Ciepło szare oczy wilkołaka wychynęły spod powiek dopiero po jakimś czasie. Jasper ze zdziwieniem i równą mu ulgą zauważył, że nie jest związany, a przynajmniej nie tak jak był wcześniej. Ciasne trytytki zniknęły bez śladu. Jedynym co mógł poczuć była średnio ciasna obroża, opinająca się na jego szyi. Nadal nie zmienił formy, chociaż czuł, że pełnia go już nie otumania. Musiał długo spać, ale ani trochę nie był wypoczęty. Wręcz przeciwnie. Swój stan mógł określić jako nienaturalne wycieńczenie. Kiedy próbował napiąć jakikolwiek mięsień, ten drżał, boleśnie odmawiając posłuszeństwa. Miał zjazd po tych narkotykach.
Cholera... Aż go mdliło, a nawet się nie poruszył. Usuwanie substancji z organizmu było wyjątkowo kłopotliwe. Szczerze wolałby przespać jeszcze te pół godziny, podczas którego przeżywał agonię, w pełni jej świadomy. Piekło nie chciało ustać. Jego futro opadło, obciążone potem, a jego klatka piersiowa nienaturalnie szybko podnosiła się ze świstem, następnie opadając w taki sposób, że nie było pewności czy z powrotem zechce się napełnić.
Na szczęście, modlitwy o miłosierdzie po trzydziestu minutach postanowiły poskutkować. Szary wilk drżąco dźwignął się na łapy. Wsparł się bokiem na ścianie, łapiąc powietrze z wystawionym jęzorem.
Poruszał mokrymi nozdrzami. Docierało do nich mnóstwo zapachów. Wszystkie wślizgiwały się przez maleńką przestrzeń oddzielającą drzwi od podłogi, swoją drogą brudnej, widocznie od dawna. Wonie mimo różnorodności łączyło jedno: sprawiały, że Jasper miał ochotę warczeć nawet na zimny beton. Tak... Zapachy należały do jego pobratymców. Wielu na raz. Wielu Alf. Węszył ich zdenerwowanie, zmieszane z nieprzyjemnym smrodem zoo.
Źrenice poczerniły jego oczy, kiedy próbował nimi przejrzeć półmrok. Pomieszczenie w którym się znajdował było małe, równo kwadratowe, około trzy na trzy metry. Zarówno sufit, podłogę i ściny pokrywał surowy beton. Naprzeciwko wilka znajdowały się drzwi, na pierwszy rzut oka solidne, bo metalowe, z judaszem umieszczonym wyjątkowo nisko, tak by trzeba było się schylać, żeby zajrzeć do środka. Pod sufitem wisiała goła żarówka, zgaszona.
Alfa ostrożnie przemieścił łapę za łapą, robiąc krok do przodu, ale po kolejnym ruchu zatrzymało go delikatne szarpnięcie za obrożę. No tak. Mógł się spodziewać łańcucha. W końcu gdzie obroża, tam łańcuch. Logiczne.
Oczka były grube. Oceniał, że nawet w pełni sił nie dałby rady się zerwać z uwięzi. Ostatnie ogniwo przymocowane było do kółka w ścianie.
Z żalem stwierdził, że krótkie uwiązanie trzymało niedaleką miskę z wodą poza jego zasięgiem. Zawarczał zrezygnowany, ale to było wszystko co mógł zrobić. Wrócił w kąt pomieszczenia, a łańcuch, leżący tuż przed jego oczami, sprawiał że nie mógł przestać myśleć. Nie potrafił uwierzyć, w to co go spotkało po tak długim czasie skutecznego ukrywania się. Wszystko to... Było bezużyteczne. Pieniądze jego matki, wydane na wątpliwą dyskrecję lekarza i wygórowanie drogie supresanty, których musiał zażywać tony. Utrudniające skupienie leki... Wszystko zdawało mu się teraz bezsensownymi sposobami na odwlekanie nieuniknionego losu każdej Alfy...
A może ktoś go wydał? Ta informacja niewiele by zmieniła, ale chciał wiedzieć. Czy to on popełnił błąd, ufając komukolwiek poza ukochaną rodzicielką? Czy to ona wydała go za te kilka symbolicznych groszy, chcąc się tylko pozbyć kłopotliwego dziecka, na którego normalne funkcjonowanie trzeba było wyrzucać tyle pieniędzy? Nie, to nie mogło być to.
Mógł to też być na dobrą sprawę każdy. Bardziej czujna omega, która wyczułaby jego gorszy moment, jednocześnie pałając nienawiścią do jego rodzaju, czy niezwykle domyślną Beta.
Jasper ciężko położył się na ziemi. Każdy centymetr tego do czego mógł sięgnąć już obwąchał i zbadał. Po śladach pazurów w betonie wnosił, że niewielu byłych lokatorów tej celi szczyciło się taką zimną krwią jak on.
CZYTASZ
Alfa (bxb ABO)
Werewolf"- Nie masz już prawa głosu. Nie masz już żadnych praw." Przez lata było inaczej. Może nie było jakoś nieopisanie lepiej, ale nie było najgorzej. Świat poukładała natura, a przynajmniej tak twierdzono, i choć nie każdy był z tego zadowolony, tak był...