Prolog

117 6 2
                                    

11 lipiec 1978 rok.

Biały dym ulotnił się z moich ust, tym samym zasłaniając mi cały widok przed sobą, mógłbym przysiąc, że jakby Reily siedziała teraz obok mnie nie zważając na nic zabrałaby z moich rąk ostatek już papierosa i zaczęła by prawić kazanie na temat trucia swojego organizmu.

Na tą myśl moje kąciki ust podniosły się lekko do góry formując wielki uśmiech na mojej twarzy.

Lubiłem wracać do starych wspomnień w pewien sposób sprawiało mi to ulgę, czułem się dużo bardziej lepszy kiedy widziałem przed sobą obraz mojej mamy, która sprawiła, że moje życie przez pewien czas było poukładane.

Dzieciaki na przeciwko mnie słuchali hip-hopu, który był mi już dobrze znany z młodszych lat, tańczyli w rytm muzyki i tak samo jak ja od czasu do czasu zaciągali się fajkami.

W pewnym momencie malutka postać dziewczynki zaczęła przybliżać się w moją stronę radośnie podskakując z nogi na nogę, jej ciemno brązowe włosy ułożone w dwa warkocze po bokach głowy dodawały jej uroku.

-Cześć-powiedziała stojąc nade mną z wielkim uśmiechem na swojej buźce.

Wszędzie poznam ten głos.

Podniosłem wzrok na jej postać.

Była ubrana w obcisłą dopasowaną kratkowaną sukienkę, która dokładnie podkreślała jej atuty takie jak wielki biust czy też zgrabny tyłek pomimo, że miała dwanaście lat, a jej niewielkie stopy zdobiły czerwone trampki. W dodatku na głowie miała małą kokardkę w tym samymi kolorze co jej obuwie.

-Panna Ashley?- lekko uśmiechnąłem się w stronę niskiej osóbki, a na jej twarzy dostrzegłem wielkiego banana.

Dziewczyna usiadła tuż obok mnie napierając swoim ramieniem o moje krzyżując ręce na swoich piersiach, a na jej twarzyczce widniał teraz wielki grymas.

-Rodzice znów nie pozwolili mi kupić cukierków-burknęła po nosem zakładając nogę na nogę jak prawdziwa dama, co mnie troszkę rozśmieszyło.

-Dlaczego?-podniosłem brwi biorąc łyka piwa, które leżało na ziemi.

Ashley zwróciła wzrok na mnie i zacisnęła zęby.

-Mamusia powiedziała, że alkohol jest nie zdrowy-wyrwała z moich rąk szklaną butelkę i schowała za swoje plecy przewracając czarnymi jak gwiazdy oczami.

Zawsze to robiła kiedy widziała, że pije zupełnie tak jak moja mama.

Ashley Clark, bo tak właśnie brzmiało jej pełne imię była ode mnie młodsza o dokładnie pięć lat.

-Wczoraj na zakupach powiedziała, że już nigdy mi ich nie kupi, rozumiesz?-zaczęła machać nogami w powietrzu na wszystkie strony patrząc w szary beton.

-Ja kupię ci wszystkie- objęłem ją w pasie i delikatnie przyciągnąłem do siebie.

Dziewczynka podniesła głowę opierając się dłońmi o moją klatkę piersiową i zaczęła ilustrować mnie wzrokiem.

-Naprawdę?-zapytała z iskierkami w oczach- Jesteś kochany-posłała mi najpiękniejszy uśmiech jakikolwiek widziałem, kochałem go oglądać.

-Ty też-rozczochrałem jej bujne włosy.

-Tak w ogóle, mam coś dla Ciebie-oznajmiła.

-Co takiego?-wyprostowałem się na te słowa.

Clark obróciła się w drugą stronę aby wyjąć coś z kieszeni sukienki, a ja zaraz później dostrzegłem w jej drobnej rączce dwa czarne pudełeczka.

Dziewczyna wysunęła swoją dłoń w celu podania mi podarku.

-Coś ty kupiła?-zapytałem zdziwiony tym samym wystawiając swoje białe zęby.

-Sam zobacz- zachichotała cicho, ukazując swoję piękne dołeczki.

Wziąłem od Ashley mały kawałek kartonu i otworzyłem górne wieczko pudełka.

Moim oczu ukazała się czarna bransoletka z moim imieniem.

-Ashley- powiedziałem śmiejąc się.

-Zobacz mam taką samą!-krzyknęła z podekscytowaniem.

Pokazała mi swoją biżuterię, którą miała już na swoim prawym nadgarstku.

Była ona w odróżnieniu od mojej koloru fioletowego z jednym koralikiem innym, co mnie zdziwiło.

-Czemu jeden koralik jest innego koloru?-zapytałem.

-Zobacz-złapała moją dłoń i zaczęła jeździć jedynym palcem po bransoletce-Ty też w swojej masz inny kolor, fioletowy a ja czarny-spojrzała w moje oczy, a ja rozpłynąłem się w krainie gwiazd.

Clark założyła bransoletkę na moją rękę.

-Teraz będziesz o mnie pamiętał już zawsze- wplątała swoją dłoń w moje palce i wtuliła się w mój tors.

-I na zawsze będziemy już razem Liam-złapała mojej obydwie dłonie i przysunąła się bliżej mnie.

-I nigdy mnie nie oszukasz tak jak rodzice-pocałowała mnie w policzek, a ja poczułem niesamowite ciepło.

Dziewczynka zawiesiła mi się na szyji i zaczęła bawić się moim włosami.

-Nigdy Ashley-objąłem brunetkę tak jakby zaraz miał mi ją ktoś zabrać, a moje oczy się zaszkliły.

Bo wiedziałem, że dzisiaj po raz ostatni widzę ten piękny uśmiech.

___________________________________________

I mamy prolog kochani😘❤️

Let me love youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz