12 marca 1941r.
– Lusia, minęło sporo czasu od śmierci Tadeusza – zaczął niepewnie Dawid. – Chyba pora pozbyć się części jego rzeczy.
Ścisnęłam mocniej beżową koszulę mojego brata. Przyłożyłam ją do twarzy, przymknęłam oczy i zaciągnęłam się jej zapachem.
– Pójdę potem do Felka. Może ktoś z jego rodziny przyjmie ubrania Tadka.
Starannie złożyłam koszulę i odłożyłam ją na półkę. Wygładziłam ją dłonią i zamknęłam szafę. Odwróciłam się przodem do Jankowskiego i zarzuciłam mu ręce na szyję.
– Byłby z ciebie dumny – szepnął, uśmiechając się delikatnie.
Z mojej twarzy od razu zszedł uśmiech.
Właśnie, byłby dumny.
Janek zmarszczył brwi i przeczesał palcami moje włosy. Przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej, położył swój podbródek na czubku mojej głowy. Cieszę się, że go mam. Bez niego byłoby mi ciężko.
***
30 lipca 1937r.
– Co się tutaj wyprawia? – Zapytał podejrzliwie Filip, kucając obok koca, na którym siedziałam razem z Urszulką.
– Piknik – odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
– Jabłka z sadu Gałowskich i sałatka? – Usłyszałam zza pleców głos mojego brata. – Widzę, że wielka uczta – zaśmiał się pod nosem.
– Wiesz, przynajmniej nie dodałam do niej zgniłych pomidorów – zakpiłam z szerokim uśmiechem na twarzy.
W zeszłym tygodniu, gdy Tadek miał przyrządzić obiad, wszyscy dostaliśmy zatrucia pokarmowego przez spleśniałe pomidory, które dodał do sałatki. Nie wiem, jak mógł tego nie zauważyć.
– Hej! To było tylko raz i przyznaj, że nadały jej smaku – odpowiedział Tadeusz żartobliwie.
– Oj, dodały! Smak pleśni był nadzwyczaj wyraźny – zachichotałam, na co mój brat zaczął udawać obrażonego. – Zdradź nam swój sekret, jak ślepym trzeba być, żeby świadomie dodawać takie składniki do sałatki? – Powiedziałam z udawaną fascynacją.
Filip zwijał się ze śmiechu. W tym samym czasie przyszedł Dawid. Moje poliki od razu przybrały różowych barw i zrobiło mi się cieplej. Wyglądał tak niesamowicie. Jego oczy współgrały z kolorem nieba, a nieułożone włosy tylko dodawały mu uroku. Zachodzące słońce delikatnie oświetlało mu twarz, przez co jego szczęka uwydatniła się jeszcze bardziej.
– Chyba poleciała Ci ślinka, wiesz? – Zażartował Tadek, widząc jak patrzę na Jankowskiego. Posłałam mu wrogie spojrzenie i modliłam się w duchu, aby Dawid tego nie słyszał.
Szybko wygładziłam swoją niebieską sukienkę, poprawiłam włosy, które zdążyły już się rozwiać na wszystkie strony przez wiatr i spojrzała na moją przyjaciółkę znaczącym spojrzeniem. Urszula kiwnęła lekko głową z uśmiechem, a potem popatrzyła na Dawida.
Wstałam, biorąc ze sobą miskę, w której znajdowały się pokrojone kawałki jabłka. Podeszłam do Dawida, który przytulił mnie na przywitanie i spojrzałam na mojego brata. Zaczął udawać całującą się parę, to wystarczyło, aby mnie rozproszyć.
– Serwus Dawid, masz może ochotę na papko? To znaczy kapko. Nie! Jabłko. Tak, miałam na myśli jabłko – plątał mi się język, więc zaśmiałam się sztucznie. W tle słyszałam śmiech Tadka, a kątem oka zauważyłam jak Urszula przykłada rękę do czoła, pewnie też była zażenowana moją wypowiedzią.
– Jasne, z chęcią sięgnę po papko – zaakcentował ostatnie słowo ze śmiechem, a następnie wziął z miski kawałek jabłka. – Doceniam tą egzotyczną nazwę, ale myślę, że może być problem z przyzwyczajeniem się do niej, mimo że jest całkiem chwytliwa. Proponuję, abym następnym razem to ja przyniósł jabłka? To znaczy, papka. Co ty na to? – Zażartował, a następnie puścił mi oczko i ruszył w stronę Tadeusza, który nawet nie starał się ukryć, jak bardzo śmieszy go ta sytuacja.
Zarumieniłam się jeszcze bardziej, o ile jest to możliwe, bo jestem przekonana, że moja twarz przypominała kolorem pomidory, które Tadek dodał ostatnio do sałatki. Pleśnią był malujący się na mojej twarzy wstyd.
***
Idąc w stronę kamienicy Michalskiego, usłyszałam niemieckie krzyki i płacz dzieci. Przystanęłam na chwilę, spoglądając na bok. Łapanka.
Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec, lecz strach sparaliżował mnie od czubka głowy, aż po końce palców u stóp. Stałam w miejscu, patrząc to na Niemców, to na niewinnych ludzi stojących pod murem. Kiedy faceci w ciemnych mundurach odbezpieczyli pistolet, poczułam szarpnięcie za ramię.
Ktoś zaciągnął mnie za zakręt, zakrywając mi usta ręką. W tle usłyszałam odgłos oddawanych strzałów i śmiech szkopów. Osoba, która zaciągnęła mnie na bok, zabrała z moich ust swoją dłoń.
Odwróciłam głowę w prawą stronę, aby spojrzeć na mojego wybawiciela. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Poczułam mrowienie w dłoniach, nogi mi zdrętwiały, a twarz pobladła. Cofnęłam się o krok do tyłu, oczy zaszły mi łzami.
– Tadeusz? – Szepnęłam, rzucając się mojemu bratu na szyję.
CZYTASZ
dziewczyna w żółtej sukience
Historical FictionWarszawa podczas okupacji - miejsce, w którym miłość jest nieistotna, straciła na wartości. Została zdeptana, porwana i wyrzucona do ciemnej, wąskiej i zapomnianej uliczki. Łucja i Dawid próbują przecisnąć się pomiędzy wojną, a pokojem, aby ją odnal...