W końcu, po całej tej tygodniowej męczarni nadszedł dzień szczerości. Z dobrym humorem ruszyłam w stronę wielkiej sali, by zjeść śniadanie. A co najważniejsze... Sama! W końcu bez księciunia. Usiadłam przy stole i zauważyłam zasypiającego Blaisa, usiadłam obok niego i lekko szturchnęłam w ramię.
-Malfoy, daj mi już spokój... Całą noc cię już słuchałem- wymamrotał z nadal zamkniętymi oczami. Podniosłam lekko jedną brew. A więc chłopcy już gadali... Uśmiechnęłam się szyderczo i popchnęłam jego ramię, przez co głową wylądował w misce pełnej owsianki. Cały stolik wybuchł donośnym śmiechem.
-Za raz cię zabiję!- krzyknął podnosząc na mnie rękę, jednak gdy zobaczył moje przerażenie i to, że chowam się za swoimi rękami, w momencie się zatrzymał. Złapał moje ręce i uścisnął- Rose... Co się stało? Przecież, wiesz, że bym cię nie uderzył, prawda?- zapytał zmartwiony. Wzięłam głęboki oddech i pokiwałam głową , nie chcąc by cokolwiek zaczął podejrzewać. W końcu, nie czuje by dobrym pomysłem było by, wyjawienie rodzinnej tajemnicy. Chłopak otulił mnie ramieniem i podał herbatę z wielkim uśmiechem.
-To dla mnie?- zapytałam niepewnie chwytając filiżankę.
-Nie, oczywiście, że nie, musisz to przekazać do tego mugolskiego...- zawachał się, próbując przypomnieć sobie, co miał powiedzieć-Misia Gogo- zaśmiał się, a ja zaczęłam pić. Od razu było mi lepiej, zaczęłam się uspokajać, nawet gdy blondasek usiadł naprzeciwko nas, nie zareagowałam złością, czy czymś w tym stylu. Byłam tylko ja i herbata...
-Już wypiłaś?- spojrzeli na mnie oboje, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno nie dolali mi tam czegoś- Okej, trzymaj Draco- Blaise podał chłopakowi małą buteleczkę, na co ja zareagowałam kaszlem, zaczęłam się krztusić... powietrzem!
-Coście tam dolali?!- wrzasnęłam prawie na całą salę, rzeczywiście, napój smakował nieco inaczej.... Jednak nigdy bym nie pomyślała, że doleją tam...
-Veritaserum- odpowiedzieli jak gdyby nigdy nic. Wyszczerzyłam oczy.
-Skąd wy go macie?! Przecież, nie wolno nam tworzyć takich rzeczy, jesteśmy na pierwszym roku!- zaczęłam głośno na nich szeptać, a oni zaczęli się nieopamiętanie śmiać.
-Mamy swoje tajemnice kochana- wyszeptał mi do ucha czarnoskóry, po czym dał mi pstryczek w nos- Wiedzieliśmy, że wykręcisz się jakoś od obiecanej szczerości, więc przeszliśmy do ostateczności.
Przeraziłam się, to nie brzmi dobrze...
-Zacznijmy, od czegoś łatwego...- wyszeptał chłopak.
-Zacznijmy? Jak to? Myślałam, że zadacie mi jedno pytanie i będzie spo...- nie dokończyłam bo Crabbe zakrył moje usta.
-Wracając, podobał ci się tydzień?- zapytał rozbawiony i skinął głową, by osiłek mnie puścił. Czułam, że nie chcę otwierać ust, wiedziałam, że teraz mogę powiedzieć wszystko, dosłownie wszystko. Co gorsza, nawet nie potrafię sama odpowiedzieć na to pytanie, zbyt wiele czynników się ze sobą kłóci... Zostało mi tylko wysłuchać eliksiru. Po chwili, otworzyłam usta.
-Tak, Było naprawdę przyjemnie- szepnęłam. Powiedziałam prawdę mimo, że nie chciałam by Malfoy wiedział... chociaż w sumie, czy jest tu coś czego można się wstydzić? Popatrzyłam ukradkiem na blondyna, jego jeden kącik ust unosił się do góry. Nie potrafiłam rozszyfrować, czy był to szczery uśmiech, czy może jego szydercza dusza, zaczęła się pokazywać.
-Co podobało ci się najbardziej?- tym razem zapytał sam Draco. Znowu wstrzymałam się z odpowiedzią, sama nie wiem czy coś w ogóle mi się podobało, więc co wypalę teraz? Po tym głupim eliksirze? Skąd oni w ogóle go wytrzasnęli?!
-Wczorajszy, wieczorny spacer nad jezioro- odpowiedziałam i w momencie zakryłam usta dłońmi. Poczułam jak się rumienię, tym razem nie ze złości, a wstydu, co zdarzało się okropnie rzadko. Wszyscy popatrzeli na nas z wielkimi oczami, a arystokrata śmiał się pod nosem zakrywając przy tym twarz... Chyba wypaliłam jakąś głupotę...
-Rose...- popatrzył na mnie groźnie Zabini- co się wtedy działo?
Malfoy zbladł, widocznie sobie właśnie uświadomił, że nadal jestem pod wpływem eliksiru. Szczerze? Co mi tam, będzie miał nauczkę za mój katar. Uchyliłam usta, a książę w pełnym rumieńcu rzucił się w moją stronę, jednak musiałby przebiec cały stół dookoła, by mnie powstrzymać, a jak to się mawia... żyje się raz.
-W naprawdę dobrych humorach, co jest dla nas nowością, spacerowaliśmy wieczorem po błoniach. Było by oczywiście zbyt cudownie, gdyby nie pan idiota, który postanowił wrzucić mnie do jeziorka obok. Woda była lodowata...- spojrzałam morderczo na blondyna, który chował twarz w dłoniach- Jednak słysząc jego śmiech, postanowiłam nie być mu dłużna i pociągnęłam go za sobą. Oboje cali mokrzy patrzyliśmy się na siebie i śmialiśmy- urwałam.
-I to tyle?!- zawrzeszczał wręcz chłopak, czując niedosyt historii, zaśmiałam się pod nosem. Była to rzeczywiście jedyna miła chwila w ciągu całego tygodnia. Kłócąc się ze sobą, nawet nie zauważyliśmy, że możemy robić to, co dzieci potrafią najlepiej... Psocić i śmiać się, bez większego myślenia.
-Oczywiście, że nie! Gdy na moment odwróciłam wzrok, bo coś usłyszałam, Malfoy'a już nie było, wystraszyłam się... Wtedy poczułam uścisk na kostkach i zostałam wciągnięta pod taflę wody. Debil szczerzył się do mnie, a ja miałam ochotę go udusić... Gdy się wynurzyliśmy, księżyc oświetlał nasze ciała, a świerszcze idealnie wpasowywały się w nasze śmiechy- uśmiechnęłam się do siebie, może to właśnie znak, że naprawdę zaznam smaku przyjaźni?
-Pomijając fakt, że prawie nas przyłapano, a ty kichałaś przez całą noc, gdy siedzieliśmy przy kominku- wyszeptał w końcu pan buraczek. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tej chwili, naprawdę czułam, że mogłabym go polubić... Patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, bez dogryzania, bez obrażania, bez nienawiści... W momencie przypomniałam sobie chłopca o mokrych, już nie zaczesanych na żelu włosach, które lśniły od światła księżyca... Poczułam, że moje policzka także nabrały różanej barwy. Jednak wtedy z zamętu swoich myśli, wyrwał nas sam Blaise, swoim śmiechem.
-To co kochaneczki, kiedy ślub?- wydukał przez śmiech, a ja wraz z blondynem zmierzyliśmy go morderczym spojrzeniem. Głupi, głupi Zabini... Pokręciłam głową, nadal mimo wszystko się uśmiechając.
-Zmieńmy temat- powiedziałam w końcu- Wyjeżdżacie na święta, czy zostajecie ze mną?- rozejrzałam się po chłopakach, tylko Blaise się uśmiechał.
-Ja wracam- wymamrotał arystokrata, a zaraz po nim kilku innych ślizgonów pokiwało głowami w jego stronę.
-Czyli co, zostajemy sami?- zaśmiał się czarnooki, poruszając wymownie brwiami.
-Głupi jesteś- zaśmiałam się i klepnęłam go w tył głowy, znowu było miło...
CZYTASZ
Czarna Dama |Zawieszone|
أدب الهواة|Zawieszone| ,,Nie sądziłam że przeze mnie wyniknie tyle problemów... nie powinnam się w ogóle urodzić..." Pamiętacie historyjkę o cud chłopcu, Harry'm Potterze? Jeżeli nie wiecie, uczestniczyłam w jego życiu, tuż obok... Niestety jako zły cha...