- Wejdź – powiedział Dean. Odłożył książkę na kolana, aby zobaczyć, kto wszedł. Uśmiechnął się. – Hej, Cas.
- Witaj, Dean – powiedział cicho Castiel. Zazwyczaj nie grał na zwłokę ani nie wahał się w taki sposób, nie, kiedy chciał powiedzieć coś szczególnego.
- O co chodzi? – Dean odłożył książkę na nocny stolik, poświęcając Castielowi całą swoją uwagę.
Castiel zdobył się na uśmiech, napięty i zakłopotany.
- Chciałem cię prosić o przysługę.
- Strzelaj – Dean usiadł po turecku, wychylając się naprzód. Poduszka zsunęła mu się w okolice krzyża, uwolniona z miejsca, w którym się o nią opierał.
Castiel zawahał się jeszcze trochę po czym usiadł na krawędzi łóżka łowcy, zaledwie cale od jego dziurawej skarpetki. Spojrzał na pierś Deana, jakby bojąc się spojrzeć mu w oczy. Uszy miał wyprostowane, znamionujące uwagę, ale jego ogon zwisał bezwładnie na łóżkowej narzucie Deana i żadną miarą nie dostarczał wskazówek co do tego, o co Castiel zamierzał zapytać.
Castiel oblizał swoim różowym językiem usta, prawie dotykając sobie nosa.
- To trochę zawstydzające.
- Umiem dotrzymać tajemnicy – uśmiechnął się Dean, zadowolony, że Castiel łączył teraz słowo „tajemnica" z ich sesją lizania po uszach: policzki mu się zaróżowiły, a oczy zalśniły nagłym żarem.
- Prawdę mówiąc o to właśnie chodzi – powiedział Castiel. – O to, co... zrobiliśmy. -Dean spojrzał Castielowi w oczy i kiwnął głową.
- Dobra.
Castiel nie był w stanie utrzymać kontaktu wzrokowego, więc zamiast tego zerknął na ścianę.
- Znowu tego potrzebuję. Lizania po uszach.
Dean poczuł w ciele motyle, miejscami rozpalone do czerwoności, miejscami lodowate; czuł przyjemność płynącą ze słów Castiela i podekscytowanie.
- Uchh, cóż – odchrząknął. – Nie chcę być wścibski, ale... czemu? Castiel opuścił uszy i jeszcze bardziej się odwrócił.
- Ja... nie mogę...
- Co?
- Nie mogę tego zrobić, nie mogę mruczeć, gdy jestem sam – mruknął Castiel. – Kiedy zrobiłem to z tobą, to był pierwszy raz, przepraszam, że ci nie powiedziałem, po prostu... - sapnął sfrustrowany – naprawdę się tym cieszyłem. Znaczy się... - spojrzał prosto na Deana z błagalnym wyrazem twarzy – chodzi mi o to, że naprawdę się tym cieszyłem. Bardzo.
- Tak – uśmiechnął się Dean, patrząc w dół na swoje skrzyżowane stopy. – Ja też.