Koniec Problemów?

6.1K 265 15
                                    

ROMANO

- Nareszcie - odetchnąłem z ulgą, gdy Oriana pomogła mi położyć się w mojej sypialni, we własnym łóżku. O dziwo, czułem się dobrze. Ramię prawie mnie nie bolało, tylko brakowało mi energii. Jakby opuściła mnie cała moc i siła. Spojrzałem na kobietę, która usiadała właśnie na krawędzi materaca i ze zmarszczonymi brwiami oglądała odsłoniętą ranę po postrzale.

- Wygląda nieźle - powiedziała i zmieniła mi opatrunek.

- Podaj mi mój telefon. - Spojrzała na mnie, unosząc brew. - Proszę, MOJA ŻONO - dodałem, na co uśmiechnęła się filuternie. Nie mogłem sobie wybaczyć, że w nią zwątpiłem, podczas gdy ona pozostała mi wierna. Los mnie za to pokarał, a ja nie zasłużyłem na jej pomoc i opiekę. Przepraszałem ją już tyle razy, ale z każdym kolejnym denerwowała się coraz bardziej. Chyba chciała o wszystkim zapomnieć i ruszyć od nowa, za co wielbiłem ją jeszcze bardziej. Wysłałem wiadomość do Paszczenki. - Ustawiłem nas na jutro z Jakowem.

- Przecież Ty jeszcze nie możesz! - fuknęła na mnie i zacisnęła usta w cienką linię. Zaśmiałem się pod nosem i widząc jej srogą minę. Oriana miała ochotę palnąć mnie w łeb. Na szczęście byłem ranny, więc mi się upiekło.

- Czuję się świetnie - skłamałem.

- Serio? Nie jestem głupia Romano, ledwie Cię wtaszczyłam po tych schodach.

- Tak to jest w małżeństwie - zażartowałem, wzruszając ramionami. Z obrażoną miną przewróciła ostentacyjnie oczami. Ktoś zapukał do drzwi. Do sypialni wszedł Vitale. Od dwóch dni go nie widziałem, a moja żona nie wiele mówiła mi o tym, czym zajmował się mój syn. Wnioskowałem spisek, ale tym razem zamierzałem wyjaśnić to od razu.

- Jak się czujesz? - zapytał, rozsiadając się w fotelu. Pochylił się i oparł się łokciami o kolana łącząc ze sobą dłonie. Patrząc na mojego dorosłego syna, czułem się, jakbym cofał się w czasie. Moja wersja dwadzieścia lat wstecz. Wyraźnie zmężniał, a mnie rozpierała duma.

- Świetnie, a teraz mów co z interesami, bo odwlekacie z odpowiedzią. - Spojrzeli na siebie, a Oriana jak ognia unikała mojego wzroku. - Mówcie do cholery, bo zamiast odpoczywać spokojnie, sam będę musiał to sprawdzić.

- Mieliśmy już dwa naloty psiarni w klubie. - Zacisnąłem dłonie w pięść, żałując że nie mogę teraz w coś uderzyć. Byłem wściekły. Ktoś mącił pod moją nieobecność, na domiar złego, Oriana i Vitale zataili przede mną tak ważną informację. Zmarszczyłem brwi i ścisnąłem kość nosową, próbując się opanować.

- Znaleźli coś? I jak do tego, do cholery doszło?

- To nie było przypadkowe i zdawało się, jakby na siłę chcieli nas udupić pod Twoją nieobecność. - To co przekazywał mi Vitale musiało być prawdą. Nie widziałem innej możliwości. Zacząłem się zastanawiać, kto mógł w tym maczać palce. - Ale nic nie znaleźli.

- Jeszcze dziś masz mi tu ściągnąć Russo - warknąłem. Musiałem spotkać się z tym psem, bo to on miał pilnować, żeby gliny nie niepokoiły mnie i moich chłopców. Dobrze mu za to płaciłem.

- Russo już nie pracuje. Zniknął. - Mina Vitale stężała. - Dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Byłem u jego żony. Jest zrozpaczona. Powiedziała tylko, że ostatnio zachowywał się inaczej - Vitale podrapał się po prodzie. - Jakby się czegoś bał, albo raczej kogoś.

- Ktoś pomógł mu zapaść się pod ziemię - stwierdziłem oczywisty fakt.

- Dzwoniłem do Mancuso, bo psiarnia odwiedziła też jego klub.

- I co? - Podciągnąłem się do pozycji siedzącej, udając, że wcale nie przysporzyło mi to bólu i problemu. Oriana cały czas badała moją reakcję, wpatrując się w moją twarz. Odwróciłem od niej wzrok i skupiłem się na Vitale.

OrianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz