+ Rozdział 25 +

553 65 8
                                    

Mephistopheles

Odpowiedź otrzymaliśmy następnego dnia i to była najbardziej niepokojąca odpowiedź, jaką otrzymać mogliśmy. Laura de Luca wiedziała więce,j niż zakładałem, bo niby jak mam wyjaśnić ten fragment zaproszenia na bankiet, w którym wyraźnie zaznacza, że Bastien Moras jest obecną głową rodu? Teraz rodziło się wiele pytań... Jak dużo wie? I od jakiego czasu mogła obserwować Bastiena? Dlaczego nie próbowała go wyeliminować kiedy miała okazję? A przecież miała okazję...

– Od razu zakładasz najgorsze – mamrocze Bastien, grzebiąc w szafie, szukając czegoś odpowiedniego na dzisiejszy bankiet. Wyglądał na totalnie wyluzowanego tym. Gdzieś powinienem mieć folię bąbelkową, to jeszcze zdążę go w nią owinąć i zamknąć w piwnicy i samemu się tam udać. Jednak, czy to nie było pluciem w twarz gospodarzowi? Szczególnie takiemu...

– Gadasz tak, jakbyś ją znał... A nawet nie zdajesz sobie z niebezpieczeństwa, które może cię tam czekać! – unoszę swój głos i zaczynam krążyć po pokoju – Jednak jeśli cię tam nie zabiorę, to... Wkurzy się... – zaczynam bawić się swoimi włosami. Jest źle, bardzo źle. Może jednak negocjacje z Magnusem mogły być lepsze... Ale ostatecznie i tak musiałbym stawić czoło Laurze. Agh! Dawno nie byłem tak wściekły na samego siebie!

– Będziesz tam, prawda? – dopytuje się nastolatek.

– Oczywiście! Myślisz, że odstąpiłbym cię na krok?! – krzyczę i łapię nastolatka obejmując go mocno. Nie opuściłbym go nawet na sekundę. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś mu się stało! Nie chcę znów stracić swojej miłości!

– W takim razie nie muszę się niczego bać, bo przecież mnie obronisz – mówi i odwraca głowę w moją stronę, by móc po chwili się uśmiechnąć.

– Ale tak naprawdę to... – urwał w pół zdania – Nie mam w co się ubrać – przyznaje się, a ja parskam śmiechem.

– W takim razie musimy się pośpieszyć i kupić ci jakieś porządne ubrania – mówię i delikatnie go całuję. Teraz to mam powód, by się bać. Jednak nie zostawię Bastiena, gdybym musiał umrzeć za niego... To bez wahania to bym zrobił. Zrobię wszystko, by był bezpieczny.

****

Wieczorem udaliśmy się do posiadłości państwa de Luca. Wciąż uważałem, że to nie najlepszy pomysł, by zabrać tam Bastiena. On w ogóle nie wie, z czym ma do czynienia. Folia bąbelkowa i piwnica to lepsze rozwiązanie!

– Masz się trzymać mnie – mówię kiedy parkuję auto. Bastien tylko kiwa głową.

– Robi wrażenie, nie? – rzucam od niechcenia. Przecież nie zazdroszczę im posiadłości. Wcale! To co, że ich posiadłość jest większa od mojej. Wcale im tego nie zazdroszczę! Mam lepszy dom! O! I tyle w temacie!

– Robi... I to wielkie – auć, ty głupia gnido, miałeś powiedzieć, że to moja posiadłość jest najwspanialsza na świecie! Cholerny niewdzięcznik!

– Idziemy? – odzywam się nieco przygaszony. Bastien też nagle zrobił się jakiś smutny. Od tego jak potoczy się cały bankiet, a raczej rozmowy, bo ten bankiet to tylko przykrywka, zależą nasze losy – moje i Bastiena.

Jakoś nie zdziwiłem się, że de Lucowie zorganizowali prawdziwy bankiet, oczywiście ten nas omija, bo wierny kundelek swojej pani prowadzi nas do innej części posiadłości. Bastien przez całą drogę trzyma moją dłoń, której ja nie zamierzam puścić.

    Pachołek Laury zaprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia, które chyba służy za pokój do narad. Czemu ja takiego nie mam?! Obok Laury stała obecna głowa rodu... Jak mu tam było? Joshua? Tak, chyba tak. Mężczyzna trzymał dłoń na ramieniu Laury... Zmrużyłem brwi, dość podejrzane, bo de Lucowie nie słynęli z zaprzyjaźniania się z Laurą. Jednak nie to było dziwne. Dziwna to była obecność Magnusa ze obecną głową rodu Palotai – Simone. Czy coś mnie, do kurwy nędzy, ominęło?

Myślałem, że będziemy plotkować na temat naszej sytuacji. Czy może Magnus był pierwszy? Zdradziecki frajer.

– Proszę, usiądźcie – odzywa się głowa rodu de Luca i wskazuje na dwa krzesła po lewej stronie od Laury. Zająłem miejsce najbliżej Laury, nie chciałem, by wampirzyca mi pokiereszowała chłopaka swoimi szponami. Siedząc tak blisko niej, zauważyłem coś jeszcze...

Laura de Luca w ciąży?! O cholera! Tego to się nie spodziewałem.

– Skoro już wszyscy jesteśmy – odzywa się Laura – Możemy zacząć rozmawiać? – pyta spokojnie wampirzyca.

– Ależ oczywiście – odzywa się Magnus, który wygląda, tak jakby miał się zesrać ze strachu. W sumie czuję się podobnie. Spojrzałem na Joshuę, a później na Simone. Oboje prezentowali się dumnie, nie to, co Bastien, ale przecież nie mogę obwiniać nastolatka o brak wiedzy? Został wychowany w taki sposób, by nigdy nie przejąć tej roli.

– Chcemy zawrzeć sojusz – oznajmia Laura, a Joshua przytakuje wampirzycy, łapiąc ją za dłoń – To już zaszło za daleko... Czy ktoś właściwie pamięta, o co tak zawzięcie walczymy? – pyta Laura. Chwila, chwila, czy ktoś zdążył ją podmienić? Ostatnim razem była gotowa rozszarpać gardło Magnusowi, bo powiedział, że nie podobają mu się jej buty...

– Wiele się zmieniło... Chociażby obecna głowa rodu Moras – wskazuję dłonią na Bastiena, a strona przeciwna prycha. Mogę im ujebać łby?

– Chociaż tytułuję go tak tylko z szacunku do Mephistophelesa – jest i uszczypliwa uwaga, więc może z Laurą wszystko w porządku.

– Został wciągnięty w nasz świat dopiero niedawno, nie ma pojęcia o niczym, a mimo to... – urywa i posyła mojemu chłopakowi współczujące spojrzenie – Ja również jestem zmęczona ciągłymi zamieszkami, szczególnie kiedy ja i Joshua spodziewamy się dziecka – wyznaje. To było dość proste do przewidzenia.

– I co ma to mieć wspólnego z naszym rozejmem?! – rzuca wściekle Simone. Nigdy nie lubiłem tej ździry, jest gorsza niż sto Laur razem wziętych.

– To, że od kilkuset lat walczymy o nic – wtrącam się – I ile mamy to ciągnąć? Aż powybijamy się wzajemnie? Nas, Pierwszych, jest tylko trójka i mimo wszystko nie możemy zabić siebie nawzajem, a przemienieni przez nas wampiry są słabe, więc już na zawsze będzie nasza trójka w czołówce. I nie mówię tego, ponieważ kierują mną własne, osobiste, pobudki, ale Laura ma rację, czas na rozjem – stwierdzam, a Joshua posyła mi pełen wdzięczności uśmiech. Ciągle powtarzałem, że lejemy się po mordach już za nic, a skoro przerażająca Laura też tego pragnie... Jeden zero dla nas!

– W takim razie, czy głowy rodów się zgadzają na wieczny rozejm? – pyta Laura.

– Oczywiście – odzywa się Joshua jako pierwszy. Wampirzyca spojrzała w stronę Simone, która siedziała, jakby połknęła kija od szczotki. No zgódź się głupia babo i tak przejebałaś, bo będzie dwa do jednego, więc sojusz będzie. Magnusowi chyba styki zaskoczyły, bo zaczął wykładać swojej pani zalety sojuszu. Z tym frajerem to ja jeszcze sobie pogadam, muszę oddać mu za te strzelanie do mnie.

– Niech będzie – odzywa się w końcu.

W końcu wzrok Laury utkwił w Bastienie, który przez większość czasu robił za ozdobę. Kopnąłem go pod stołem w kostkę. Jedno słowo.

– Zgadzam się – mówi cicho. Aż miałem ochotę zaklaskać, bo to jego jedyna dojrzała decyzja, którą podjął. Nie uważam, by podjął kiedyś mądrzejszą decyzję niż dziś.

– Skoro każda ze stron zgadza się, to wyjaśnię teraz szczegóły naszego sojuszu – mówi Laura, a ja razem z Magnusem jęczymy. Czeka nas długa noc...


Ship Bastien x Mephisto to #Mepstien :)

The Divided Heart //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz