Nigdy nawet nie przypuszczałbym, że w moim nędznym i pełnym wkurzających rzeczy życiu będzie mnie irytować nawet puste, białe pomieszczenie i oślepiające promienie słońca wpadające do niego przez okno. Zwykle to właśnie ono rozbudzało mnie do życia, gdy miałem wstawać do pracy, o ile wcześniej nie zrobił tego budzik. Gotowy na spełnienie swojej dziennej rutyny chciałem się podnieść, jednak od razu odczułem ukłucie w klatce piersiowej, przez co wróciłem do poprzedniej pozycji. Do pokoju weszła jakaś niska i chuda kobieta. Była bardzo blada i miała krótkie, brązowe włosy, wyglądała na dość przerażoną całą sytuacją. Moje pytanie brzmiało, co ona tu tak właściwie robi i dlaczego nic nie pamiętam z wczorajszego dnia? Chyba nie byłem takim skończonym kretynem, aby zapraszać jakąś babę do siebie na upojną noc przy alkoholu, prawda? Do tego wyglądała jak siedem nieszczęść i raczej nie lubowała w tego typu zabawach.
- O-obudził się pan już? Miałam sprawdzić czy wszystko w porządku. - powiedziała i niepewnym krokiem podeszła w stronę łóżka. - L-lekarstwa.
Wystawiła w moją stronę swoją drobną i trzęsącą się dłoń, na której znajdowały się dwie tabletki niewielkich rozmiarów.
- Skąd mam wiedzieć czy to nie są jakieś narkotyki? - spytałem podejrzliwie, patrząc na nią chyba zbyt wrogim wzrokiem, gdyż ta omal się nie przewróciła.
- Dla pańskiego dobra, za zleceniem lekarza. - mówiła niemal szeptem, więc dość ciężko było mi zrozumieć cokolwiek.
I jakiego lekarza?
- Gdzie ja jestem? Czy to jakaś wroga organizacja, a ty grasz pielęgniarkę, naprawdę będąc gangsterką pod przykrywką? - kolejne pytanie, a ja miałem wrażenie, że nigdy z niej nie wyciągnę jakichś szczegółowych informacji.
- Rose, czy mogłabyś wyjść? - ten głos wydawał się taki znajomy, a jednak nie potrafiłem rozpoznać w stu procentach do kogo on należał.
- T-tak proszę pana! - odparła niemal krzykiem, spłoszona wybiegając z sali, zupełnie zapominając o lekach.
Moim oczom ukazał się elegancko ubrany mężczyzna w wieku około czterdziestu lat, w ręku trzymał kartkę, na której były wypisane prawdopodobnie moje dane osobowe.
Co się dzieje?
- Chuuya, w co ty się wpakowałeś? Nie uważasz, że mamy już wystarczająco dużo problemów? - powiedział z pokerowym wyrazem twarzy, a mnie olśniło. Ōgai Mori.
- Szefie jest w porządku, niedługo pewnie mnie wypiszą i... - miałem kontynuować swój zapewne przekonujący monolog, jednak jego surowy głos przerwał mi w połowie zdania.
- Możesz umrzeć Nakahara. - dopiero teraz zbliżył się do mnie spokojnym krokiem, kładąc skrawek papieru na szpitalnej kołdrze.
- C-co? - jedynie to udało mi się wydusić, patrząc przerażonym wzrokiem na wynik.
Czy ja jestem gotowy na śmierć?
- Przeczytaj. - powiedział stanowczo.
Niepewnym ruchem sięgnąłem po kartkę i ustawiłem ją pod dobrym kątem, aby móc przeczytać ostateczny werdykt na temat swojego losu.
Chūya Nakahara, pacjent numer 94 okręgowego szpitala w Yokohamie.
Przyczyny pobytu: krwotok wewnętrzny, utrata przytomności
Niezidentyfikowany obiekt zalegający w okolicy płuc, przygniatający organy wewnętrzne. Wymagana kosztowna operacja w celu usunięcia anomalii.
- Mafia Portowa oczywiście wpłaci część kwoty na twoją operację, nie musisz się o to martwić Chūya. - powiedział siadając na krańcu łóżka i z powrotem zabierając mi kartkę.
- Czy wiadomo co.. Co to jest? - pytam, a głos coraz bardziej mi się łamie.
Czy to możliwe, aby były to łodygi kwiatów? Czy takie coś w ogóle istnieje?
- Obecnie nie. Ma to dość dziwny kształt i zajmuje większość części twojego ciała, tak wskazuje prześwietlenie. Cokolwiek to by nie było musisz podjąć się tej operacji, chociaż jest prawdopodobieństwo, że umrzesz na stole. - nadal mówił ze stoickim spokojem, co wcale nie dawało mi optymistycznych wizji na temat swojego zdrowia.
- Kwiaty. - powiedziałem patrząc pustym wzrokiem na ścianę przede mną.
- Kwiaty? - zadaje kolejne pytanie, a ja tylko czułem narastającą irytację.
Zacisnąłem dłoń na pościeli próbując wymyśleć cokolwiek co pomogłoby mi dojść do przyczyny swojej sytuacji.
- Proszę państwa, lekarz przyszedł. - ta sama kobieta co poprzednio stanęła w progu, oznajmiając to co oznajmić miała, a już po chwili pojawił się za nią mężczyzna w podeszłym wieku, prawdopodobnie niedługo zmierzający na emeryturę z łysiną na głowie i okularami z bardzo grubą oprawką. Śmiało mogłem powiedzieć, że wyglądał jak ci psychopaci z horrorów, które oglądał za młodu.
Mori i pielęgniarka opuścili nas w ekspresowym tempie, a ten tylko pociągnął za sobą taboret na którym następnie usiadł, wyciągnął coś w rodzaju notatnika oraz niebieski długopis z nadgryzioną końcówką.
- Panie Nakahara, czy ostatnio czuł się pan jakoś gorzej? - pytanie numer jeden.
Kiwam głową na tak.
- Co dokładnie się działo? - marszczy brwi, co tylko podkreśliło zmarszczki na jego przemęczonym czole.
- Plułem płatkami róż. - powiedziałem jakby było to oczywiste.
- Proszę? - pyta poprawiając okulary.
- Plułem płatkami róż. - syknąłem, zdając sobie sprawę z tego, że pewnie weźmie mnie za kogoś ze schorzeniem psychicznym.
- Jak często się to panu przytrafiało? - zapisał coś w notatniku.
- Kiedy ją widziałem. - mówię i jakby odpływam.
- Kogo? - podnosi wzrok.
[T.I.] proszę powiedz mi, czy będziesz tęsknić?
CZYTASZ
[🌺] flowers in my lungs || chuuya nakahara
Fanfic❝𝐈 𝐝𝐫𝐞𝐰 𝐡𝐞𝐫 𝐢𝐧 𝐦𝐲 𝐰𝐨𝐫𝐥𝐝; 𝐈 𝐰𝐫𝐢𝐭𝐞 𝐡𝐞𝐫 𝐢𝐧 𝐦𝐲 𝐥𝐢𝐧𝐞𝐬, 𝐈 𝐰𝐚𝐧𝐭 𝐭𝐨 𝐛𝐞 𝐡𝐞𝐫 𝐦𝐚𝐧, 𝐬𝐡𝐞 𝐰𝐚𝐬 𝐧𝐞𝐯𝐞𝐫 𝐦𝐞𝐚𝐧𝐭 𝐚𝐬 𝐦𝐢𝐧𝐞.❞ 𝚑𝚊𝚗𝚊𝚑𝚊𝚔𝚒!𝚌𝚑𝚞𝚞𝚢𝚊 𝚗𝚊𝚔𝚊𝚑𝚊𝚛𝚊 𝚡 𝚛𝚎𝚊𝚍𝚎𝚛 [𝐙𝐀𝐖𝐈�...