Rozdział 10. Wchodzę w to

881 36 1
                                    

Siedziałam wraz z Rafaelem na kanapie w hotelu Dumort. Od jakiejś godziny wspominaliśmy nasze spotkanie sprzed 40 lat. Wtedy moi rodzice zgodzili się, aby Magnus zabrał mnie na Brooklyn. Musiałam ich prosić przez pół dnia, ale warto było. To był pierwszy raz, kiedy opuściłam swoje królestwo. Nigdy nie byłam tak podekscytowana. Magnus zabrał mnie na zwiedzanie miasta, gdzie spotkaliśmy Rafaela. Chyba nigdy się tak świetnie nie bawiłam jak wtedy z tą dwójką. To było po prostu cudowne.
Rozmawiałam jeszcze chwilę z Rafaelem, ale niestety musiał coś załatwić, więc musiałam wracać do domu. Pożegnałam się z nim przytulasem i ruszyłam w drogę powrotną. Magnus pewnie jeszcze śpi, więc nie śpieszyłam się do domu. Spacerowałam wolnym krokiem po parku, napawając się świeżym powietrzem i zielenią. Chyba właśnie tego mi najbardziej brakowało, zieleni. W moim królestwie było jej mnóstwo, uwielbiałam to. Za to tutaj dominują ogromne betonowe budynki, a roślinności jest wyjątkowo mało. No ale cóż, taki jest ten świat, nic z tym nie zrobię. Usiadłam na drewnianej ławce, przymykając oczy. Było dzisiaj wyjątkowo mało ludzi, ale mi to całkowicie odpowiadało. Nienawidzę wielkich tłumów, czuję się taka przytłoczona. Po kilku minutach usłyszałam ciężkie kroki kierujące się w moją stronę. Momentalnie otworzyłam oczy, patrząc w stronę skąd dochodził dźwięk. Ścieżką szedł rosły mężczyzna, na jego twarzy gościł dziwny wyraz twarzy, przez który odczuwałam niepokój. Mężczyzna stanął metr przede mną, wpatrując się uparcie w moją twarz. Czułam się niekomfortowo w tej sytuacji.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytałam niepewnie, kładąc ręce na kolanach. Mężczyzna przekrzywił delikatnie głowę z lekkim uśmiechem, po czym usiadł obok mnie. Odsunęłam się na sam kraniec ławki, obserwując go uważnie. Przez chwilę między nami zapanowała cisza. Nieznajomy beztrosko przyglądał się otoczeniu. Nie wiedziałam co mam zrobić w tej sytuacji. Chciałabym odejść od niego jak najdalej, ale z jakiegoś powodu bałam się ruszyć choćby o milimetr. Ciszę przerwał wdech mężczyzny. Obrócił głowę w moją stronę, patrząc mi prosto w oczy.
- Nigdy nie spodziewałem się, że spotkam rieannies, a już szczególnie w Nowym Jorku - spojrzałam zdziwiona na mężczyznę, skąd on wie kim ja jestem? Mój oddech nieznacznie przyśpieszył, a ręce zaczęły się trzęść.
-Ach, gdzie moje maniery. Nazywam się Valentine Morgenstern. Pewnie o mnie słyszałaś - słysząc jego imię chciałam jak najszybciej stamtąd uciec, jednak zanim zdążyłam cokolwiek zrobić mężczyzna chwycił mój nadgarstek, nie pozwalając mi się ruszyć. Valentine pokręcił głową z dezaprobatą, śmiejąc się przy tym cicho.
-Spokojnie, chcę tylko z tobą porozmawiać. Słyszałem o tym, co zrobiło Clave. Szczerze, nie jestem tym zdziwiony. Wasza rasa jest silna. Znaczy, była. - spojrzał na mnie współczującym wzrokiem, po czym puścił moją rękę. Rozmasowałam bolący nadgarstek, próbując zatamować łzy. - To jest normalne zachowanie Clave, niszczą wszystko co może im zagrozić. Chcą być najsilniejsi, mieć władzę nad innymi. Niby mówią, że chronią innych, ale to tylko kłamstwo - zaśmiał się krótko, zakładając ręce na klatce piersiowej.-Też kiedyś im ufałem, wierzyłem, że są dobrzy. Odeszłem od nich i co? Jestem ich wrogiem. Widzisz? Chcą zniszczyć każdego, kto jest przeciwko nim.
Jego słowa z jakiegoś powodu miały dla mnie sens. Nie wiedziałam co o tym myśleć. On ma rację, Clave nie jest wcale takie dobre jak mówi.
- To co zrobili twojemu królestwu jest niewybaczalne, ze strachu wymordowali was wszystkich, prawie co do jednego. Nie spotka ich za to żadna kara. Uważasz, że to jest sprawiedliwe? Że ujdzie im to na sucho?
Spojrzałam na swoje dłonie, nie wiedząc co mam odpowiedzieć. On ma rację, Clave zniszczyło mój ród, a nie spotka ich za to żadna kara. Robią co tylko chcą, rządzą wszystkimi. Nie może tak być, Clave musi zapłacić za to co zrobili.
- To nie jest sprawiedliwe. Muszą zapłacić za to, co zrobili. Zabili wszystkich, których kochałam. Bez wyjątku. - powiedziałam twardo, zaciskając dłonie w pięści. Podniosłam wzrok na mężczyznę, który uśmiechał się delikatnie w moją stronę.
- Pomogę Ci tego dokonać, pomogę Ci się na nich zemścić- stwierdził bez wahania - Wchodzisz w to?
Wyciągnął rękę w moją stronę. Miałam chwilę zawahania, czy ja rzeczywiście dobrze robię, jednak po chwili miałam przed oczami widok mojego królestwa zniszczonego przez Clave.
-Wchodzę w to.
***

Last of All | shadowhunters ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz