,,Grunt nie przywiązywać się do niczego. Do czego się przywiążesz, to chciałbyś zatrzymać. A zatrzymać w życiu nie można nic.'' - Erich Maria Remarque
Popełniłem dwa zasadnicze błędy. Po pierwsze nie porozmawiałem z Samanthą, a po drugie z Rogaczem. Była ostatnia niedziela lipca, gdy wpatrywaliśmy się w kominek, czekając na naszych gości. Przez cały dzień James szalał, sprzątając każdy kąt po raz setny i upominając każdego w promieniu jego wzroku. Jego zachowanie śmieszyłoby mnie o wiele bardziej, gdyby w pobliżu nie było jego kuzyna. Na moje szczęście Jonathan większość czasu spędzał w pokoju gościnnym. Czytał książki i odpisywał na listy miłosne swoim fankom. Gdy jednak opuszczał cztery ściany podlizywał się swojemu wujostwu lub opowiadał James'owi o swoich francuskich znajomych.
-Jeśli ta Ruda jest w połowie tak ładna, jak mówiłeś - zaczął, jednak trzask z kominka przerwał mu jego wypowiedź. Najpierw w salonie pojawiła się Lily Evans.
Dziewczyna nie była ani wysoka, ani niska. Jakimś cudem ujarzmiła swoje rude fale oraz podcięła włosy. Miała na sobie zieloną sukienkę, odpowiednią do dzisiejszych upałów. Uśmiechała się nieśmiało w naszą stronę, a jej zielone oczy niemal się iskrzyły. Rozglądała się po salonie, aż jej wzrok zatrzymał się na Rogaczu. Oboje się zaczerwienili. Pierwszy raz widziałem żeby mój przyjaciel był skrępowany.
Odwróciłem głowę w stronę Jonathana, który w ogóle nie przejawiał naszego entuzjazmu. Uśmiechał się w swój sztuczny sposób i lustrował Evans. Chyba był rozczarowany.
No tak, miała być gwiazda, a jest zwyczajna dziewczyna.
Chyba właśnie to ceniłem w niej najbardziej. Lily nikogo nie udawała, nie starała się, by inni ją lubili. Mimo to zdobywała sympatię każdej spotkanej osoby. Była przecież i dobra, i łagodna. Czasem się stresowała, ale nigdy nie bała się stanąć w obronie pokrzywdzonej osoby.
-Samantha powinna zaraz być - powiedziała nerwowo wygładzając sukienkę, która wcale tego nie potrzebowała.
Usłyszeliśmy huk z kominka, a parę sekund później stała przed nami jej przyjaciółka. Głośno wciągnąłem powietrze, gdy zobaczyłem ją w ślicznej białej sukience. Jednak nie zdążyłem nic powiedzieć, ponieważ zanim to zrobiłem Jonathan już starał się zająć całą jej uwagę.
Czas spędzaliśmy na tarasie domu, pijąc wodę z limonką i miętą. James i Lily rozmawiali między sobą ściszonymi głosami. Ruda nie wyglądała na zdenerwowaną jego obecnością. Przeciwnie, mieli sobie wiele do powiedzenia, żartowali i śmiali się z rzeczy, których my nie rozumieliśmy. Nasza trójka siedziała kilka metrów dalej na schodkach tarasu. Prawie się nie odzywałem, ponieważ Jonathan i Samantha rozmawiali między sobą po francusku. Za każdym razem, gdy starałem się przykuć uwagę dziewczyny, kuzyn Rogacza zasypywał ją nowymi pytaniami i historiami.
Z minuty na minutę nienawidziłem Jonathana coraz bardziej. Ach, gdyby chodziło tylko o jego postawę i wyidealizowane zachowanie! Nawet jego francuski i historie o odległej szkole mógłbym zdzierżyć, gdyby nie jego spojrzenie. Patrzył na nią tak jak lew patrzy na antylopę.
Całe szczęście wkrótce przyleciała jego sowa i zrobiła okropny raban. Kuzyn Rogacza stałe otrzymywał korespondencję zza granicy oraz dziwne przesyłki. Razem z James'em chcieliśmy nawet przeszukać jego paczki, ale trzymał pokój zamknięty na klucz przez cały czas. Nie otwierał nawet okna, przez które moglibyśmy wlecieć, a namiar nie pozwalał nam na użycie zaklęć. Jonathan musiał nie sypiać w ogóle lub robić to przy zapalonym świetle, które iskrzyło się z okna jego pokoju non stop odkąd tylko przyjechał. To mnie zdziwiło, ponieważ stale narzekał na zmęczenie. Często snuł się po domu bez celu i zapominał o różnych sprawach. Ostatnio zachowywał się inaczej niż, gdy go poznałem.
CZYTASZ
Black
FanfictionWybrańcy bogów umierają młodo. Każdą trudną sytuację starałem się obracać w żart. Zupełnie tak, jakby poczucie humoru miało naprawić błędy. Może dlatego inni brali mnie za aroganckiego dupka. Może faktycznie nim byłem. Starałem się nie brać do siebi...