Pozostałe dni służby, których zostało 13, były wbrew liczbie spokojne. Ja się szkoliłem, reszta robiła swoje. Po ukończonym podstawowym celu misji, postanowiliśmy wybrać się na lotniskowiec. Otrzymaliśmy zgodę więc postanowiliśmy skorzystać. Na płycie było jak na wycieczce. Równy mi stopniem pilot opowiedział co gdzie i jak.
-Widzisz ta dziwna padaczke w flaga herbaciarzy na ogonie?
-Ciężko nie zauważyć.
-Anglicy nazywają go DeHavillad Mosquito, czy jakoś tak, w każdym razie nazywa się to komar lub insekt.
-W nazwie jest zawarte rozjechany insekt?
-Nie, ale zapewne można się domyśleć haha -powiedział- Można się śmiać, ale to super maszyna. Widzisz to działo przyklenione tak jakby na chama pod samolotem
-Tak-
-To identyczny kaliber z którego zniczyles tego niczyciela na szkoleniach. Po za tym, bomby łącznie 2 tony, 3 karabiny, a do tego prędkość 700km/h.
-Ta prędkość jest po to by szybko zniknął z oczu, żeby ograniczyć rozwój raka oczu, tak?
-Spadaj- odparł śmiejąc się pod nosem.
Oprócz tego, przestarzałe, ale niezniczalne Amerykanskie Hellcaty i francuskie, kupione za grosze Renault. Nagle usłyszałem :
-Hrabsky! Chcesz zobaczyć zwiad z góry? Spokojnie, w środku Moskit nie wygląda aż tak źle.
Poleciałem. Było super, dwa kilometry nad ziemią, nasze okręty były malutkie, prawie jak te które strogalismy z drewna. Nagle, lecący z nami renault zostań stracony. Wlecieliemsy w zasięg artylerii przeciwlotniczej. Po kontakcie z bazą moim oczom ukazał się piękny obraz eksplozji 8 bomb na celu, wcześniej zrzuconych z tego ustrojstwa. Rzeczywiście to była naprawdę bardzo dobra maszyna, pod warunkiem że załoga wchodziła z opaska na oczy. Piękne widowisko. Lot był super, start znośny, ale lądowanie przez tandetny hak, to był koszmar, po wyjściu prawie zemdlałem. Pora było wracać. Na 8 km od celu, jeden naszych niszczycieli został zniszczony. Tym razem lotnictwo, skutecznie zrzuciło bomby trafiając w skład amunicji na rufie. Udało się ocalić 1200 marynarzy, 300 zmarło. To było najgorsze przywrócenie do trzeźwości jakiego doświadczyłem w w życiu. Dopłynęliśmy posiedzieliśmy 3 godziny na małej potańcówce wyprawionej dla nas i poszedłem odpocząć. Dostałem ku mojemu zaskoczeniu list. Nie chciałem go otwierać byłem zmęczony. W ramach próby przywrócenia mnie do stanu jaki zastano na dzień dobry, zano mi piwo i papierosa. Od razu lepiej. Wyszedłem na spacer po jednostce z petem w ustach, dumnie patrząc na zatokę, i spoglądając na dwa odznaczenia na piersi. Znowu awans, tym razem na kaprala. Jaka miałabyć moja funkcja miałem dowiedzieć się po ukończeniu szkolenia na najnowocześniejszym we flocie okręcie - krążowniku wielozadaniowym INS "Romanian". Pod koniec dnia zapaliłem świece od zapalniczki Zippo, które dostałem w prezencie od porucznika i kolejnego papierosa. Otworzyłem ten list. Ku memu zaskoczeniu, był on od siostry Ivana, Mileny. Pytała się o mnie i jako iż byłem dosyć bystry i towarzyski, oraz najlepiej znałem swoją zgraję, prosiła bym powiedział co z resztą. Brata o to nie zapytała bo trzymał się tylko mnie, a z resztą rozmawiał przy okazji i to też niezbyt chętnie. Odpisałem szczerze. Nie wiedziałem co z nimi. Napisałem jedynie, że są oni w koszarach, tak jak ja, gdzie nic im nie grozi. To była oczywista bujda, ale chciałem uniknąć niepokoju u niej. Po odpisaniu, do hangaru wparowal jakiś szeregowiec, pewnie pomylił budynki. Przeprosił za najście, na co ja odparłem, że może mi się przydać i kazałem wysłać napisany list. Zasnąłem jakoś po północy.
Poranek... Pierwszy raz podchodziłem do pobudki bez jakiej kolwiek pozytywnej energii. Zauważyłem, że szeregowcy z mojego "starego" okrętu piją kawę. Zapytałem czy starego towarzyszą przyjmą. Wszyscy się zaśmiali i przywolili spocząć.
-Jak to u ciebie ma teraz wyglądać? - zapytał jeden z nich.
-Jutro mam mieć oficjalną odprawę i zostanę powiadomiony o tym co mam robić.
-Trzymają nas w niepewności, tak jakby na nas im nie zależało- wypalił któryś z nich.
-Bo Ty myślisz, że im zależy. Tylko na oficerach, nas mają pod dostatkiem- odparł inny.
-Kiedy was przyjęli? Pobór czy ochotnicy?
-Sami przyszliśmy, pobór miał być za miesiąc, nie chciało nam się czekać.
-To was jakkolwiek szanują. W sytuacji w której bylibyście z poboru, mielibyście 0 jakich kolwiek luzów. A jako ochotnicy z własnej woli, mamy jakikolwiek szacunek i udogodnienia.
-Widzisz, przegrałeś zakład- zaśmiał się jeden z nich, odpowiadając do innego.
Po kawie wstawiłem się na wezwanie do gabinetu Głównego generała batalii, a z resztą. Żołnierz, który mnie wzywał, sam się gubił. W końcu zdenerwowany powiedział po prostu "chodź że". Po drodze mówił mniej więcej o co może chodzić. General był spokojny, uczestowal mnie whisky i przeszedł do rzeczy.
-Jestescie Kapralu Hrabsky, jednym z lepszych żołnierzy u nas.
-Dziękuję za słowa aprobaty z Pana strony.
-Nie wielu takich jak Ty mamy, a te wojnę musimy wygrać. W przeciwnym wypadku, z tego półwyspu, będzie kolejny korytarz dla statków do portu dwa kilometry z tąd na zachód.
-Zdaje sobie z tego sprawę.
-Kiedy zostałeś powiadomiony o służbie na krążowniku "Romanian"?
-Wczoraj, mam rozpocząć służbę jutro w południe.
-Płyniesz dziś o zachodzie.
-Dlaczego?
-Jesteś strategiem, ale nie masz dostępu do informacji. Udzielę Ci ich. Celem misji jest ekorta transportowców oraz po postoju w Anglii, atak w porcie w Portugalii. Jakoś musimy przemycić 2 krążowniki, i 3 niszczyciele. A w pełnym porannym słońcu to się nie uda.
-Chce Pan byśmy o tej porze byli na otwartym morzu? - opralem sącząc whisky.
-Na rękę będzie wam mgła, nauczyciele wypuszcza dodatkowo sztuczna zasłonę dymną. Wątpię by was wykryto, dbam o to by okręty były maksymalnie niewykrywalne.
-Kiedy mam stawić się na pokład?
-Najlepiej po obiedzie. Przy cumach szukaj podporucznika Eugena. To austryjacki doświadczony strateg. On cię wtajemniczy.
Wykonałem polecenie. Po obiedzie poszedłem na umuwione miejsce.
-Podporucznik Eugen? - zapytałem wpatrzonego w okręt żołnierza.
-Tak, kapral Hrabsky?
-Tak, witam.
-To ja witam, mało mamy we flocie takich młodych asów. Zapraszam.
Po wejściu na okręt dowiedziałem się że moim zadaniem jest obserwacja pola bitwy i wydawanie poleceń dotyczących ustawienia dział i ostrzału. Innymisłowy, mialem miejsce na mostku.
Wypłynęliśmy wraz z rosnącom mgłą. Za portem niszczyciele wypuściły ta zasłonę. Śmierdziało nie miłosiernie. Mimo stresu, udało się. O świcie byliśmy już na otwartym morzu.
CZYTASZ
W marynarce, wychowany.
Historical FictionOpowieść młodzieńca, który po przykrych zdarzeniach, wkroczył w szereg armii, kończąc służbę i życie, jako bohater narodowy. Wielce prawdopodobne iż kiedys ta wersja ulegnie zmianie lub powstanie remake