Milczenie jest złotem - O nie! Przyłapani!

495 47 14
                                    

Gdy tylko pierwsze poranne zajęcia dobiegły końca wyszedłem z sali niezbyt pospiesznie, by nie pokazywać tym uczynkiem, że naprawdę się nudziłem i czekałem na zakończenie. Obok mnie kroczył Xue Ying, a za nami Lan Zhan, czego oczywiście nie zauważyłem.

- Jak ci się podobało?

Spytałem, posyłając rówieśnikowi zadziorny uśmiech. Obróciłem głowę w jego stronę, splatając za sobą niewinnie ręce.

- Teraz tylko teoria. Najlepsze przed nami, czyli szermierka. Na początku jednakowoż chciałbym sprawdzić swoje umiejętności, walcząc z Wangjim. Nie pytaj dlaczego. Po prostu jakoś mnie intryguje. Jest zbyt spokojny, jak na człowieka. Pan Niosący Światło, ta...? Skąd w ogóle się wziął ten tytuł?
Pewnie od tej walącej po źrenicach szaty.
Świeci zawsze bardziej, niż ktokolwiek inny i tu wcale nie chodzi tylko o ubranie.

Dodałem, otrzepując odruchowo swoja szatę.

- I to ja miałem nie zaspać?

Zaśmiał się młodzieniec, uderzając mocniej moje ramię, przez co skrzywiłem minę, spoglądając na niego, niczym zbity pies. Czym prędzej pomasowałem obolałe miejsce.

- A to za co?

Burknąłem, wydymając grymaśnie dolną wargę. Oczywiście olał moje marudzenie, ale odpowiedział na resztę.

- Wracając do twojego pytania... Dało się przeżyć, choć sam prawie przysnąłem.

Mruknął i szturchnął mnie lekko łokciem dla małej przepychanki. Oczywiście oddałem mu ten gest, ale nieco mocniej i z większym zaangażowaniem.

- Sam czekam na szermierkę.
Nie dziwię się. Podobno ma świetne zdolności, jak na swój wiek. Może po prostu go podziwiasz?

Pomyślał na głos.

- Podziwiam?! Ze niby ja jego?!

Z moich ust wydobył się głośny śmiech. Jak może podejrzewać moja osobę o taką bzdurę...?

- Błagam... Nie ma z czego brać przykładu. Wiesz, że łamię zasady Gusu od samego początku. Gdyby był on moim autorytetem, w życiu bym tego nie zrobił. Wcale nie mam zamiaru się mu podlizywać. Jestem wyjątkowy, owszem. Nie będę zaprzeczał. Po prostu nie przestaje mnie intrygować.

Wyjaśniłem, siadając na wielkim kamieniu, który według mnie aż prosił o atencję.

- To prawda, tego człowieka mogę porównać do ostoi spokoju, choć jako jedyny jesteś na tyle odważny i jednocześnie głupi by go sprowokować.

Widać było, że kolejne słowa Xue Yanga należały do szczerych. Zerknąłem kątem oka na rówieśnika. Gdy zobaczył, że spocząłem pod dużym bukowym drzewem, stanął.
Właśnie w tym momencie uświadomiłem sobie, że Pan Świetlik cały czas podążał za nami i teraz zwyczajnie wyminął z kamienną powagą nasza dwójkę. Otworzyłem szerzej zdziwione oczy, odprowadzając Mistrza wzrokiem, aż całkowicie nie zniknął z pola widzenia.

- Ups... Chyba słyszał wszystko.

Udzieliłem głosu, jako pierwszy po dłuższej chwili milczenia. Wzruszyłem lekko ramionami z teatralnym smutkiem, który automatycznie wszedł na moją twarz. To tak jakby kamuflaż...
Wciąż niewyspanymi, delikatnie zaczerwienionymi oczami obserwowałem okolicę.
Cholerne słońce... Jednakowoż, stanowczo lepsze od deszczu.
Gdy nadszedł odpowiedni moment podniosłem tyłek, stając naprzeciwko towarzysza i skrzyżowałem ręce.

- Wiedziałeś, ze za nami idzie, prawda? 

Oczywiście zauważyłem ten szalony uśmieszek, który zdradzał wszystko. Niemożliwe... Czy ten koleś celowo chciał, żebym zaliczył wtopę...?! Agresywnie zmarszczyłem brew, unosząc jedną rękę, jakbym chciał go uderzyć, lecz się powstrzymałem, a przynajmniej przez chwilę.

- Głupek! Czemu nie mówiłeś?!

Krzyknąłem, dając kompanowi mocnego kopniaka w nogę, a gdy zobaczyłem niezadowolenie ze swojego czynu, dopiero mogłem mu wybaczyć, bo teraz byliśmy kwita. Wziąłem głębszy wdech, opuszczając bezwładnie ręce i ponownie uniosłem wzrok.

- Co powiesz na to, by pójść dziś do portu? Nad wodę. Chcę sprawdzić, czy rosną tu jakieś Lotosy. Lubię je...

- Hm... Można pójść. Ach... Jeszcze co do Lan Zhana... Pamiętaj, że przeciwieństwa się przyciągają.

- A chcesz dostać z kapciucha?

Spytałem, próbując zdjąć swojego buta, by przywalić nim chłopakowi w głowę i wybić trochę rozumu, bo widocznie wydaje mu się, że pozjadał wszystkie. Rzeczywiście chwyciłem tego buta, a następnie, gdy Xue Yang dał nogę, biegiem ruszyłem za nim. Energii nie brakowało mi raczej nigdy.

- Czekaj no! Jeszcze z tobą nie skończyłem!

Krzyknąłem, potrząsając w formie groźby kapciem, uniesionym wysoko w górze.

"Zacznijmy od nowa"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz