Rozdział 5

53 8 5
                                    

Zaciśnięte dłonie chłopca, uderzyły z ogromnym impetem w gruby lód. Kropelki krwi ułożyły się teraz w ogromną plamę, która gwałtownie ulegała zamrożeniu, tworząc kolejną warstwę. Następny cios, spowodował głośne pęknięcie. Brego zastanawiał się przez moment czy to lód, czy też może jego własne kości. Przetarł usta, z których wściekle sączyła się ślina i spojrzał na swoje pięści. Krew wciąż z nich kapała, a on sam, przyglądał się jej z zafascynowaniem. Oparł swoje zmęczone ciało o drzewo i wytężył wzrok przed siebie. Śnieg, który opadł na koronę drzewa, spadł na niego, zakopując go po pas.

- Widzę cię i czuję... - wyszeptał głos.

Chłopak zmrużył mocno oczy, skupiając się na swoim ciężkim oddechu.

- Ból nie sprawi, że przede mną uciekniesz...

- Zostaw mnie! - krzyknął, łapiąc się za głowę. Czuł jak bicie serca, staje się teraz głośniejsze niż jego własne myśli.

- Jesteś mi przeznaczony...

Chłopak uniósł się gwałtownie, strzepując z siebie warstwy białego puchu. Okrążył wkoło drzewo, krzycząc i trzymając się za głowę. Pochylił się na moment, poczuł jak jego zmasakrowanie dłonie, zaczynają szczypać, sprawiając uciążliwy ból. Był przemoczony od własnego potu.

- Nie wytrzymam tego dłużej... - wymamrotał, prawie tracąc przytomność. W ostatniej chwili udało mu się podeprzeć o konar.

- Wytrzymasz o wiele więcej niż ci się wydaje! - krzyknął przeszywający głos. Czuł się jak potłuczone szkło, które rani dłonie za każdym razem, gdy chce się je pozbierać. Świdrowany dźwięk, rozbrzmiewał w jego uszach, a obraz powoli, stawał się coraz ciemniejszy. Własne myśli kuły jego ciało, a on sam nie potrafił nad tym zapanować. Dźwięk nie chciał ucichnąć, wręcz przeciwnie, teraz rozbrzmiewał tysiącem głosów, z których chłopak nie potrafił nic wywnioskować. Jego drżące i zakrwawione dłonie dotknęły rozgrzanego czoła. Brego tracąc wszystkie siły, upadł na kolana, a twarz chłopca zatopiła się w lodowatym śniegu.

- Podnieś się - powiedział sam do siebie. Zamknął ponownie oczy i skupił się na własnym oddechu. Wiedział, że tylko wyciszając swój umysł, jest w stanie opanować tajemniczy głos. Czuł jak każdy organ w jego ciele spowalnia swoją pracę, a krew w jego żyłach zastyga. Udało mu się wstać, choć jego ciało wciąż drżało jak galareta.

- Jesteś słaby...

- Nie jestem! - krzyknął.

Otworzył szeroko oczy, gdy ujrzał przed sobą małą postać, która z zdezorientowaną miną, tajemniczo się mu przyglądała.

- Wszystko w porządku? - zapytała Blair, nie ruszając się z miejsca.

- Śledzisz mnie?

- Nie... - rozejrzała się ostrożnie wokół. Rzeka, na której właśnie się znajdowała, zamieniła się w ogromne lodowisko. Twardy lód, mienił się w Słońcu niczym srebrne lustro, pokryte drobnymi kryształkami. Było to jedyne miejsce, tuż za zbrojownią, które straż nie była w stanie kontrolować. Choć uciekając tutaj samemu, skazywano się na wyrok z własnej woli. Blair nie była pewna, czy chciała iść za chłopcem. Przez długi moment zastanawiała się, obawiając się strasznych konsekwencji. Biła się z własnymi myślami. To przez nią Brego został zaatakowany przez Admagona, było jej wstyd. Chłopak od dłuższego czasu jej unikał, nie dając szans na wytłumaczenie, a teraz mając okazje odkupić swoje winy, postanowiła za nim wyruszyć. Nie spodziewała się jednak takiego widoku, a zachowanie chłopca, wywołało u niej ogromny niepokój. Teraz sama obwiniała siebie, że znalazła się w takim miejscu, z takim człowiekiem jak Brego.

Dwie KartyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz