epilog

398 56 21
                                    

     Wang Haoxuan wyszedł wraz z Jiyangiem ze szpitala i oboje bardzo się cieszyli z informacji jaką usłyszeli od lekarza. Chłopcy postanowili spędzić dzisiejszy dzień na mieści, a gdy będą już wracać do mieszkania Songa to kupią jakieś smakołyki, a na miejscu obejrzą jakiś film.

     Xao objął swojego chłopaka, który miał przyczepioną do paska małą maskotkę Iron Mana i upił przez słomkę mrożoną kawę, którą wziął na wynos z jednej z pobliskich budek. Jiyang cmoknął niższego w policzek i nie mógł przestać się uśmiechać, co Wangowi w ogóle to nie przeszkadzało, bo uwielbiał, gdy jego partner był szczęśliwy.

     — To świetna wiadomość. Nie ma konieczności amputacji twojego palca, a widziałeś minę lekarza jak nam to tłumaczył? Sam nie miał pojęcia jak to się stało.

     Song cieszył się, że jego chłopak nie będzie musiał żyć z czterema palcami u jednej dłoni, bo po kilku tygodniach powinien odzyskać pełną sprawność.

     Wang jednak domyślał się, że to wszystko potoczyło się dobrze dzięki Xue Yangowi. Nie miał od niego żadnego znaku życia i czasem nawet tęsknił za swoim przerażającym wcieleniem. Młody mężczyzna w czarnej szacie namieszał w jego życiu, ale z drugiej strony zmiany nie wyszły na gorsze. Nie tylko nie stracił palca na dobre, ale także Jiyang nie miał już żadnej wady wzroku. Nie musiał nosić ani soczewek, ani okularów.

     Licealista chwycił Songa za rękę i oboje wiedzieli, że już wszystko będzie dobrze.

***


     Xiao Zhan wrócił do Shanghaiu i obiecał siostrze, że tym razem będzie odwiedzał ją oraz jej rodzinę znacznie częściej. Mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, że będzie miał teraz jeszcze więcej obowiązków, a szefowa wygórowane wymagania, ale był na to gotów.

     Zamiast do swojego mieszkania, Xiao skręcił na inny pas i pojechał w kierunku akademika. Zaparkował swoje auto jak najbliżej tylko się dało, a potem wyszedł z niego jak zawsze elegancki.

     Na boisku do koszykówki ujrzał samotnego studenta, który rzucał piłkę wprost do zamierzonego celu. 30-latek uśmiechnął się sam do siebie i nie chcąc przerywać gry Yibo, po prostu czekał przed budynkiem.

      Wang rzucał piłkę ponownie do kosza, jednak ta odbiła się od obręczy i wyleciała przez otwartą furtkę wprost pod nogi menadżera. Yibo ze spuszczoną głową wybiegł za nią, a gdy ujrzał przed sobą Xiao Zhana zatrzymał się na chwilę i mu się przyglądał. Nie miał pojęcia czy to sen, czy też kolejna halucynacja. To nie miałoby większego sensu, bo nawet zanim Lan Zhan odszedł to wszystko ustało. Dlaczego miałoby niby teraz to wrócić?

     Yibo ciągle patrzył na Zhana, a mężczyzna z lekką obawą jako pierwszy zabrał głos:

     — Nie chcę już marnować czasu — odparł, donośnie, ponieważ obydwaj byli od siebie oddaleni. Dopiero po chwili Xiao podszedł do młodego studenta. — Wcale nie musimy się rozstać. To my musimy kierować własnym losem, to nasze wybory sprawią czy będziemy chcieli to przetrwać czy nie... — starszy zerknął na ręce Yibo i delikatnie wyciągnął swoją dłoń. — Jeśli tylko będziesz tego chciał — powiedział, patrząc w brązowe tęczówki Wanga.

     Młodszy chłopak ujął jego rękę i uśmiechnął się, a w oczach Zhana pojawiły się łzy szczęścia.

     — To było tylko jedno życie — wyznał Yibo. — To było życie Lan Zhana i Wei Wuxiana — zaczął tłumaczyć to czego Xiao Zhan nie zrozumiał w dniu, w którym przyszło im się rozstać. — Nasze jest inne. Może potoczyć się szczęśliwie jeśli tylko będziemy tego chcieli.

     Tym razem starszy o osiem lat mężczyzna postanowił nie odpuszczać. Mimo wielu obaw, które nadal krążyły w jego głowie, wreszcie zdołał się odważyć na zmiany w swoim życiu.

     Zdawał sobie sprawę z tego, że ich związek może być krótki albo trwać pięć lat, a później się rozpaść. W końcu żyli oni w rzeczywistości, która teoretycznie była przeciwna tej jaka rozgrywała się wieki temu, jednak Xiao chciał spędzić każdą tę chwilę u boku Yibo.

***

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

***

     Zhan didi! Zaczekaj! — Lulu podbiegła do swojego młodszego brata i ujrzała w jego oczach smutek, który przerastał czarnowłosego.

     Postawił swojego siostrzeńca na ziemię, a malec odbiegł na parę metrów goniąc za różnokolorowym motylkiem, dając tym samym szansę na rozmowę rodzeństwa.

     — Lulu... Mogę zadać ci pytanie?

     — Oczywiście, że tak.

     — Jak to jest lubić kogoś... W ten sposób?

     — Czyżby mój mały braciszek ma osobę, którą tak lubi? — kobieta położyła swoją dłoń na jego policzku, a Zhan uronił łzę.

     — Miałem, ale chyba już straciłem — odparł, uśmiechając się do wspomnień o Yibo.

     — Jeśli naprawdę lubisz tę osobę to myślę, że nie jest za późno, aby ją odzyskać.

     — Ale... Boję się, że w pewnym momencie ją stracę na zawsze — powiedział, przypominając sobie o wizji Lan Zhana oraz Wei Wuxiana.

     — Jeśli będziesz myślał w taki sposób to z nikim nie będziesz długo. Zhan didi, musisz tylko się odważyć. Żyć chwilą, a nie myśleć o tym co może się wydarzyć, bądź nie — powiedziała i chwyciła swojego synka za rączkę. — Masz tylko jedno życie, więc przeżyj je tak, aby niczego nie żałować.

     Kobieta pocałowała swojego brata w policzek, a Zhan spojrzał na to jak odchodziła z psotnym synkiem, który próbował uciec przed jej atakiem łaskotania. Mężczyzna poczuł na swojej twarzy powiew świeżego powietrza, a także ciepłe promyki słońca, które go otulały, a ostatnim wspomnieniem z poprzedniego życia jakie posiadał był aksamitny głos jego siostry:

     A Xian.










Koniec








***

Dziękuję za przeczytanie tego ff, zapraszam Was do rozdziału dodatkowego, a także do podzielenia się swoimi opiniami na temat całej historii 😊❤️

Ja po prostu nie wierzę w siebie... Jestem znana z wattpada jako człowiek ANGST... Co ta nowelka i serial ze mną zrobiły? Ja i szczęśliwe zakończenie? 😭

It's only been a lifetimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz