Rozdział 10

294 22 3
                                    

Wracałem do domu z treningu, gdy ktoś na mnie wpadł. Nic mi się nie stało, ale automatycznie odwróciłem się w tę stronę, chcąc zobaczyć, kto to był. Przede mną ze łzami rozmazanymi na twarzy i strachem w oczach stało roztrzęsione dziecko, które stało jedynie w cienkim T-shircie i dresowych spodniach na bosaka na tym mrozie, do piersi tuląc lśniące łyżwy.

-Pomóż mi.

Jego błagalny szept odbijał się echem po mojej czaszce. Spojrzałem za niego i zauważyłem mężczyznę, który biegł w naszym kierunku z wściekłym wyrazem twarzy. Dopadł do dzieciaka i zaczął ciągnąć go za rękę, zostawiając siniaki na delikatnej skórze.

-Już ja ci pokażę, uciekać, tak ci złoję skórę, że się nie ruszysz przez miesiąc!

Odgrażał się, a chłopiec próbował wyrwać się z silnego uścisku z płaczem błagając o pomoc. Chwyciłem napastnika za nadgarstek i wykręciłem mu rękę. Byłem wkurzony, że ktoś może tak traktować dziecko.

-Zostaw go w spokoju.

Zarządziłem i chwyciłem drobną, zimną dłoń, prowadząc go do siebie. Okryłem go swoim szalikiem i oddałem moją czapkę, chcąc, by choć trochę się ogrzał i poprawiłem plecak na ramionach, prowadząc go do swojego domu. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłem go zostawić. Coś takiego było w jego oczach, co mi na to nie pozwalało. Nie wiedziałem jeszcze, jakie konsekwencje to za sobą pociągnie.

OpiekunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz