Dzisiaj mamy sobotę, dwunasta trzydzieści. Gdy ja sobie płakałam w łazience, Denver postrzelił Monicę. Nie zabił jej. Zakładnicy słysząc strzały wpadli w panikę, Nairobi próbowała ich uspokoić, na próżno. Za to Berlin jak zwykle był spokojny, jednak zdziwło go to, że usłyszał nie jeden, a dwa strzały, musiał to sprawdzić, więc wolnym krokiem udał się do łazienki. Nacisnął na klamkę i wszedł do łazienki.
- Dwa strzały. - zwrócił się do Denvera. - Gdzie Venecja, miała ci pomóc? - zapytał, na co Denver zacisnął pięści.
- Wiesz to nie jest łatwe gdy ktoś błaga cię o litość. A poza tym, lepiej zostaw Venecję w spokoju, cierpi przez ciebie nie widziesz tego? Jesteś dupkiem, sam powinieneś to zrobić. - wysyczał przez zęby i złapał Andresa, za kombinezon.
- Denver daj spokój. - powiedziałam stojąc w drzwiach pociągając nosem.
- Venecja musimy porozmawiać. - odwrócił się do mnie Berlin.
- Narazie nie mamy o czym. - dopiero teraz zobaczyłam ciało Monici.
- Denver nie... Błagam powiedz, że to żart. - spojrzałam na niego, ze łzami.
- W piwnicy jest piec, wrzuć ją tam. Potem tu posprzątaj. - zwrócił się Andres do Denvera, spojrzał na mnie i wyszedł, tak po prostu.
- Denver cos ty narobił! - krzyknęłam i złapałam się za głowę.
- Ej, ej Venecja! Ona żyje! - próbował mnie uspokoić.
- Jak to... - podeszłam do ciała i spojrzałam. Patrzyła na mnie i powiedziała.
- Denver mnie tylko postrzelił, żeby Berlin myślał, że nie żyje inaczej by was zabił. - mówiła cichutko.
- Ciii... Musimy ją ukryć w sejfie. - powiedział Denver podnosząc Monicę, złapałam ją pod drugie ramie i powoli wyszliśmy z łazienki.
- To tutaj? - zapytał Denver a ja zaczęłam rozglądać się na boki, czy aby napewno nikogo tu nie ma.
- Czemu się nie otwiera? - zapytałam cicho.
- To przez krew, nie łapie odcisku palca. - wzięła palec do buzi i po chwili znowu spróbowała otworzyć sejf. Udało się. Denver wział Monicę na ręce po czym przeniósł przez próg.
- Denver dasz radę sam? Muszę iść... Porozmawiać z Berline... - zapytałam, a drugie zdanie powiedziałam ciszej.
- Wiesz, że źle robisz? - zapytał na co pokiwałam głową. - Ale nie mogę cię do niczego zmusić. - dodał po chwili, a ja się do niego przytuliłam.
- Okej lecę. - uśmiechnęłam się lekko i wyszłam szybkim krokiem, który po chwili zamienił się w bieg. Pierwsze co to wbiegłam do holu. Berlin akurat zaczynał coś mówić, ale słysząc moje ciężkie buty odwrócił się i lekko uśmiechnął, zakładnicy spojrzeli na mnie dziwnie, tak jakby kpiąco, co bardzo mi się nie spodobało.
CZYTASZ
𝖛𝖎𝖊𝖏𝖔 𝖆𝖒𝖔𝖗 ; andres de fonollosa
Fanfiction𝖆𝖎 𝖍𝖔𝖉 𝖞𝖚 𝖎𝖓 ❛Musisz mi zaufać Carmen. ❜ Gdzie przyjaźń i miłość Carmen z dzieciństwa wraca do niej jak bumerang jednak w niezbyt normalnych okolicznościach. 【Andrés de Fonollosa x fem! oc】 【book by @lovieberlin ¦¦ 2020】 【cover by @lovieb...