T H I R T E E N !

641 50 0
                                    






Suarez rzucił maskę na biurko ciężko wzdychając.

- Jakie maski mają teraz? - zapytał wkurzony Angela.

- Nie wiem, miały otwarte usta jak w agonii. Widziałem je na obrazie "Krzyk" Muncha. Tego malarza, nie znacie go? - zapytał patrząc po innych.
- A jak wyglądała ta kobieta? - zapytała Raquel.
- Hmm... Miała takie długie brazowe włosy, mały nos, średnie uszy, o te! - mówił i patrzył na ekran gdy inny policjant wykonywał portret pamięciowy. Gdy skończył już omawiać potwierdził jej wygląd.
- To na pewno ona? - upewniła się Murillo. - Nie ma jej w policyjnej bazie danych, musiała być nie notowana. - spojrzała na Angela.
- W takim razie sprawdźmy rejest dowodów osobistych. - powiedział Prieto.
- No to mamy cię pani Carmen Goni. - rzuciła z uśmiechem na ustach Raquel.

Myśleliście o tym, że gdybyście cofnęli się w czasie, podjęlibyście te same decyzje? Bardzo żałujemy złych wyborów, gonią nas jak wielka kula z Indiana Jones, żeby w końcu nas zgnieść. Decyzje z przyszłości mają wpływ na naszą przeszłość. Najmłodszy z nas, Rio, zrozumiał to gdy włączył jedyny w mennicy telewizor. Zostawiliśmy go by w razie potrzeby komunikować się z Profesorem.

Gwałtownie podniosłam się z kanapy, ale od razu tego pożałowałam. Rana nie bolała mnie już aż tak jak wczoraj, ale za to ból głowy był nie do zniesienia. Swoimi przeklenstwami obudziłam Andresa, który najwidoczniej musiał zasnąć opierając się o kanapę.
- O wstałaś kochanie. - uśmiechnął się do mnie i pocałował. Oddałam pocałunek i ujęłam jego twarz w swoje dłonie. - Tak bardzo cieszę się, że żyjesz. - zobaczyłam w jego oczach łzy.
- Nic mi nie jest Andres, nie martw się dobrze? - odsunęłam jego twarz od mojej, a on pokiwał głową. - Pomożesz mi wstać? - zapytałam.
- O nie nie Carmen, nigdzie się nie ruszasz. - powiedział od razu.
- Mów co chcesz, wiesz dobrze, że jestem uparta i mogę wstać sama. - spojrzałam na niego.
- Uh... Wiem, ale najpierw zmienię Ci opatrunek dobrze? - pokiwałam głową i odkryłam koc. Andres odwinał bandaż, który miałam owinięty na całym brzuchu i zabrał gazę i zastąpił ją nową. Spojrzałam w dół i zobaczyłam już zszytą ranę, nie wyglądała aż tak źle.
- Przyniesiesz mi kombinezon? - zapytałam już całkiem się odkrywając.
- Oczywiście, zaraz wracam. - pocałował mnie szybko w czoło i wyszedł. Powoli unioslam się do pozycji siedzącej i spuściłam bose nogi na zimną podłogę. Dziwiło mnie, że po około pół doby czułam się na tyle dobrze, że mogłam wstać. Pewnie świadomość, że noszę pod sercem maluszka była dla mnie motywacją. Taki weźmy na przykład Arturito, zaraz by marudizl, że nie da rady nic zrobić.
- Jestem. - wpadł do gabinetu szczęśliwy Andres. Wręczył mi kombinezon i powoli zaczęłam się ubierać. Założyłam podkoszulek, a z kombinezonem musiał mi pomóc mój narzeczony. Zapiał strój do końca i podał mi bliżej buty. Zawiązałam je dokładnie i podałam dłoń dla Andresa, pomógł mi wstać i wolnym krokiem udaliśmy się do drzwi.
- Możemy pójść na dół? - zapytałam trzymając się za ramie mężczyzny.
- Oczywiście Carmen. - odpowiedział po czym spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Przechodząc między biurami dostrzegłam Nairobi i Rio, uwaga. Oglądających telewizję. Uśmiechnęłam się i zapukałam w drzwi. Nairobi odwróciła się do mnie przodem i szturchnęła Rio.
- Rio czy ja widzę ducha? - zapytała z otwartymi ustami. Na co się zaśmiałam. Moja przyjaciółka zerwała się z miejsca i mocno mnie przytuliła na co cicho syknęłam.
- Jeju przepraszam! - odsunęła się szybko.
- No, Venecja wróciła do żywych! - krzyknął Rio także mnie przytulając, ale leciutko. Stałam w drzwiach uśmiechając się od ucha do ucha, a Andres przyglądał się tej sytuacji z boku.
- Co tam oglądacie? - zapytałam podchodząc do nich trzymając się biurka.
- Sama zobacz. - rzucił Andres wskazując na telewizor.
- Największy skok w historii ma miejsce w Madrycie. - mówił prezenter na co zaczęłam się śmiać razem z innymi uważnie przyglądając się.
- Mówią o nas nawet w Ameryce, niedługo zadzwonią do nas z Hollywood! - krzyknęła Nair.
- Moi rodzice? - zapytał zdziwiony Rio.
- Był dziwnym nastolatkiem. Nieśmiałym. Zawsze zamykał się w pokoju, a my myśleliśmy, że gra w gry komputerowe. - mówił tata Rio.
- A teraz widzimy go w telewizji. Więzi sześćdziesięciu zakładników jakby był dżihadystą. - powiedział z odrazą, a ja spojrzałam na chłopaka, widziałam ból w jego oczach.
Nie słuchając dlaszych słów wstał i wyszedł bez słowa, Nairobi go wołała, ale nie reagował na co głośno westchnęłam.
- A Profesor mówił, żeby nie oglądać wiadomości. - powiedziałam cicho do siebie.

Mówił również, że to będzie czysty skok, bez krwi, bez przemocy.

- Pomożecie mi wstać? - zapytałam Nairobi i Berlina. Ten szybko wstał i wyprzedził moją przyjaciółkę łapiąc mnie w pasie, po czym postawił mnie do pionu. Nairobi wyszła mówiąc, że musi wracać do nadzoru nad naszymi pieniędzmi, a ja udałam się do wyjścia wraz z Andresem.
- Kochanie. - powiedział gdy przystanęliśmy przy jednym z biur.
- Hm? - zapytałam patrząc na niego.
- Muszę coś załatwić, poczekaj chwilkę przed drzwiami. - powiedział jakby zestresowany? Spojrzałam na niego nie przekonana, ale ostatecznie pokiwałam głową i opralam się o ścianę. Nie minęło dwadzieścia sekund, a na korytarzu pojawiła się kolejna znajomą twarz.
- O kurwa, Ven! - krzyknęła Tokio, na co lekko się zaśmiałam. Rzuciła się na mnie, ale ona chociaż uważała na ranę, nie to co Nairobi.
- Co tu robisz? - zapytałam lekko się odsuwając.
- Muszę pogadać z Berlinem. - powiedziała i wskazała głową na drzwi.
- Okej, tylko nie zabijcie się. Wiem, że za sobą nie przepadacie. - znowu się zaśmiałam i przesunęłam się kawałek umożliwiając jej wejście. Gdy była już w środku przysunęłam się bliżej drzwi, by podsłuchać o czym rozmawiają. Wiem, że tak nie powinno się robić, ale Tokio i Andres nie wróży nic dobrego.
- Co za niespodzianka. Powinnaś częściej tu wpadać. - usłyszałam ich śmiechy, na co zmarszczyłam brwi.
- Ładne biuro, teraz masz dwa. - odezwała się Tokio.
- Lubię biura, zawsze chciałem miec mahoniowe biur... - niewiedząc czemu przerwał, na co zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej.
- Ale do napadów nie potrzeba biurka. - dokończył po chwili.
- Gorąco tu. - rzuciła kobieta, a ja uslyszlam dźwięk zamka.
- Przyszłaś do mnie w kamizelce kuloodpornej? Nic cie nie zrobię, Venecja jest przed drzwiami. - usłyszałam ich śmiech i gwałtownie odsunęłam głowę od drzwi.
- Jestem słaba w zgadywaniu. - odezwała się nagle Tokio i ponownie przystawiłam ucho do drzwi.
- Po co tu przyszłaś? - zapytał już poważnie Andres, a gdy usłyszałam szczęk metalu chwyciłam odruchowo pistolet który znajdował się w kaburze.
- Aby cie poprosić, grzecznie, żebyś zadzwonił do Profesora i powiedział, co zrobiłeś. - domyśliłam się że chodzi o Monice. - Jeśli ty tego nie zrobisz, ja to zrobię. - dokończyła.
- Ty? Chcesz być zdrajczynią? Donosicielką? Podłą żmiją? - zapytał ze śmiechem, a ja przewróciłam oczami. Usłyszałam kroki, a po chwili dźwięk wybieranego numeru.
- Złamałem pierwszą zasadę. Zabiłem zakładniczkę, nie ja, ale Denver. On to miał zrobić razem z Venecją. Wykonywał mój rozkaz. Wolałem sam ci to powiedzieć. - usłyszałam poważny głos Andresa, a po chwili kroki zmierzające do drzwi więc szybko się odsunęłam. Wyszła Tokio.
- O hej jak tam? - zapytałam z udawnaym uśmiechem.
- A nic. - uśmiechnęła się i odeszła. Trzymając się ściany podeszłam znowu do drzwi i nacisnęłam klamkę.
- Mogę już? - zapytałam wychylając głowę zza drzwi.
- Właściwie to już wychodzę , więc chodźmy. - powiedział i wstał idąc w moją stronę.

𝖛𝖎𝖊𝖏𝖔 𝖆𝖒𝖔𝖗 ; andres de fonollosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz