3 - Pierwsza noc

296 41 61
                                    

— Więc, w skrócie twoja indywidualność polega na odnajdowaniu przedmiotów? — Upewnił się Toya, spoglądając na idącego tuż obok chłopaka, który w odpowiedzi uśmiechnął się do niego hardo.

— Przedmiotów, ludzi, zwierząt. Wszystkiego — Wzruszył ramionami, lecz tak naprawdę powstrzymywał się przed rozpoczęciem wykładu na temat swej mocy, z której mimo iż nie przydawała się w walce, był naprawdę dumny. Z pewnością każdemu zdarzyło się coś zgubić i potem szukać tego godzinami, by w końcu znaleźć to lub nie. Eizo ciągle coś gubił, ale zaraz to odnajdował za pomocą swego daru. Musiał jedynie wcześniej choć raz widzieć dany przedmiot, lub znać jego zapach, co działało również w stosunku do istot żywych. — Tak więc jestem pewnego rodzaju tropicielem, a obijanie mord to działka Karai jak zauważyłeś. Jej indywidualność o wiele bardziej się do tego nadaje.

— Na czym polega? — Dopytał białowłosy, którego pytanie to nurtowało odkąd zobaczył ją w akcji. Miał pewne podejrzenie, że podczas walki nawet przez chwilę jej nie użyła, korzystając tylko i wyłącznie ze swej własnej siły fizycznej. Jeśli tak było, szczerze ją za to podziwiał. Czarnooki zerkając dyskretnie na idącą kilka metrów za nimi dziewczynę, przybliżył twarz do Toy'i, przykładając dłoń do ust.

— Jest mistrzynią broni — Wyszeptał będąc świadomym, iż to i tak dotrze do uszu złotookiej. — Nieważne czy weźmie do ręki miecz, nóż, pistolet czy coś innego związanego z walką. Wówczas zaczyna się nią posługiwać tak, jakby miała za sobą lata praktyki, nawet jeśli spotyka się z daną bronią pierwszy raz.

Właściciel błękitnego ognia spojrzał na niego unosząc brwi, na co ten zwiększając między nimi dystans, pokiwał z uśmiechem głową. Wcześniej zdarzało mu się słyszeć o darach związanych z tropieniem, przez co ten należący do Eizo nie był dla niego aż tak wielkim zaskoczeniem. Jednakże co innego mógł powiedzieć o Karai. Nagle cała walka z tamtym złoczyńcą zaczęła mieć sens. Jej ruchy naprawdę wskazywały na to, że miała za sobą lata treningów, a tymczasem rzeczywistość okazała się inna. Niemniej jednak musiał przyznać, że idealnie się ze sobą dobrali. Osoba tropiąca i działająca. Nie istniała indywidualność idealna. Każda mimo plusów miała także określone wady. A tymczasem dwójka ta przechytrzyła system, wzajemnie się dopełniając.

Eizo widząc zainteresowanie ze strony chłopaka, oraz fakt iż powoli zaczął się oswajać, przybił sobie mentalną piątkę. Chciał w jakiś sposób choć trochę go rozluźnić, a rozmowa o darach według niego była czymś odpowiednim. Innego zdania była dziewczyna, która z niezadowoloną miną oraz kijem na ramieniu, sunęła za nimi niczym cień. Nie podobało jej się to ani trochę. W ogóle go nie znali, a jej partner jak gdyby nigdy nic ujawnił mu coś co powinno było zostać tajemnicą, przynajmniej w środowisku w jakim przyszło im się żyć. Tutaj każdy dbał o siebie, a ten laluś z bogatego domu tylko im zawadzał. Jednak czarnooki zdawał się w ogóle tego nie widzieć, a nawet postanowił zabrać go do ich kryjówki, kwestionując jej zdanie. Prychnęła odwracając wzrok. Nie miała najmniejszego zamiaru się do tego mieszać. Sam powiedział, że bierze na siebie za niego odpowiedzialność, więc jeśli coś się stanie to tylko i wyłącznie z jego winy.

— Ej, twoje niebieskie płomienie też wyglądają spoko — Zagadnął Eizo, przypominając sobie palącą się bluzę złoczyńcy. Nigdy wcześniej nie widział takiego koloru ognia, który wprowadził go w zachwyt. Toya go nie podzielał. Może rzeczywiście potrafił cieszyć oczy, lecz prócz tego, mógł go także ranić. Zazdrościł im indywidualności współgrających z ich ciałami. Oczywiście posiadały także skutki uboczne, czym u złotookiej był ból mięśni, a u jej partnera szybsze zmęczenie. Jednak żadne z nich nie raniło tak jak ogień wypalający blizny, które skrywał pod ubraniami. To był zupełnie inny poziom bólu.

✏︎ 𝚎𝚐𝚣𝚢𝚜𝚝𝚎𝚗𝚌𝚓𝚊 𝚙𝚒𝚛𝚘𝚖𝚊𝚗𝚊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz