Rozdział 1

686 18 12
                                    


Zapach PARZENIA SIĘ w powietrzu dusił, i było tak już od tygodni. TYGODNI. To było idiotyczne. Sam i Bobby po prostu musieli to znieść, zatykając sobie nosy i uprzejmie zgrzytając zębami. Obaj wiedzieli, jakim typem mężczyzny był Dean i że nie przyjąłby miło stwierdzenia, że wszędzie wlókł się za nim ten przytłaczający, odurzający i NIEWIARYGODNIE OBRZYDLIWY zapach, szczególnie, że nie było to coś, co mógł z siebie zmyć.

Zapach prawdopodobnie nie był dla wszystkich obrzydliwy. Prawdę mówiąc było raczej dokładnie odwrotnie, jako że zapachy płciowe zazwyczaj były najwspanialszymi wyczuwanymi przez kocie zmysły. Wyłącznie dla Sama i Bobby'ego były potworne, skoro byli, odpowiednio, młodszym bratem Deana oraz jego zastępczym ojcem.

Sam obserwował Deana. Z tego, co zauważył, Dean nawet nie popatrywał na Castiela częściej, niż zwykle, ale zważywszy na to, że praktycznie całymi godzinami gapili się sobie nawzajem w zachwycająco głębokie czeluści tego, co widzieli sobie w oczach, to w tym nie było nic dziwnego.

Może tylko to, że Sam miał ochotę wycharczeć kłębek sierści za każdym razem, kiedy Dean wchodził do pokoju.

Dean i Castiel nie parzyli się, tyle Sam umiał stwierdzić. Nie wyczuwał od brata choćby odrobiny świeżej satysfakcji, tylko stale nawarstwiające się napięcie seksualne.

Sam się zastanawiał, czy Dean w ogóle WIEDZIAŁ.

Wkrótce czekała ich rozmowa. Sam na myśl o niej drętwiał, ale to się musiało zdarzyć.

Trwające cały dzień zbieranie informacji dało im tylko ból tyłków; mięśnie zmęczyły im się od siedzenia nieruchomo i czytania. Dean stęknął i przetarł zmęczone oczy, po czym przeczesał sobie włosy, pozwalając uszom spłaszczyć się, zanim znowu nie drgnęły do przodu. Zmrużył oczy, zamiast nimi mrugnąć; naturalny porządek dnia uległ zaburzeniu z powodu braku dzisiejszej drzemki.

Cas obok niego ziewnął nieznacznie po kociemu, przez pomyłkę zatrzaskując książkę.

- Co ty na to, żeby na dzisiaj skończyć? – zasugerował Dean, drapiąc się w zarost. Nie ogolił się rano i czuł się trochę włochaty.

- Hm – powiedział Castiel, wciągając powietrze i odkładając olbrzymie tomiszcze o starożytnych bogach na stolik do kawy.

Żaden z nich nie wstał, a Castiel padł z powrotem na kanapę. Bobby już godziny wcześniej zaciągnął zasłony, zanim poszedł do łóżka, więc jedyne, co rozświetlało teraz bibliotekę, to para lamp do czytania po obu stronach kanapy, rozlewających niewielkie wodospady światła na kolana obu mężczyzn.

Castiel warknął i odchylił głowę do tyłu, a czubek ogona zaczął mu drgać.

- Ty też, co? – mruknął Dean, krzywiąc się i przecierając sobie oczy kciukiem. – Nie miałem tak bezproduktywnego dnia od chwili, kiedy czekałem na sequel Cycatych Kocich Ślicznotek.

Bawić się z TobąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz