***
Harry otworzył oczy obudzony na skutek zimna jakie naglę w niego uderzyło, wywołując serię dreszczy na jego drobnym ciele. Mimowolnie skulił się i usiadł. Gdy światło w końcu przestało go razić niemo rozejrzał się wokół. Lecz ku swemu zdziwieniu leżał na ziemi. A dokładniej był na skraju zakazanego lasu jak przypuszczał. Gdyż drzewa znajdujące się obok niego były bardzo podobne do tych znajdujących się w lesie, lecz jakby młodsze o ile tak można powiedzieć o drzewach. Zdezorientowany spróbował wstać lecz jego próby spełzły na niczym, gdyż ból nadgarstka i ręki dały o sobie znać. W końcu z nie małym trudem podniósł się na chwiejnych nogach i opatulił wilgotną szatą. Musiał dowiedzieć się jak ma wrócić to Hogwartu. Bo nie miał zamiaru przedzierać się przez puszcze pełną nie wiadomo jak niebezpiecznych stworów. Dlatego zawinięty niczym naleśnik wolnym krokiem udał się w stronę jak przypuszczał północy. Szedł kilka minut, trzęsąc się z zimna niczym galareta oraz usilnie starając się nie kichnąć by nie zdradzić swojej obecności. W końcu zamarznięty Potter dotarł do niewielkiej chatki. O dość rustykalnym wyglądzie. Była to mała bardzo europejska chałupka o witrażowych oknach oraz drewnianym dachu. Na białych ścianach wykończonych drewnianymi belkami były namalowane dość dziwne wzory ni liczby ni literki, raczej coś pomiędzy. Chłopak miał nawet wrażenie, że gdzieś je widział, ale nie był w stanie dojść gdzie dokładnie. Prócz tego był też ogromny ceglany komin trzy razy większy niż ten u Weasley'ów. Z jego wnętrza unosił się dym, dlatego Harry pomyślał iż osoba znajdująca się w środku może mogła by mu pomóc. Tak więc udał się w stronę niewielkich żółtych drzwi prowadzących do środka. Po kilku sekundach znalazł się wprost przed nimi. Dlatego wyciągnął skostniałą z zimna rękę i zapukał. Czekał chwilę ale nic się nie stało zero reakcji. Więc zapukał mocniej. Dalej nic. Zaczął się lekko trząść, bo słońce powoli chowało się za horyzontem. Był osłabiony stracił dużo krwi dlatego ostatkami sił uderzył w drzwi pięścią. Był zdesperowany z każdą sekundą czuł jak uchodzą z niego resztki sił. Spróbował kolejny raz, gdy naglę upadł mdlejąc.
***
Naglę poczuł rozkoszne ciepło rozpływające się po jego ciele. Uchylił lekko powieki. Lecz ku swemu zdziwieniu nie znajdował się na zewnątrz, a w jakimś pomieszczeniu. Przed nim znajdował się kominek, oraz czarny kot wylegujący się na tapczanie, zaś on leżał na żółtej kanapie przykryty wełnianym kocem. Który lekko drapał, lecz go ogrzewał dlatego chłopak to zignorował.
Po chwili zauważył siedzącą w koncie pokoju kobietę. Miała na oko około osiemdziesięciu lat. Jej białe włosy opadały na ramiona. Prócz tego lodowate niebieskie oczy, lecz mimo ich barwy błyszczały w nich iskierki ciepła. Nosiła też duże czerwone okulary o dziwnym kształcie, wyglądały niemal identycznie jak te które miała Luna. Jej uszy zdobiły ogromne kolczyki jeden w kształcie księżyca, zaś drugi przypominał gwiazdę. Nosiła na sobie sukienkę zszytą z różnego rodzaju tkanin. Kobieta siedziała na drewnianym fotelu i była pochłonięta lekturą dlatego nie zauważyła tego iż się obudził. Nadal jeszcze dość słaby Potter cicho spytał się:
- Gdzie ja jestem...?
Kobieta niczym wyrwana z transu odłożyła książkę i ciepło się do niego uśmiechnęła po chwili odpowiedziała:
- Przepraszam kochany jesteś u mnie w domu znalazłam cię na moim ganku nie przytomnego. Tak naprawdę to nie ja a ten kocmołuch cię wywęszył.- mówiąc to wskazała na czarnego kota rozwalonego plackiem na tapczanie. Po czym dodała- A dokładnie jesteś niedaleko Hogsmeade jutro mogę cie tam zaprowadzić, ponieważ jest już ciemno a w tej okolicy roi się od parszywych wilkołaków.
CZYTASZ
Paravella Czasu
Hayran KurguHarry jak zwykle pakuję się w kolejne kłopoty. Lecz tym razem cofa się o pięćdziesiąt lat wstecz. Znów trafia do Hogwartu, dzięki pomocy pewnej sympatycznej starszej pani. Lecz tym razem na jego barkach nie spoczywa tylko los całego czarodziejskiego...