+ Rozdział 4 +

831 72 28
                                    

Mephistopheles

– Pośpiesz się, Bastien! – wydzieram się z dołu; marna szansa, że mnie usłyszy, bo w końcu to tylko nastolatek – w dodatku człowiek, ale warto próbować nie?

Proszę, dzieciaku, tylko się nie zgub, bo inaczej będzie spać, w byłych pokojach dla służby. Są na parterze, więc do kuchni i wyjścia może trafi. Zresztą niech nie przesadza, ten dom nie jest tak wielki! Większy jest teren, który otacza ten dom... Spokojnie mógłbym zbudować tutaj jakieś centrum rozrywki i zgarniać miliony.

– Już jestem – informuje mnie; jakbym sobie nie zdawał z tego, że tutaj przylazł. Słyszałem go, jak szedł, chociaż człowiek powiedziałby, że Bastien porusza się bezszelestnie. Dla mnie łazi jak jakaś spłoszona sarenka.

– Nie musisz mnie odwozić do szkoły – mówi, poprawiając plecak na ramieniu. Czy to właściwie dobre, żeby posyłać go do szkoły? Stracił rodziców i właśnie zamieszkał u całkowicie obcego typa... Chyba jednak traktuję go nieco surowo?

– Nie dojeżdżają tutaj żadne autobusy, a najbliższy przystanek jest parę ładnych kilometrów stąd, więc nie sądzę, by chciało ci się specjalnie wstawać wcześniej, by przygotować się do szkoły i zdążyć na autobus, a muszę cię uprzedzić, że rozkład jazdy nie jest interesujący, więc jak się spóźnisz na jeden, to sobie poczekasz na kolejny.

– Więc dlatego mam wracać ze szkoły taksówką? – pyta. Właściwie to rozważałem zatrudnienie jakiegoś szofera, co by mi dzieciaka zawoził i odwoził do szkoły, ale zgaduję, że to byłaby przesada?

– Właśnie tak – kłamię, akurat to nie ma nic wspólnego z tym, ale dzieciak może w to wierzyć, nie?

– Dobra zbieramy się, bo spóźnisz się – mówię i ruszam w stronę wyjścia, jednak po chwili zatrzymuję się... A niech cię głupie serce!

– Chyba że... Nie czujesz się jeszcze na siłach, by wrócić do szkoły – spoglądam na nastolatka – Z góry założyłem, że... A przecież to byli twoi rodzice, w dodatku zostałeś zmuszony do zamieszkania z kimś obcym... Nie powinienem decydować za ciebie.

Bastien wygląda na wyprowadzonego z równowagi, pewnie w ogóle nie spodziewał się czegoś takiego po mnie. Różni nas wiele rzeczy – dla mnie to nie pierwszy raz kiedy tracę kogoś ze swojej rodziny. Widziałem wiele śmierci i cierpienia. Kiedy cała rodzina, była pogrążona w żałobie, ja... Mnie to już nie ruszało. Przyzwyczaiłem się do myśli, że ludzie zawsze odejdą i zostawią mnie. Dlatego też nie próbowałem popełniać tych samych błędów i angażować się emocjonalnie w relację ze swoim panem... Tak nie powinno być. To tylko przynosi cierpienie.... Kochałem kogoś... Teraz nawet nie potrafię sobie przypomnieć imienia, czy też twarzy. On też mnie kochał – chyba tak było. Spotykaliśmy się w tajemnicy – w tamtych czasach, kontakty homoseksualne, były wręcz potępiane, a on... nie mógł pozwolić sobie na taką hańbę, był najstarszy. To on miał zostać głową rodu. Zaangażowane małżeństwa w tamtych czasach też nie były niczym dziwnym, więc został zmuszony do poślubienia obcej mu kobiety. I to zakończyło naszą relację – miał żonę, dziecko w drodze, był głową rodu... A tu kochanek na boku? W dodatku bestia, która poprzysięgła być wierna? Nic dziwnego, że wolał mnie odtrącić. Jednak ja nie przestałem go kochać, kochałem go aż do końca jego dni. To wtedy zdałem sobie sprawę, że nie warto angażować się, w jakąkolwiek relację ze swoim panem. Przecież nie powinienem ich kochać, powinienem być wierny i spełniać ich każdą prośbę, nawet tą absurdalną.

– Mephistopheles? – głos Bastiena wyrwał mnie z rozmyśleń o moim byłym kochanku, a jego przodku. Tak sobie myślę, że dzieciak trochę mi go przypomina... Też był nieznośny.

The Divided Heart //BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz