiem z krwi i kości. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się walczyć przeciw komuś na śmierć i życie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaki ból potrafią zadać jego płomienie i nie chciał, by ktokolwiek inny miał się o tym przekonać. Nawet tacy okropni ludzie jakich miał przed sobą.
— Proszę, czyżby zagubiona owieczka była młodym wilkiem? — Zakpił blondyn, powoli zbliżając się do chłopaka z wyciągniętymi przed siebie rękoma. Jednak mimo tej postawy, dobrze wiedział, że go nie zaatakuje. Widział to w jego oczach, z których był w stanie odczytać wszelkie emocje. — Oi, nic ci nie jest?
Rzucił w stronę towarzysza, któremu udało się ugasić płomienie za cenę swej bluzy, która teraz nie nadawała się już nawet na szmatę. Wzdychając bezsilnie, schylił się i podniósł spalony materiał, kręcąc przy tym głową. Wszystkiego by się spodziewał, ale nie ognia jako jego indywidualności. Wściekłym spojrzeniem, spoglądając na dwójkę przed nim, wykonał krok w ich stronę. Drugi zaś nie przyszedł mu tak łatwo. Zamiast tego, jak długi runął na zimny beton, czując pulsujący ból z tyłu głowy, który po sekundzie zniknął całkowicie. Podobnie jak jego świadomość.
Toya, wraz z przeciwnikiem, spojrzeli na niego dokładnie w tym samym momencie. Jednak zamiast na nieprzytomnego, ich wzrok padł na znajdującą się za nim postać, która opierając na ramieniu coś, co okazało się być kijem bejsbolowym, wpatrywała się w nich z pogardą wypisaną na twarzy. Chłopak, mimo iż w tym świetle nie był w stanie dostrzec szczegółów, mógł śmiało stwierdzić, że jeden z jego napastników został znokautowany przez przedstawicielkę płci pięknej. Jej wzrok naprawdę mógł przerazić, ale w tym momencie to się nie liczyło. Blondyn widząc licealistkę, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Hm? — Zwrócił się w jej stronę, a gdy to zrobił, do uszu białowłosego dotarł charakterystyczny dźwięk zgrzytającego metalu. Zjechał wzrokiem na dłonie złoczyńcy, który zamiast palców, posiadł coś na wzór ostrych jak brzytwy, metalicznych szponów. — Przyszłaś się zabawić, laluniu?
Wspomniana dziewczyna, chwyciła w dłoń swój kij. Toya otworzył szerzej oczy, widząc jej determinację oraz niezadowolenie wynikające z obecnej sytuacji. Przerażało go to, nawet bardzo. Może i udało jej się powalić tego pierwszego gościa, solidnym ciosem w głowę, ale co z tym drugim? Naprawdę zamierzała walczyć przeciw niemu drewnianym kijem?
CZYTASZ
✏︎ 𝚎𝚐𝚣𝚢𝚜𝚝𝚎𝚗𝚌𝚓𝚊 𝚙𝚒𝚛𝚘𝚖𝚊𝚗𝚊
FanfictionHistoria opowiadająca o dalszych losach Toy'i. O tym, jak odnalazł się w przestępczym świecie, zyskał blizny i w jakich okolicznościach stał się Dabi'm...