Rozdział 2

39 4 4
                                    

- Hej Siebren! - Sigma usłyszał głos Sombry za sobą. - Chodź za mną.

Znajdowali się na ogromnej polanie pełnej wysokiej trawy i kwiatów. Śpiewy ptaków współgrały z melodią świerszczy, a w powietrzu unosił się słodki zapach wiosny. Sombra wbiegła do lasu nie czekając na mężczyznę.

- Sombra poczekaj! - Krzyknął za nią uśmiechnięty i ruszył w jej kierunku.

Gdy już znajdował się w lesie zrozumiał, że stracił dziewczynę z pola widzenia.

- Sombra? Sombra gdzie jesteś?! - Jego rozbawienie przerodziło się w lekki strach. - Sombra nie pogrywaj tak ze mną.

Rozglądał się na wszystkie strony jednak las jakby zrobił się bardziej gęstszy i mroczniejszy.

- Sombra? - Powiedział niepewnie.

- Tu jestem staruszku. - Wyskoczyła za jego plecami i ucałowała go w policzek.

Wszystko wydawało się wrócić do normy, a sam Siebren był o wiele spokojniejszy. Sombra złapała go za rękę i pociągnęła przed siebie.

- Zobacz. - Przed nimi rozpościerał się ogromny staw, wokół którego spacerowały jelenie i sarny.

- Jak tu pięknie. - Powiedział zachwycony widokiem.

- Siebren, jest coś o czym chcę ci powiedzieć. - Złapała go za dwie ręce i spojrzała prosto w oczy.

- Tak? - Jego serce zabiło mocniej i czuł jak na twarzy pokazuje się rumieniec.

- Bo ja... - Zawahała się. - Jestem martwa.

- Że co? - Sigma wystraszył się.

- Jestem martwa. - Jej oczy pociemniały, a z ust zaczęła wypływać krew. - I to wszystko twoja wina.

Próbował wyrwać ręce z jej uścisku jednak nie ważne jak próbował nie był w stanie ich wyrwać.

- To ty mi to zrobiłeś. Teraz patrz na to co się ze mną dzieje. - Zaczęła krztusić się własną krwią, a jej skóra zaczęła pękać.

Siebren zaczął krzyczeć i wyrywać się z całych sił.

- To nie prawda! To nie może być prawda! - Krzyknął.

Zerwał się z łóżka szybko oddychając, a jego serce waliło mu jak młotem. Minął już czwarty tydzień od pierwszego treningu, a Sigma i Sombra czuli się w swoim towarzystwie zupełnie swobodnie. Traktowali siebie jak dobrych przyjaciół. Dokuczanie Sombry stało się normą i powoli uczył się jak na to reagować, tak by oboje mogli się z tego pośmiać. W końcu gdy dostał już nowy pokój i mógł sam poruszać się po placówce spędzał z nią ponad połowę dnia, nawet na samym siedzeniu i pracowaniu w ciszy niedaleko siebie. Byli sobie naprawdę bliscy w tym całym ponurym i pozbawionym uczuć miejscu. Po raz pierwszy od dawna wiedział, że nie jest z tym wszystkim sam. Jednak jego umysł nie przyjmował tego do wiadomości i niemalże codziennie zsyłał na niego koszmary z Sombrą w roli głównej. Dopiero teraz zorientował się że wszystko w pokoju jest poprzewracane i nieuporządkowane. Zbyt silne emocje sprawiały, że nie był w stanie kontrolować swoich umiejętności, przez co niemalże każdego ranka musiał porządkować swój pokój po nocnych koszmarach.

- Hej. - Powiedziała Sombra ubrana w strój Szponu wchodząc do jego pokoju bez pukania. Zatrzymała się jednak widząc w jakim stanie jest pomieszczenie. - Znowu koszmary?

Przeniosła na niego wzrok i zaśmiała się widząc, że jeszcze nie wstał.

- Yhym. - Mruknął wychodząc z łóżka i podchodząc do szafy.

Lost in feelings [Gravityhacker]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz