- To nie jest dobry pomysł. To strasznie drogie, Harry!
- Niespecjalnie mnie to interesuje, są to moje pieniądze i stać mnie. Zresztą, to Draco Malfoy, nie chce, by wziął mój prezent za żałosny. - mruknął, biorąc do ręki miotłę.
- Harry, ale ona kosztuje prawie sto galeonów. To twój mąż, spodoba mu się, cokolwiek mu dasz, na prawdę. - starszy westchnął cierpiętnico. Harry zazwyczaj wcześniej na zakupy wychodził z Blaisem bądź Pansy, a nie z nim wiedząc, jak tego nienawidzi.
-Nie przesadzaj, tylko ty znasz Draco na tyle, by pomóc mi z prezentem dla niego. I poprzedzając twoje pytania. - dodał, widząc, jak Malfoy otwiera buzię — Zabini i Parkinson nie znają go tak dobrze i wiesz o tym.
- W porządku, idź do kasy. Ja tu poczekam.
Magomedyk oparł się plecami o ścianę przed sklepem i westchnął. Nigdy nie lubił chodzić na pokątną na zakupy ze względu na tłum ludzi. Niestety rozglądając się za jakimikolwiek znajomymi twarzami, ujrzał brata.
-Już jestem, możemy wracać. Tak sądzę. Hej! - krzyknął, czując, jak jego twarzysz gwałtownie ciągnie go za sklep — A tobie co?!
- Pomyślałem, że możemy iść, no wiesz, tu! - szarooki mężczyzna wskazał na stary, obskurny sklep, który znajdował się na końcu ulicy.- To chyba nie jest najlepszy pomysł. - szepnął, spoglądając na puste miejsce — Po prostu wracajmy.
Westchnął zrezygnowany, wracając na główną ulicę. Nie miał czasu na żarty znajomego.
- Dobra, dobra. Nie było tematu.
-Dobrze się czujesz? -spytał wyższy, kiedy zaczęli iść.
-Tak. Czemu miałbym nie? Po prostu się cieszę, to źle?
- Po prostu, nie znacie się z Draco zbyt dobrze, a zachowujesz się, jakby było kompletnie inaczej.
-Może go i nie znam, ale to nie znaczy, że mamy się traktować jak nieznajomi, w momencie, gdy mieszkamy razem i jesteśmy złączeni magicznie. Poza tym czas go poznać, mam rację?
∞༺♥༻✧
- Jesteśmy.- usłyszał głos męża i swojego brata.
- Gdzie byliście tyle? Nie było was siedem godzin i jest już prawie dwudziesta.
- Na zakupach, nie możemy, braciszku? Poza tym musimy pogadać. Dasz radę to zanieść, Harry?
- Nie traktuj mnie jak kaleki, Dam sobie radę.
Scorpius usiadł na kanapie, naprzeciw niego.
- Widziałem cię dzisiaj w mieście. Miałeś być podobno w pracy do późnych godzin.
Spojrzał na niego zdziwiony. Przecież uważał, aby nikt z jego znajomych go nie zauważył w Londynie.
-Musiałem coś załatwić. Nie twoja sprawa. - warknął w stronę drugiego, instynktownie zaciskając pięść na kolanie.
- Harry prócz bycia mym szwagrem, był i będzie moim przyjacielem, więc jeśli ze względu na brak jego pamięci ty..
- Merlinie, Scorpius! Jak mogłeś tak pomyśleć, nie zdradzam go. - ściszył trochę głos, nie chcąc, by ów „zdradzany" ich słyszał.
- To, co robiłeś na pokątnej w godzinach pracy? Bo nie uwierzę, że kochasz chodzenie po sklepach ani, że wyszedłeś na lunch z innymi.
-Chcesz wiedzieć? - widząc potwierdzające kiwnięcie głowy, westchnął — Byłem w mugolskim świecie, choć za nim nie przepadam, musiałem załatwić bilety do wesołego miasteczka. I chciałem też kupić Harry'emu czekoladowe żaby.
- Trochę tandeta. - starszy Malfoy uśmiechnął się drwiąco.
- Nasza pierwsza randka tam była, chociaż wolałbym tego nie pamiętać, Harry'emu się naprawdę podobało. Może to mu pomoże ze wspomnieniami.
-Dobra, nie chcę widzieć cię i słuchać więcej niż muszę. Umówiłem się z Blaisem i jego, pożal się Merlinie, mężem. O ile nie wylądowali już gdzieś w łóżku.
- Jakim cudem po tylu latach wciąż nie lubisz Wesleya?
- Jestem Malfoyem, poza tym, nie udawaj, też za nim nie przepadasz.
∞༺♥༻✧
CZYTASZ
Zacznijmy od nowa- ᵈ ʳ ᵃ ʳ ʳ ʸ
Fanfic❝Nie jestem nim. - szepnął, czując gulę w gardle, a z jego oczu mimowolnie popłynęło kilka łez - I nigdy nie będę. ❞ w trakcie korekty