Rozdział 10

167 8 0
                                    

Dean zapukał, ale nie dostał odpowiedzi. No dobra, to by było na tyle.

Odszedł, ale zdał sobie sprawę, że jeśli by zszedł na dół bez Castiela u boku, to zostałby z powrotem wysłany na górę. Bobby bywał gwałtowny, jeśli chodziło o takie sprawy; nienawidził tych podziałów, a fakt, że posiłki upływały w milczeniu i ponuro, nie poprawiał starszemu człowiekowi trawienia, tyle Dean wiedział.

Westchnął i zapukał jeszcze raz.

- Cas, to ja – powiedział cicho. – Ja tylko... cholera, nie wiem. Przepraszam, że ci przeszkadzam. Powlókł się korytarzem, wodząc końcem ogona po tapecie. Doszedł do drzwi swojego pokoju, zanim stchórzył przed pójściem znowu na dół, po czym uznał, że jego pokój był prawdopodobnie najbezpieczniejszym miejscem do unikania ludzi, przynajmniej przez parę godzin.

Ledwo padł twarzą w materac, kiedy usłyszał pukanie. Uniósł głowę i ruszył uszami, zwrócony częściowo w stronę drzwi.

- Tak?

Drzwi otwarły się i uchyliły o cal, po czym rozwarły na tyle, by Castiel mógł wsunąć głowę w szparę.

- Dean.

Dean nie chciał dłużej czuć wściekłości. Przede wszystkim w ogóle nie chciał się wściekać, po prostu tak się złożyło, że kiedy nie wiedział, co czuć, był to jego normalny stan.

- Dean, mógłbym wejść?

Dean usiadł i odwrócił się na łóżku, siadając z podkurczonymi nogami i kiwając głową. Castiel zamknął za sobą drzwi i powoli wszedł do środka, napinając ogon. Usiadł na końcu łóżka Deana, tak daleko, jak mógł.

- Nie wiem, co zrobiłem.

- Nic nie zrobiłeś – powiedział Dean, krzyżując sobie ramiona na kolanach i opierając na jednym z nich brodę. – Ześwirowałem, to wszystko.

Castiel potaknął, spuszczając wzrok.

- Dean, ja nie mogę mruczeć. Minęły tygodnie i-

- Wiem. Boże, Cas, wiem. Przepraszam. Traktowałem cię jak gówno. Castiel uroczyście kiwnął głową.

- Jeśli nie chcesz tego ze mną robić, to w porządku. Zrozumiem. Tak myślę. Nie wiem, nie mam pewności, czego się boisz.

Dean wzruszył ramionami.

- Tak po prostu. To nic wielkiego, jest dobrze. Castiel odetchnął z drżeniem i spojrzał mu w oczy.

- Nie sądzę, bym kiedykolwiek chciał bawić się z tobą tak bardzo, jak chcę teraz. Dean, ja się rozpadam. Straciłem swoją moc, moje – ha! – zdrowie psychiczne zanika, teraz jeszcze czuję się, jakbym i ciebie stracił-

Bawić się z TobąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz