Rozdział 7

37 4 2
                                    

Metalowe podkowy z kontaktem lodowatej powierzchni, wydawały odgłos stłuczonego szkła. Ich końce wbijały się w lód, pozostawiając za sobą pęknięcia. Koń pędził z ogromną prędkością, jego biała grzywa falowała na wietrze, wyginając się wszystkie strony. Napięte mięśnie zwierzęcia dodawały mu pewności siebie, nawet wieczna zima, nie była mu straszna. Zwierzę wtargnęło do ciemnego lasu, gdzie światło Słońca nie dociera, a korony drzew spowite są grubym lodem. Małe krzaki przypominały zamarznięte figury, które po dotknięciu, kruszyły się w ostry, lodowaty pył. Koń pociągnięty za uzdy, przystanął gwałtownie i zaprychał z niezadowoleniem.
Admagon ze skoczył z siodła, rozglądając się dokoła. Wracał z królewskiego pałacu, to jego trzeci dzień podróży. Śnieg zamazywał szlaki, a mężczyzna błądził wkoło.

- Niech to szlag! - krzyknął, tupiąc nogą. - Przykro mi to mówić Askar, ale chyba znów się zgubiliśmy - dodał, głaszcząc zwierzę po pysku. Koń zaprychał, a z jego paszczy wydobyło się gorące powietrze, które z kontaktem zimnej aury, spowiło się w kłębek mgły.

Lodowaty chłód przeszył ciało mężczyzny, podróżował parę dni, a jego prowiant powoli się kończył.

- Nie możemy spędzić tu kolejnej nocy, błąkając się wkoło. Zamarzniemy jak te roślinki tutaj - odparł z poirytowaniem. Był zmęczony i przemarznięty, wiedział też, że noc w tym lesie, nie zwiastuje nic dobrego. Wiatr kołysał suche gałęzie, które ocierając się o siebie, wydawały piszczący odgłos. Mężczyzna przetarł twarz, kucając na moment. Złapał ponownie powietrze i przyjął pozycję stojącą.

- Umrzemy tu z wycieńczenia, jeśli ten cholerny śnieg nie przestanie padać! - krzyknął, jakby oczekując, że biały puch go wysłucha.

Koń nagle zrobił się niespokojny. Zwierzę zaczęło tupać kopytami, a Admagon, widząc zachowanie swojego towarzysza, gwałtownie wytężył słuch. Ostrożnie i po cichu wyjął ze swojej pochwy srebrzyste ostrze. Zwiększył swoją czujność, przymykając oczy i regulując oddech. Zacisnął pięść na rękojeści, wziął głęboki wdech i gwałtownym ruchem, obrócił się za siebie. Jego ostrze zostało zatrzymane przez wroga. Przeciwnik wpatrywał się w niego jak w ofiarę, którą zaraz skonsumuje. Adamgon wytrzeszczył zęby, a spłoszone zwierzę stanęło tuż za plecami swojego pana.

- Żołnierzyk króla Aleshira - syknęła nieznajoma postać. Jego twarz była zakapturzona, a dłonie, które wystawały spod długiej peleryny, wyglądały na martwe. Jego siwe palce, ozdabiały przeżółknięte, ostre szpony, a skóra, która pokrywała jego ręce, przybrała kolor zgniłej zieleni.
Admagon wzdrygnął się z obrzydzenia, miał wrażenie, że stoi przed nim rozkładające się ciało. Kaptur niespodziewanie zjechał z twarzy przeciwnika, odkrywając jego tożsamość. Czarne ślepia z lekko przekrwionymi kącikami, wpatrywały się teraz uważnie w mężczyznę. Wróg oblizał swoje spierzchnięte usta długim niczym wąż jęzorem.

- Jesteś wysłannikiem Dagona - odparł Admagon, wciąż siłując się z nim na miecze. Zaparł swoje stopy w warstwie śniegu i całą swoją mocą, zaczął napierać na przeciwnika. Wiedział, że pojedynek musi zakończyć się szybko. Był przemęczony podróżą, przez co jego siła znacznie podupadła, w dodatku był na terenie wroga. W każdej chwili przeciwnik, mógłby zwołać dodatkowe wsparcie.

- Sam w ciemnym lesie? To nie podobne do armii Aleshira, zazwyczaj polujecie w skupiskach. - Stopy przeciwnika, również ugrzęzły w białycm puchu.

Wiatr podwoił swoje siły, jakby chcąc obudzić cały las, na przedstawienie, które właśnie się zaczęło.

- Czuje twoją cieplutką krew! Nie mogę się doczekać, aż posmakuje twego ciała! - krzyknął wróg.

Odbił swoje ostrze od miecza przeciwnika, przykucnął wykorzystując chwilę nieuwagi Admagona i szybkim ruchem, przeciął górną część uda mężczyzny. Krew prysnęła, brudząc białą powierzchnie. Admagon stracił równowagę i upadł, starając się jedną dłonią tamować krwotok. Rywal nachylił się nad nim, uniósł wysoko ostrze do góry, z którego błysnęło światło i wbił je w kierunku Admagona. Mężczyzna w ostatnim momencie zrobił unik, turlając się w przeciwną stronę. Ostrze nieprzyjaciela zamiast utkwić w sercu Admagona, ugrzęzło w grubym lodzie.
Admagon wykorzystując chwilę przewagi, zebrał swoje wszystkie siły i mimo przeszywającego go bólu, stanął na obydwie nogi. Znajdował się teraz tuż za plecami oponenta, gdy rywal zdążył się obrócić, Admagon jednym, precyzyjnym ciosem wykonał ruch, ścinając głowę przeciwnika, która sturlała się pod kopyta Askara.
Koń prychnął ze szczęścia i swoimi metalowymi kopytami, zmiażdżył czaszkę w drobne kawałeczki.
Miecz wyśliznął się z dłoni Admagona, a on sam upadł na kolana, zatapiając twarz w zimnym śniegu. Zwierzę podbiegło do swojego pana, muskając go pyskiem po plecach.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 28, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dwie KartyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz