*[...Prolog...]*
,,To co tracimy, może już nigdy nie powrócić, dlatego nie marnuj szansy jaką ofiaruję ci los"
- Harry wystarczy jedno słowo, tylko prośba...
Otworzył szeroko oczy szarość i to dziwne czerwono-zielone światło rozpłynęło się. Jego blizna pulsowała, po czole chłopaka spływały kropelki potu. Jego wątłym ciałem targały dreszcze. Skulił się na prowizorycznym łóżku, przykryty kołdrą tak cienką jak firanka. Przez okno wpadały różowe promyki powoli wschodzącego słońca. Harry skierował wzrok na stary zniszczony budzik, stojący na szafce nie opodal. Wskazywał na godzinę szóstą rano. Miał jeszcze sporo czasu, mógł poukładać swoje myśli. Poderwał się do pozycji siedzącej. Stary materac skrzypnął, ale odgłos nie był na tyle głośny by kogokolwiek obudzić, ku uciesze Harry'ego. Jego blizna nadal bolała. Chłopak delikatnie rozmasował ją, co trochę choć nie znacznie pomogło. W jego głowie roiło się tyle pytań. Ten sen nie wyglądał jak wizję, które nasuwał mu Voldemort. Gdyż zwykle były to wspomnienia Lorda. A w tym śnie słyszał znajomy głos, lecz nie potrafił przypomnieć sobie jego właściciela. Widział też postać. Przypominała mu szary dym, popiół. Jej kontury były rozmazane, ale mógł wyczytać z nich że był on mężczyzną. Jednak nic poza tym.
Od początku tych wakacji był kłębkiem nerwów i zamartwiał się wszystkim dookoła. Śmierć Cedric'a Diggory odcisnęła na nim swoje piętno, prócz tego powrót Czarnego Pana. Te wydarzenia sprawiły, że Potter chodził zamyślony, skryty i nie obecny. Cały czas rozglądał się dookoła jakby zaraz na niego mieli wyskoczyć śmierciożercy z Lordem Voldemort'em na czele. Natomiast jeśli chodzi o Cedric'a to obwiniał się o śmierć tego Puchona. Gdyby choć raz był samolubny i sam złapał za ten cholerny puchar. To Diggory nadal by żył, ale nie on Harry James Potter musiał jak zwykle być ,,Złotym Chłopcem" i namówić go aby razem złapali tego świstoklika, którym okazała się być nagroda. Otrząsnął się z tych myśli, gdy usłyszał głośny dźwięk budzika, dochodzący z sypialni państwa Dursley. Następnie głośne skrzypienie schodów. To był znak, teraz pora się przebrać i przygotować do wyjazdu. Ponieważ dziś Harry w końcu opuszczał ten dom i wracał do Hogwartu. Mimo niezbyt dobrego samopoczucia, na jego ustach wykwitł lekki uśmiech na samą myśl powrotu do tego magicznego miejsca jakim była szkoła magi i czarodziejstwa w Hogwarcie. Pełen nowej energii wyjął z szafy o wiele za duże ubrania Dudleya. Zdjął za dużą koszulę nocną. Ubrał znoszone brązowe szorty kuzyna oraz o cztery rozmiary za duży dla niego sweter. Następnie zebrał swoje podręczniki, pióro oraz stertę pergaminów i umieścił je w swym kufrze razem z innymi rzeczami. Spakowany i gotowy do wyjścia, ujął ciężki bagaż w prawą dłoń oraz klatkę z Hedwigą w drugą i ruszył schodami na dół. W kuchni krzątała się jego ciotka, przygotowująca perfekcyjne śniadanie. Oczywiście nie dla niego. Przy stolę w jadalni siedział Vernon czytający mugolską gazetę, popijając przy tym kawę. Potter najciszej jak się dało zszedł po schodach. Niestety felerny ostatni stopień zaskrzypiał, przez co zwrócił na siebie uwagę ciotki i wuja. Gruby mężczyzna, swoją budową przypominający wieloryba wbił swoje paciorkowate oczy w Harry'ego i wrzasnął:
- Masz natychmiast wyszorować moje auto chłopcze, na błysk bo nie odwiozę cie do tego wariatkowa.- mówił z pogardą, czerwieniejąc z złości.
- Dobrze wuju.- odparł niemrawo.
Wziął kufer oraz klatkę z śnieżno-białą sową pod pachę i wyszedł przed dom. Zbliżała się ósma. Potter spakował swoje bagaże do samochodu wuja Vernon'a. Oczywiście zanim ten odwiezie go na peron, ma mu wyczyścić jego czerwony pojazd- typowe pomyślał. Załadował ostatni pakunek, po czym wziął szmatę i wiadro z wodą. Powoli zmywał plamy błota z maski samochodu. Dzisiejszy dzień zapowiadał się nad wyraz ładnie, słońce świeciło z poza chmur, a lekki chłodny wiatr muskał jego twarz. Wziął głęboki wdech i starł ostatnią plamę z maski. Następnie ścierką przetarł jeszcze auto. Gdy skończył, schował wiadro jak i szmatę.
CZYTASZ
Paravella Czasu
FanfictionHarry jak zwykle pakuję się w kolejne kłopoty. Lecz tym razem cofa się o pięćdziesiąt lat wstecz. Znów trafia do Hogwartu, dzięki pomocy pewnej sympatycznej starszej pani. Lecz tym razem na jego barkach nie spoczywa tylko los całego czarodziejskiego...