rozdział piętnasty

320 46 14
                                    

     Xaoxuan śnił o tym, jak stracił palec w poprzednim życiu. Jako dziecko Xue Yang przewrócił się na ziemię, gdy biegł za powozem. Koło pojazdu przejechało po każdym z jego maleńkich paluszków, lecz ten najmniejszy został odcięty.

     Tak narodziła się nienawiść. Urosła ona szybciej, ponieważ chłopiec nie miał, ani matki, ani ojca...

     W szpitalu lekarze zrobili co tylko mogliby, aby licealista nie stracił palca na dobre, ale nie mogli zagwarantować mu tego. Mężczyzna w białym fartuchu powiedział, że grozi mu amputacja, lecz chciał przeczekać ten etap i nie podejmować pochopnych decyzji. Po dwóch tygodniach miała ich czekać kolejna wizyta, która przesądzi o tym, jakie działanie podejmie lekarz.

     Następnego ranka Wang opuścił już szpital i mógł wrócić do domu. Po chłopaka nie przyjechał nikt ze względu na to, że jego wuj był jeszcze w innym mieście wraz z ciocią. Licealista nie dbał o to, czy ktoś będzie się nim przejmował, chciał tylko Jiyanga, lecz jego mógł już stracić bezpowrotnie.

     Przyszedł do swojego pokoju i stanął przy stoliku, na którym leżały jeszcze dwa, zapakowane cukierki. Czarnowłosy patrzył na nie z niewyobrażalnym smutkiem. Ból ten był silniejszy od tego kiedy prawie odciąć sobie palec przez przypływ halucynacji. Nagle jednak kątem oka dostrzegł postać, która siedziała na jego łóżku. Xue Yang zbliżył swoją lewą rękę do zgiętego kolana i spojrzał na czarną przepaskę jaką miał na dłoni.

     — Widzę, że los kroczy w bardzo złym kierunku — wyznał.

     — To przez ciebie... To twoja wina! — krzyknął Xaoxuan, który nie mógł tolerować tych zbrodni, dopuszczać go do swojego umysłu i nie mógł znieść tego jak patrzył nie raz z oddali na Jiyanga.

     — Mówiłem ci, abyś go chronił za wszelką cenę. Nie potrafiłeś tego zrobić, więc próbowałem przejąć twój umysł. Niestety mi się nie powiodło, bo twoje ciało zaczęło się skupiać na bólu palca, a nie na halucynacjach.

     — Jesteś chory... Zostaw mnie i Jiyanga w spokoju — Wang szybko rzucił w stronę Xue Yanga wazonem, ale nie udało mu się go trafić.

     Chłopak pomimo tylu ran zdołał zrobić unik i przedostać się na drugi koniec pokoju.

     — Odejdę jeśli tylko uratujesz Xiao Xingchena.

     — On nie żyje! Zrozum! Nie jestem tobą, a ty nie jesteś mną! Xiao Xingchen odszedł na zawsze!

     — Jesteś gotów stracić Jiyanga? Tego chcesz? Zmierza właśnie w miejsce swojej śmierci. Podczas waszej kłótni byłem na tamtejszej polanie, widziałem jak szedł w kierunku miasteczka Yi.

     — Co takiego...? Skąd to wiesz?

     — Dobrze słyszałeś, a teraz się zbieraj, bo musisz spotkać się z Wei Wuxianem i dostojnym Panem Niosącym Światło. Śledziłem Lan Zhana pewnej nocy i odkrył to miejsce.

     — Do kogo...?

     Xue Yang pokręcił głowę.

     — Mało pamiętasz — odparł. — Nie daj im tylko mnie zabić, bo wtedy Xiao Xingchen umrze, a ja nie mam zamiaru patrzeć na to drugi raz — zaczął odchodzić w kierunku schodów i wtedy szturchnął Wanga.

***


     Yibo wrócił do mieszkania Xiao Zhana, który wolał pozostać w pracy. Mężczyzna chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak sytuacja była poważna. Student nie potrafił zrozumieć swojego zachowania, ale chciał szybko przestać myśleć o Xiao i skupić się na dwójce lokatorów, którzy wrócili do mieszkania.

It's only been a lifetimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz