-4-

32 3 0
                                    

Minął już tydzień od tego feralnego wieczoru, a Megan ze swoją świtą nie pojawiła się ani razu na całe szczęście. Dzisiaj jestem sama bo Paula ma wolne dobrze że to nie jest bardzo ruchliwy dzień.

-Chłopaki za godzinę mecie już ruszać z ciałami tych małych bliźniaków, tylko błagam was bez żadnych numerów.- Upominam moich grabarzy.

- Czy my kiedykolwiek zrobiliśmy jakiś numer?- Już mam mu przypomnieć ich jakże zabawne historie ale Łukasz szybko dodaje.-To było pytanie retoryczne, nie odpowiadaj.

- Ja nie mogę z wami normalnie.- Odchodzę już od nich bo ktoś właśnie wszedł do zakładu.

-Dzień dobry.- Przywitał się przystojny szatyn z dłuższymi włosami zaczesanymi do tyłu, idealnie przystrzyżoną brodą, z pięknymi szarymi oczami w których kryła się dziecięcą radością i wąskimi ustami na których gościł radosny uśmiech. Postawny, metr dziewięćdziesiąt, szeroki w barkach i wąski w biodrach, jego spore mięśnie opinała koszulka. Na chwilę zatraciłam się w tym obrazku.

-Witam w czym mogę pomóc.- Burknęłam zestresowana, ta w czym pomóc no raczej że w pogrzebie wariatko.

- Potrzebuję skremowania dwóch ciał .- Przez jego uśmiech błysnęły śnieżnobiałe zęby. Trochę to dziwne że przyszedł zamówić kremacje bliskich i cały czas się uśmiecha jakby szczęko ścisku dostał.

- Dobrze poproszę akt zgonu i na kiedy ksiądz ustalił datę pogrzebu?

- Ksiądz nie jest nam potrzebny.- Widzę jak Megan ze swoimi przydupasami przekraczają próg zakładu. – Potrzebujemy tylko by ich ciała zmieniły rozmiar i zmieściły się do małej puszki której zawartość z łatwością i bez podejrzeń wysypiemy do jeziora jako przynęta dla ryb.

- Żartujesz sobie?- Mówię rozdrażniona jej pojawieniem się tu.

-Nie i dobrze wiem że to dla mnie zrobisz bo inaczej krzywda spotka twoje dziecko.- Podeszła do szatyna i przewiesiła rękę przez jego ramiona jakby chciała pokazać że jest jej.- Pokaż Marcelowi jak obsługuje się te piece i będzie po problemie.

- Piece obsługuje Pan Ryszard i tylko on umie to robić.

- To zawołaj Pan Ryszarda on zapozna ze wszystkimi szczegółami Marcela.

- Zajęty jest bo właśnie wstawia ciała.

- Nie przeciągaj tylko go zawołaj- Syczy w moją stronę wkurzona uderzając pięścią o blat.

- Dobrze pójdę po niego.

-Bolo idź z nią. –Megan kiwnęła na jednego ze swoich rottweilerów.

Przeszłam korytarzem cały czas obserwowana.

- Panie Ryszardzie mogę pana prości na recepcję.

- Tylko denata zapakuję i przyjdę.

Wróciłam na z moim tymczasowym gorylem na recepcję i akurat teraz musiał się tam zjawić Kamil po papiery tych bliźniaków.

- Możesz powiedzieć czemu przed zakładem stoją cztery harleye i Suv, a tutaj stoi jakiś gang z masa broń?- Pyta zdezorientowany Kamil.

- To są nowi pracownicy masz papiery i na pogrzeb bez numerów ruchy.- Odchodzi niezadowolony.

- Mam nadzieję że nie będę musiał paradować cały czas w graniaku. – Mówi śmiejąc się Marcel.

- Już jestem coś się stało? – Właśnie zjawił się pan Ryszard to się teraz zacznie zabawa.

MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz