~Jilly~ Huncwoty i głupoty

36 1 0
                                    

Przyznam się szczerze, że jakoś szczególnie to... Nie do końca pamiętam samodzielnie ten wieczór, czego cholernie żałuję, lecz sądzę, że przynajmniej z opowieści z Syriusza nie było zbyt grzecznie.
Był to sam początek wakacji, więc leniwie brałem się za rozpakowywanie moich bagaży. Kaszlnąłem kilka razy, gdy duża, skórzana walizka wylądowała na drewnianych, zakurzonych panelach.
No tak, rzadko bywał tu porządek. W końcu jestem już mężczyzną, a nie jakimś żółtodziobem, więc skończyła się era sprzątania pokoju przez moją ukochaną matkę. Przejechałem palcem po półce.
Tak jak myślałem– bałagan godny tylko i wyłącznie James'a Potter'a. Postanowiłem doprowadzić ten, khm, delikatnie mówiąc, "bałagan", do jakiegoś ładu, może nie dla własnej przyjemności, a dla świętego spokoju, bo gdyby zobaczyła to moja rodzicielka, to jestem wręcz pewien, że nie skonczyłoby się to dobrze. Euphemia nienawidzi nieładu, co było często powodem naszych potyczek.
Kończyłem już powoli swoją pracę, pełen Gryfońskiej dumy, że okiełznałem ten diableny pokój, jakbym conajmniej pokonał smoka. Wkrótce rozległ się dźwięk podkówki starych, dębowych drzwi mojego domu. Drzwi przybyszowi otworzył mój ojciec, a na dźwięk znajomego mi głosu podniosłem brew– to nie mógł być kto inny, jak Syriusz.
Wyżej wspomniany chłopak wdrapał się na piętro, gdzie się znajodowałem, witając mnie z ciepłym uśmiechem.
–Witaj Potter, widzę, że rządy Pani Potter wciąż trwają.– zaśmiał się, opierając o biurko. Z pewnością powodem jego rozbawienia był widok mnie stojącego z kolorową szczotką, która wyglądała nieco jak świeże wymiociny jednorożca.
–Cześć Black. Widzę, że żarty się Ciebie trzymają– wywróciłem lekko oczami, odkładając przedmiot na biurko.
–Skoro mówimy już o trzymaniu, to pewnie nie spuścisz dziś Lilly z oczu, prawda?– mówiąc to wyczuć można było nacisk na ostatnie słowo. Nie należę do jakoś szczególnie wstydliwych osób, ale gdy temat schodził na uroczą, rudowłosą Evans, moje policzki płynęły ognistym rumieńcem.
–Żebyś wiedział–mruknąłem. –Dziś w końcu jej powiem, co do niej czuję.
–Brawo Rogaczu, jestem z Ciebie dumny. Mój mały mężczyzna...– jednym z palców otarł niewidzialną łzę, na co się oboje zareagowaliśmy śmiechem.

~~~
Razem z Remusem, Peterem i Syriuszem byliśmy już na ulicy pokątnej od dobrych dwóch godzin. Muzyka grała, wszyscy świetnie się bawili, lecz jedyne, czego brakowało mi teraz do szczęścia, to to uroczej gryfonki. Gdy tylko ją ujrzałem, mrugnąłem niepewnie ciemnymi oczyma, niepewien czy to przewidzenia alkoholowe, czy może jawa.
Lilly stała w rogu rozmawiając wraz z innymi dziewczętami, delikatnie bawiąc się swoimi palcami, jak to miała w zwyczaju.
Obserwowałem ją dobrą chwilę, zakochując się w tej dziewczynie jeszcze bardziej.
Jej piękne, rude włosy spływały kaskadami po jej odsłoniętych, bladych plecach, niesamowicie komponując się z jej kwiecistą sukienką, która podkreślała jej wcięcie w talii. Cała Lilly Evans... Moja Lilly Evans.
Dziarskim (a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało) krokiem ruszyłem prosto przed siebie, widząc coraz wyraźniej posturę tej delikatnej istotki, jaką była.
–Dobry wieczór– nie wiem jak wy, ale powiedziałem to takim tonem, że sam byłem pod wrażeniem (I mam nadzieję, że ona też). –Mogę prosić panienkę do tańca?– kąciki naszych warg powędrowały do góry w tym samym momencie.
–Oczywiście, Panie Potter– podała mi delikatnie dłoń, a ja ją równie ostrożnie złapałem, przyciągając ją do siebie. Położyłem powoli dłonie na jej talię, patrząc na nią czule. Dziewczyna położyła ręce na moich ramionach, patrząc mi cały czas w oczy. Wpatrywałem się w ich barwę tak intensywnie, że mógłbym w nich po prostu utonąć, można rzec wręcz, że gdyby była moja, mógłbym tak umierać dzień w dzień, podziwiając ją z coraz większym zainteresowaniem. Nasze ciała poruszały się w rytm muzyki, a z naszych twarzy nie znikały ani trochę uśmiechy.
Nie mogło być lepiej, prawda?

~~~
Dokładnie po tym wydarzeniu urwał mi się film, więc przedstawię wam historię, którą opowiedzieli moi przyjaciele.

–Evans, kocham Cię!– wydarłem się jak ostatni idiota, ale jak to mówią: słowa pijanych to myśli trzeźwych.
Kiwałem się na nogach tuż pod balkonem mojej ukochanej, gdy przestraszoną wyszła sprawdzić co się dzieje, różdżką oświetlając granat nieba.
–Szaleję za Tobą! – mówiąc to, kiwnąłem się ponownie, a przerażony Syriusz złapał mnie asekuracyjnie, bo byłem bliski spotkania twarzą z trawnikiem.
–Ja Ciebie też, idioto. – powiedziała, na co moje serce zabiło po stokroć mocniej. Chciałem jeszcze z nią porozmawiać (czytaj drzeć się jak nienormalny w pijackim bełkocie), ale zostałem "odholowany" przez mojego przyjaciela.
–I jeeeszcze jeden i jeeeszcze raz!– Łapa zatoczył kółko, chichocząc jakby brakowało mu piątej ( I każdej innej) klepki.
Gdy dotarliśmy z powrotem do mojego domu, zasnąłem jak dziecko.
"Ona mnie kocha." – ta myśl brzmiała mi od tej pory w głowie i modliłem się, by nigdy mnie już nie opuszczała.

One Shoty dla żądnych przygód!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz