Rozdział I

459 13 4
                                    

P. O. V Katherine

Równo o 8.00 zadzwonił mój budzik. Wczoraj był ostatni dzień wakacji. Rozpoczęcie roku szkolnego zacznie się o 9.30. Znowu będę musiała chodzić do tego piekła. Nie chodzi mi o naukę. Bardziej chodzi o innych ludzi uczących się w tej szkole. Gnębienie mnie przez nich to jakaś chora tradycja. Automatycznie spojrzałam na moje ręce. Były ozdobione różnymi bliznami po żyletce. Gdybym tylko mogła zmienić bieg czasu. Może wtedy moje życie byłoby lepsze? Po chwili jednak zdecydowałam się, że to pora wstać. Mieszkam w domu dziecka. W całym tym budynku są tylko 4 może 5 osób niepełnoletnie. Nie mieliśmy kucharek, więc sami musieliśmy robić śniadanie. Byłam najstarsza, więc czesto robiłam śniadanie innym. Weszłam do łazienki, żeby wykonać poranne czynności. Potem poszłam do kuchni. Znalazłam tam kawałek szynki. Na blacie zauważyłam chleb. Szybko zrobiłam i zjadłam kanapki z szynką. Spojrzałam na zegarek z kukułką. Wskazywał 8.15. Ruszyłam do mojego pokoju, jeśli można go tak nazwać. Tynk, który ledwo co się trzyma, stare łóżko i różne obrazki. Kiedy już tam byłam żwawym krokiem podeszłam do szafy. Wyciągnęłam swój strój galowy. Składał się on z czarnej spódniczki, która sięgała mi do kolan oraz białej bluzki z koronki na rękach. Wzięłam jeszcze parę potrzebnych rzeczy i zaczęłam się przebierać. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Postanowiłam, że pomogę naszej opiekunce budzić innych. Wszyscy się tutaj znaliśmy. Kiedy wszyscy już zostali obudzeni, zerknęłam na zegarek. Była już 8.40. Do szkoły mam trochę drogi, więc powoli zaczynałam się zbierać. Poprawiłam ubranie. Na stopy założyłam czarne pantofelki. Wzięłam moją ulubioną czarną kurtkę i tego samego koloru torebkę. Sprawdziłam czy wszystko mam. Wzięłam telefon do ręki. Zegarek w telefonie pokazywał 9.55. Droga do szkoły zajmowała mi około 25 minut. Wzięłam słuchawki i telefon do ręki. Słuchawki podłączyłam i włożyłam do uszu. Na telefonie znalazłam moją ulubioną piosenkę, którą od razu włączyłam. Powolnym krokiem ruszyłam do szkoły. Kiedy doszłam do swojego liceum zobaczyłam dużą ilość osób. Spojrzałam na elitę. Składała się z chłopaków, którzy podrywali każdą ładną dziewczynę. Koło nich stały tapeciary. Tona makijażu, sukienki miniówki oraz wielki dekolt. Ruszyłam na salę gimnastyczną, gdzie odbędzie się apel. Siadłam na ławce, która była podpisana naszym numerem klasy. Usiadłam z boku, aby się nie narazić na niebezpieczeństwo że strony rówieśników. Apel zaczął się, gdy dyrektor kazał nam zaśpiewać hymn szkoły i państwowy. Trudno było usłyszeć jakąkolwiek ekscytacje ze strony uczniów. Najbardziej było słychać osoby ze szkolnego chóru. Potem zaczęła się coroczna przemowa na której niektóre osoby śpią. Jednak zaciekawiła mnie jedna rzecz. Na miejscu gdzie najczęściej stała nasza wychowawczyni, która uczyła też historii i francuskiego nie było. Wątpię, że się spóźniła. Była to kobieta około 30. Miła, lubiana przez uczniów. Często na lekcji żartowała, ale uczniowie mieli do niej szacunek. Szukałam jej przez chwilę wzrokiem. Kiedy minęło gdzieś 5 minut zrezygnowałam z poszukiwań. Kiedy dyrektor skończył kazał nam iść do dyżurki, gdzie mieliśmy odebrać plany lekcji. Odebrałam swój plan jako pierwsza z klasy.  Kiedy odeszłam od miejsca gdzie było wiele osób zerknęłam na plan. Nie był on najgorszy. Najlepszy dzień był czwartek. Najmniej lekcji w dodatku są luźne. Musiałam jeszcze wrócić do klasy. Ustawiłam się w kolejce na samym końcu. W szkole nie byłam specjalnie lubiana. Nie raz wracałam do sierocińca z siniakami poprzez pobicie. Nagle usłyszałam lekki huk drzwi i zobaczyłam cień męskiej sylwetki. Nie mogłam zauważyć za wiele, bo inni zasłaniali mi widok. Weszliśmy do klasy. Zdziwił mnie fakt, że dziewczyny, które zawsze zajmowały tylne ławki, kłóciły się o te sprzodu. Jednak kiedy podniosłam wzrok na biurko, a potem na nauczyciela dostałam odpowiedź. Przy biurku siedział mężczyzna włosy miał ciemno brązowe ułożony w artystyczny nieład. Zielone oczy, średniej wielkości nos oraz malinowe usta. Skanował każdego wzrokiem. Poszłam do ostatniej ławki pod oknem. Tą ławkę zajmowałam prawie od początku. Spojrzałam na niektórych. Chłopcy mieli gdzieś nauczyciela, a większość dziewczyn śliniła się na wygląd nowej osoby. Byłam wyjątkiem. Patrzyłam przez okno. Jednak po chwili poczułam czyiś wzrok na sobie. Odwróciłam głowę od okna i próbowałam niezauważalnie poszukać obserwującej mnie osoby. Jednak moje próby nie powiodły się, ponieważ po chwili napotkałam zielone oczy mężczyzny. Próbowałam zachować obojętny wyraz twarzy i nie pokazywać, że obecna sytuacja mnie irytuje. Pierwsza zerwałam kontakt wzrokowy. Wyjrzałam ponownie przez okno. Przez chwilę jeszcze czułam jego wzrok, jednak później najwidoczniej odpuścił, bo jego wzrok padł na kogoś innego. Nie było jeszcze wszystkich. Poczekaliśmy jakieś 5 minut. Mężczyzna wstał i stanął na środku klasy.

- Dzień dobry. Nazywam się Aleksander Smith. Przez cały rok szkolny będę was uczył francuskiego i  historii. Przy okazji też będę waszym wychowawcą. Ma ktoś jakieś pytania? - spytał nauczyciel. Wiele osób w klasie podniosło ręce. W większości były to tapeciary. Nie muszę być znawcą, żeby wiedzieć, że spytają się o wiek i czy ma żonę lub dziewczynę. Pozwolił powiedzieć pytanie chłopakowi z przedostatniej ławki pod ścianą.

- Dlaczego nie ma naszej byłej wychowawczyni?- po głosie rozpoznałam, że to Kamil. Nie raz go widzę jak pali papierosy na tyłach szkoły. Czasem pomaga innym mnie gnębić.

- Ponieważ jest w ciąży- odpowiedział na pytanie Smith. Na tą informację kociaki moich ust lekko się podniosły. Pomyślałam, że fajnie byłoby czasami pomóc naszej byłej nauczycielce. Jej mąż pracuje bardzo długo, a kobieta w ciąży nie może się przemęczać. Nie raz pomagałam pani w robieniu zakupów. Jak miała złamaną nogę to bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Kiedy jesteśmy same pozwala mi na nią mówić ciocia. Cieszę się, że będzie miała dziecko. Parę kwestii najbardziej mnie ciekawi. Czy to chłopiec czy dziewczynka? Do kogo będzie bardziej podobny lub podobna? Jak będzie miała lub miał na imię? Podobne pytania wypełniają mój mózg i czekają na odpowiedzi. Próbowałam się jeszcze skupić, co na szczęście mi się udało. Pan dalej odpowiadał na pytania. Kiedy została ostania osoba, która z każdym przystojnym facetem się lizała, pozwolił jej na zadanie pytania.

-Ile ma Pan lat i czy ma Pan żonę?- to pytanie wcale mnie nie zdziwiło. Bardziej to, że nikt o to wcześniej  nie spytał.

- Mam 24 lata i nie mam żony ani dziewczyny. Czy są jakieś jeszcze pytania, które nie mają nic wspólnego z moją życiem prywatnym? -

Wydaje się on spoko. Moim zdaniem będzie umiał od pyskować niektórym osobą. Wiem jedno. Na każdej przerwie będą wokół niego dziewczyny z różnych klas. Kiedy nikt nie chciał już zadać pytania, pozwolił nam iść. Wzięłam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia. Na korytarzu wyjęłam słuchawki i telefon. Kiedy byłam w drodze do sierocinca czułam czyiś wzrok na sobie. Dyskretnie się rozejrzałam. Jednak nikogo nie zauważyłam. Przyspieszyłam troszkę kroki. Po 10 minutach byłam już w domu dziecka. Prócz mnie nikogo nie było. Najwidoczniej może inne dzieci mają w życiu choć troszkę lepiej? Postanowiłam zerknąć do kuchni. Były tam tosty. Nic nie zjadłam, ponieważ jestem za gruba. Mam 168 cm wzrostu i ważę około 47 kg. Moim celem jest 40 kg. Poszłam do swojego pokoju jeśli można to tak nazwać. Przebrałam się w wygodniejsze ciuchy i ruszyłam do hospicjum. Jestem tam jako pomocniczka ale często umilam czas starszym ludziom. Kiedy weszłam korytarz był pusty. Była ładna pogoda, a wiem, że niektórzy mogą jeździć na wózku lub na pieszo po dworzu. Nawet dla nich to jest zalecane. Osoby, które mogły wyjść zaproponowałam im spacer. Większość się zgodziła. Pomogłam im ubrać się w ubrania, w których nie będzie im zimno. Koło hospicjum był park. Zaproponowałam im tamto miejsce. Wszyscy się zgodzili. Chodziliśmy pod drzewami, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Kiedy już wracaliśmy zobaczyłam w oddali znaną mi sylwetkę mężczyzny. Był do mnie odwrócony przodem, jednak z takiej odległości trudno było coś zobaczyć. Odprowadziłam osoby mieszkające w hospicjum do ich pokoi. Pomogłam im się przebrać w ich fartuchy. Poszłam teraz do osób, którzy nie mogli wyjść. Pograłam z nimi w szachy, warcaby i gry karciane. Przy okazji nauczyłam się jak grać w tysiąca. Kiedy była 17 godzina musiałam już wrócić do domu dziecka. Pożegnałam się że wszystkimi przytulasem i wyszłam. Jak na moje szczęście był deszcz. W niczym on mi nie przeszkadza więc poszłam jak gdyby nigdy nic. Przeszłam przez park. Kiedy byłam na chodniku zatrzymał się koło mnie czarny Mustang. Przyciemniana szyba poleciała w dół i mogłam zobaczyć kierowcę. Tą osobą był mój nowy nauczyciel.

-Wsiadaj. Chyba, że chcesz być jutro chora- uśmiechnął się do mnie.

- Nie chcę robić kłopotów, proszę pana- powiedziałam na jednym tchu.

- To nie będzie problem tylko czysta przyjemność. Wsiadaj- powiedział- To gdzie mieszkasz?

-Sierociniec- odpowiedzialam ledwo słyszalnie. Kiedy spojrzał na mnie ze smutkiem i zdziwieniem byłam pewna, że usłyszał. Reszta drogi minęła nam w ciszy. Pożegnałam się z nim przy okazji życząc mu dobrej nocy i ruszyłam w stronę budynku. Poszłam się umyć i przebrałam się w piżamę. Poczytałam trochę i nie wiadomo kiedy zasnęłam z książką na kolanach.

§§§§§§§§§§§§§§§

1427 słów. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania.

Mój skarb [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz