5 - Pierwsza ofiara

158 21 30
                                    

Słowo "zakupy", Toya rozumiał jako normalne wyjście do sklepu i kupno tego co potrzebne, lecz gdy wraz z dwójką świeżo poznanych znajomych dotarł do celu, zrozumiał co tak naprawdę mieli na myśli. I choć szczerze mu się to nie podobało, nie odważył się sprzeciwić ich planowi, nie tylko ze względu na dziewczynę, która tak jak wcześniej całą drogę szła za nimi i świdrowała go nieufnym wzrokiem, ale także ze względu na to, że im ufał i nie chciał rozczarować Eizo, który na to wszystko naprawdę się napalił.

— Nie to, że cię poganiam, mamy przecież całą noc — Westchnęła Karai, opierająca się o zimny mur budynku, oglądając z zaciekawieniem paznokcie. — Serio, nie śpiesz się...

— Ugh... Czy możesz... — Wysyczał przez zęby czarnooki, spoglądając w dół, wprost na przyjaciółkę, której wzrok sprawił, że natychmiastowo zapomniał o tym co chciał powiedzieć. Kręcąc głową wrócił do kabelków z którymi bawił się od dłuższego czasu. Samo wejście na ten cholerny słup było łatwiejsze, niż to do czego właśnie dążył.

Toya z niepokojem co chwilę na niego spoglądał, bojąc się nie tyle tego, że mógłby go popieścić prąd, a tego, że ktoś mógłby ich na tym przyłapać. No bo przecież zamierzali odciąć od prądu całą okolicę, tylko po to by móc włamać się do sklepu na zakupy, na które sam się zgodził. Może gdyby od początku wiedział o co chodzi, zostałby w kryjówce. 

— I gotowe — Oznajmił z ulgą i uśmiechem Eizo, dokładnie w tej samej chwili w której wszystkie światła w okolicy zgasły. Gdyby nie czyste niebo, pokryte tysiącami gwiazd i jednym dużym punktem oświetlającym im drogę, z pewnością pogubiliby się w tych ciemnościach.

Chłopak zsunął się ze swojego dotychczasowego miejsca, wprost na twardy beton i spojrzał z zadowoleniem na towarzyszy. Karai jedynie pokręciła głową, mówiąc coś o oczekiwaniu na oklaski, i ruszyła w stronę ich celu, zaś Toya wpatrując się w niego oczekująco, miał wrażenie że to wszystko nie wyjdzie im na dobre, w przeciwieństwie do stojącego obok chłopaka, który wręcz tryskał energią i gotowością do dalszych działań.

— No to idziemy — Kiwnął głową w stronę w którą udała się dziewczyna, by po sekundzie tam ruszyć, co zrobił także białowłosy, sunąc za nim niczym cień. Nie podzielał jego entuzjazmu i nie maskował tego faktu. Mimo iż znał go dopiero te kilkanaście godzin, mógł śmiało powiedzieć jakim był typem człowieka. Eizo starał się patrzeć na świat w kolorowych barwach, mimo swej aktualnej sytuacji, czego nie można powiedzieć o dziewczynie będącej jego całkowitym przeciwieństwem. W pewnym sensie ta dwójka wzajemnie się uzupełniała, mimo wzajemnego dogryzania, więc jaką on pełnił w tym wszystkim rolę? Cały czas czuł się niczym nieproszony gość, który wszedł im z butami do życia. I nawet zapewnienia ze strony czarnookiego nie były w stanie tego zmienić.

— Ruszacie się jak muchy w smole — Usłyszeli od towarzyszki, gdy tylko udało im się dotrzeć na miejsce. Wpatrywała się w nich z widocznym niezadowoleniem, które Eizo zamierzał już skomentować, lecz nie zrobił tego przez nagły hałas. Dziewczyna zapewne spodziewała się, że tuż po jej wypowiedzi rozpocznie się kazanie z jego strony, dlatego chwytając mocniej kij bejsbolowy który cały czas ze sobą nosi, zamachnęła się i rozbiła dość dużych rozmiarów szybę dzielącą ich od celu. Po tym ponownie spojrzała na stojących za nią towarzyszy i ruchem głowy zaprosiła do środka.

— Dżentelmen — Prychnął chłopak, od razu korzystając z zaproszenia i znikając w ciemnościach budynku. Toya wpatrywał się w niego niepewnie przez dłuższą chwilę, lecz gdy usłyszał pośpieszające chrząknięcie, natychmiast ruszył za nim. Karai ostatni raz rozglądając się po okolicy, upewniła się że w pobliżu nie ma nikogo, po czym sama zdecydowała się wejść do środka. Nie robili tego pierwszy raz, dzięki czemu mieli pewność, że mają co najmniej piętnaście minut nim ktoś się tu zjawi. Nie koniecznie w samym sklepie, ale w okolicy.

✏︎ 𝚎𝚐𝚣𝚢𝚜𝚝𝚎𝚗𝚌𝚓𝚊 𝚙𝚒𝚛𝚘𝚖𝚊𝚗𝚊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz