Strona Szósta

118 19 10
                                    

Amara wróciła do pokoju od razu po kolacji w bardzo dobrym nastroju. Chociaż Soos podczas pracy przypominał takiego Stanka z opowieści Mabel, to w życiu prywatnym wciąż pozostał tym zabawnym gościem, o którym tyle słyszała. Ludzki pytajnik. Gdy weszła do pokoju, zobaczyła kupkę popiołu na ziemi oraz lewitującego w powietrzu, bardzo zadowolonego z siebie Billa. Zmierzyła go czujnym wzrokiem. Szybko połączyła fakty. Złapała za plecak, by odkryć, że dziennika tam nie ma. Bill roześmiał się paskudnie.

- Spaliłeś go...

- I sprawiło mi to dziką radochę! - Uśmiechnął się, ukazując szereg białych zębów. 

Dziewczyna sięgnęła po miotłę schowaną w szafie i posprzątała bałagan, zadziwiając tym demona. A gdzie awantura? A załamanie? Płacz?! Spodziewał się, że ją to zaboli, doprowadzi ją do płaczu, a ona... Z chłodnym spokojem po prostu sprzątnęła resztki dziennika numer trzy i wyrzuciła je przez okno. Gdy na niego ponownie spojrzała, skrzyżowała ręce na piersi. Bill rozciągnął się, jak po dobrej drzemce i zbliżył się do niej.

- Nie będziesz płakać?

- Nie.

- A może krzyczeć?

- Nie.

I położyła się na łóżku, ściągając wcześniej buty i bluzę. Nie przejęła się tym, że demon ją śledzi. Poczuł się oszukany... Stanął na ziemi, nachylając się nad usypiającym człowiekiem. 

- Spaliłem dziennik! - fuknął jak małe, obrażone dziecko. - Dlaczego nie jesteś wściekła albo smutna? Mówiłaś, że to pamiątka po ojcu! - Wymachiwał nerwowo rękoma na wszystkie strony.

- To prawda - przyznała, nie otwierając oczu. - Ale nie powiedziała, czy ważna albo dobra. Czytałam go w podróży. Dziwactwa i bazgroły wujka Forda i ojca nie pomogą mi go odnaleźć. Jeżeli je spaliłeś, świetnie, ulżyłeś sobie, a teraz jeśli możesz, próbuję spać. Drugie łóżko jest wolne, jakbyś był zainteresowany, leży tam też bułka z salami, gdybyś był głodny.

Zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, usłyszał przeciągłe chrapanie, co go jeszcze bardziej zirytowało. Ta dziewucha była niereformowalna! Po kim odziedziczyła brak manier? Dipper, chociaż jego arcywróg i rzep, wydawał się ogarnięty i dość inteligentny, a jej matka... Pacifica? Ta blondynka, pamiętał ją - pochodziła z dumnego rodu, co prawda rozwijającego się na kłamstwie. Na bankiety spraszali gości wyższych sfer! A ona... zero manier, taktu! Zasnęła od tak przy demona, ba! W pewnym sensie obcym mężczyźnie! Chociaż płeć dla demonów nie znaczyła zbyt wiele... to jednak i tak stwierdził, że Amara Pines to zwykła idiotka.

Obejrzał się przez ramię, by dostrzec posiłek, o którym mówiła dziewczyna. Czy myślała, że demon jego pokroju naprawdę musi jeść albo spać? Robił to głównie dla przyjemności a nie z konieczności. Przygotowała mu kanapkę...? Podszedł do drugiego łóżka i zrobił się czerwony ze złości. Bułka została wycięta w trójkąt, a salami stanowiło oko. Zrobiła z niego kanapkę?! Spopielił pieczywo, a potem uniósł się wysoko, aż pod sufit i rozłożył się jak na hamaku. Patrzył przez okno, jak słońce znika całkowicie za horyzontem, a wszystko pokrywa jego ukochana ciemność. 

Ona spała tak spokojnie... Zachichotał na myśl, co mógł jeszcze na wywijać. Poruszył palcami, by wywołać u Amary jakiś porządny koszmar, ale nic się takiego nie stało.

- Ech, najwidoczniej moje moce na nią nie działają.


*  *  *

Wraz ze wschodem słońca, Amara się przebudziła. Zapowiadał się piękny dzień. Szybko założyła buty, bluzę oraz czapkę i wybiegła na zewnątrz, wcześniej witając się z Melody (Soos już przebywał w Chacie). Zrezygnowała ze śniadania, ale obiecała wrócić na obiad. Polubiła to zakręcone małżeństwo. Tuż za nią pojawił się Bill, nie ukazujący podobnego entuzjazmu nowym dniem.

Jego Kroki | Bill CipherWhere stories live. Discover now