ᴇʟᴇᴜᴛʜᴇʀᴏᴍᴀɴɪᴀ

370 43 3
                                    

eleutheromania - (n.) an intense and irresistible desire for freedom

_______________


Trudno było opisać uczucie towarzyszące im podczas wspólnych lotów.

Słowo, które potrafiłoby objąć swoim znaczeniem tak wiele różnobarwnych emocji, tak skrajnych i cudownych po prostu nie istniało we współczesnym języku, ba! Prawdopodobnie nie istnieje do dziś i ktoś, kto zdołałby je wymyślić czy znaleźć w gąszczu tych istniejących, powinien zapisać się na złotych kartach osiągnięć ludzkości.

Bo jak opisać euforię gromadzoną w tych dwóch ciałach, gdy skandynawski wiatr smagał ich twarze? Jak połączyć tę właśnie euforię z adrenaliną wychodzącą poza granice jakiegokolwiek rozsądku, albo jak dodać do tego żądzę wolności tak, by powstało tylko jedno słowo? Oni sami nie wiedzieli co czują, nie potrafili ująć tego tak, żeby nadać emocji konkretną, sztywną definicję. Bo definicja już z reguły była stała, niezmienna, przyjęta przez wszystkich jasno i wyraźnie. A określenie ich stanu zmieniało się z dnia na dzień, granice opisu naginały się coraz bardziej z następnymi chwilami w powietrzu.

Tak więc nie próbowali dłużej tego robić. Zostawili to tym, czym było - ich własnym, nieopowiedzianym uczuciem.

Kochali latać. Owszem, Szczerbatek był smokiem i do czasu zestrzelenia znał dobrze smak wolności, które dawało niebo, ale tamta wolność w żadnym stopniu nie mogła (a nawet nie miała prawa) równać się z tą dzieloną razem z Czkawką. Ich wolność była kompletnie inna od przyjętych norm. W tej istnieli razem, bezgranicznie i poza mijającym czasem.

Podczas latania uciekali... właściwie od wszystkiego. Najpierw od braku akceptacji, potem od strachu przed przyszłością, ale chyba po prostu lubili odrywać się od rzeczywistości tak po prostu. Wówczas był tylko trzepot skrzydeł, chłodny wiatr, promienie słońca odbijające się od smoczych łusek i oni sami, pozostawieni na łasce własnego instynktu samozachowawczego. A mówiąc szczerze, to podczas latania niezbyt zwracali na niego uwagę, o ile w ogóle.

Skoro pośród chmur nie istniały granice, dlaczego mieliby myśleć o czymś tak błahym jak rozsądek? Adrenalina buzowała w ich żyłach, prędkość czy wysokość nie odstraszała ich ani na chwilę, bo mieli siebie obok. Ufali sobie nawzajem mocniej, niż samym sobie, niezależnie od tego, czy siedzieli razem przy domowym ognisku wspominając miniony dzień, czy walczyli z gigantycznym smokiem kierowanym przez oszalałego z zawiści mężczyznę.

Czkawka był w stanie zaryzykować życie, by odzyskać Szczerbatka spod władzy Drago, był w stanie rzucić się w przepaść za przyjacielem, którego kochał tak bardzo, że własne życie wydawało się wtedy nieistotnym detalem.

Bo walczyli za wolność, za swoją wolność i społeczeństwa wyspy, będącej domem dla ich wszystkich. Wolność, która nadawała ich istnieniu sens i teraz stałaby pod znakiem zapytania, gdyby nie znaleźli w sobie wystarczająco dużo determinacji, by stawić czoła szaleńcowi. Wolność, którą Czkawka nie potrafiłby się cieszyć, gdyby u jego boku nie byłoby Szczerbatka.

Bo Szczerbatek był jego nieodłączną częścią, a on był nieodłączną częścią Szczerbatka.
Razem zmienili pogląd na życie w pokoju między smokami a wikingami, razem dali im cząstkę tej wolności, którą teraz mogli w końcu pokazać. I Berk zawsze będzie im za to wdzięczne.

W pewnym momencie latania stało się jednak nie tylko odskocznią od wszystkiego, ale również sposobem na odreagowanie. Nad Czkawką wisiała wizja przejęcia pieczy nad wyspą, jednak jak mógłby przejść na stanowisko wodza, samemu nie wiedząc, kim tak naprawdę jest? I tutaj określenie „syn wodza" nie było tym, którego szukał czy pragnął. Ze Szczerbatkiem tworzyli całość, to fakt, jednak Czkawka nie miał pojęcia, kim jest bez ukochanego smoka, kim mógłby być. Gdzie jest jego miejsce albo gdzie powinno, jeśli obecnie w nim nie był?

Przyjaciel w pewien, może nie do końca zrozumiały dla ludzkości sposób go określał, nadawał pewnych cech i głębi jego osobie, a czasem nawet podbudowywał własną wartość, chociaż brzmiało to dosyć brutalnie.

Bo Czkawka pragnął wolności, a Szczerbatek właśnie tą wolność mu zapewniał. Oboje byli wolnymi duchami, nie potrafili żyć na stałych zasadach czy wciąż trzymać się utartego rytmu wioski i tylko ślepo podążać za społeczeństwem. Nie chcieli i nie mieli zamiaru się dopasowywać.

Gdy inni wstawali, oni jeszcze spali. Gdy zaś inni kładli się spać, jedynie ciemna plama na tle bladego księżyca świadczyła o tym, jak inni są i jak dobrze się z tym czują. Uciekali się do gwiazd, ciszy, wzajemnego bicia serc, które pompowały krew w jednym rytmie. Uciekali się do adrenaliny, euforii wywoływanej tą upragnioną swobodą, która nadawała sens ich istnieniom.

I chociaż wiedzieli, że wkrótce wszystko się zmieni, a życie przestanie być beztroską, to w głębi duszy nadal wierzyli, że wolność zawsze będzie na nich czekać.

Choćby do końca świata.


_______________

cdn.

ɪɴꜰɪɴɪᴛʏ. ʰⁱᶜᶜᵘᵖ & ᵗᵒᵒᵗʰˡᵉˢˢ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz