Lan Zhan! Jestem głodny! - Wielka jest litość Wangjiego

445 47 16
                                    

Kiedy już byliśmy blisko celu, ja nagle zboczyłem z trasy.

- Co robisz? Gdzie idziesz? Nie w tę stronę. Zajęcia odbywają się tam.

Oznajmił wskazując palcem na drewniany budynek. Stanąłem w miejscu przodem do Xue Yanga i skrzyżowałem ręce na piersiach.

-Wiesz… Bo ja… Mam sprawę do La-

Nie zdążyłem dokończyć, gdyż mój pusty brzuch zaczął domagać się głośno atencji. Spojrzałem na chłopaka, posyłając mu niewinny uśmiech. Trąciłem swój nos, jak to miałem w zwyczaju, kiedy czułem skrępowanie i zjechałem dłonią na żołądek.

- Muszę coś zjeść.

Oznajmiłem, uciekając wzrokiem. Młody mężczyzna podszedł  do mnie i poklepał po ramieniu.

- Masz nadzieję, że pożywisz się u Świetlika? Bez szans. Lepiej wróć do rodzeństwa.

Zmarszczyłem brew słysząc te słowa i odepchnąłem kolegę.

- A skąd ty możesz wiedzieć! Taki pewny siebie… Chyba śnisz, że wrócę tak łatwo.

Burknąłem, wydymając lekko dolną wargę. Znowu poczułem skręt w środku, przez co chwyciłem agresywnie nadgarstek przyjaciela i pociągnąłem go, byśmy kontynuowali spacer. Tak właśnie znaleźliśmy się pod kwaterą Mistrza. Złączyłem razem dłonie przy sercu, po czym wziąłem głębszy wdech, aż wreszcie wyciągnąłem zaciśniętą pięść i zapukałem trzy razy. Słysząc jedynie ciszę, zerknąłem kątem oka na towarzysza, który skakał z nogi na nogę, czego ja uczynić nie mogłem. Moja naga stopa została troszeczkę poobijana przez te kamienie.

- Jest tu w ogóle ktoś?

Szepnąłem do osoby obok, a gdy wzruszyła ramionami opuściłem głowę, dając upust powietrzu z ust. Nagle drzwi przede mną zostały otworzone, a zamiast nich stanął Wangji. Rety, kompletnie nie słyszałem, kiedy się przemieszczał.

- Czego chcecie?

Zapytał spokojnie, lecz z nutką oschłości. Wyszczerzyłem zadowolony ząbki i zacząłem mówić. Tym razem na pewno go przekonam!

- Jesteśmy bardzo głodni, więc przyszliśmy do ciebie. W końcu za nas odpowiadasz, prawda? Nie spodziewałeś się naszej dwójki, co nie? Najpewniej czekałeś na brata. Wybacz, że cię rozczarowałem.

Dodałem poprawiając swoje włosy. Raczej nie wyrzuci nikogo na zbity pysk… Chociaż to przecież Lan Zhan. Dla zasad i świętego spokoju zrobi dosłownie wszystko.

- Przydzielone zostały wam kwatery. Z Twojej zaś Paniczu Wei dym szedł, jak szalony. Niestety zamierzałem coś zjeść dopiero pod wieczór, więc teraz nic nie znajdziecie.

Zapewnił, przenosząc po chwili wzrok na mojego kompana, który opierał się o drewnianą kolumnę, podpierającą dach. Zbadał go dokładnie, jakby chciał wyczaić, jaką jest osobą.

- Skąd znacie położenie mojej siedziby? Tylko wuj i członkowie Gusu o tym wiedzą.

Kolejne pytanie troszeczkę zbiło mnie z tropu. Podrapałem się po karku, maskując negatywne emocje uśmiechem, ale on niestety nie mógł ukryć wszystkiego i sprawić, że Pan Niosący Światło nagle zmieni temat.

- Em… Eto… Właśnie!

Uniosłem palec do góry, bo wpadłem na genialny pomysł. Zmotywowany posłałem pewne siebie spojrzenie Xue Yangowi oraz Świetlikowi, a następnie postanowiłem w trybie express podzielić się myślą. Zdziwienie obydwojga było cudne.

- Powiedziałeś, że „dym szedł, jak szalony”. Pewnie starsza siostra przygotowała zupę na żeberkach, albo z kwiatów lotosu. Skoro po raz kolejny odmawiasz pomocy, to może zjesz razem z nami? Jestem przekonany, że ten jeden posiłek będziesz wspominał do końca życia. To jaka decyzja? Jesteś głodny, racja?

Podszedłem do mężczyzny w białej szacie znacznie bliżej i przejechałem dłonią po jego klatce piersiowej. Zatrzymałem ją dopiero na brzuchu. Trwałem tak, czekając, aż pod palcami poczuję burknięcie.
Starszy zmarszczył brew, by zaraz odtrącić moją rękę.

- Prosiłem, byś mnie nie dotykał. Chyba jednak odmówię.

Warknął zaciskając zęby i już miał zatrzasnąć drzwi, ale w ostatnim ułamku sekundy coś zwróciło jego uwagę. W efekcie końcowym fuknął pod nosem i wykonał to, co zaczął. Jęknąłem cierpiętniczo, łapiąc się za głowę.

- Ughhhh! Dlaczego mi nie wychodzi?!

Nim uzyskałem jakąkolwiek odpowiedź od wiernego towarzysza, zobaczyłem rękę, która błyskawicznie kładzie białe buty przed moimi stopami. Otworzyłem szerzej zdziwione oczy, którymi wpatrywałem się w obuwie, nie potrafiąc uwierzyć zaistniałej sytuacji. Z amoku wyrwał mnie znajomy głos.

- No zakładaj, zakładaj. Na co czekasz? Znaj litość Wangjiego.

Fuknąłem pod nosem, zarzucając kucykiem, bo jedno słowo naprawdę mi nie pasowało.

- Ha! Nie  żadna litość, tylko miłość!

Poprawiłem błąd, biorąc się za zakładanie butów. Pasowały prawie, że idealnie, ponieważ były troszeczkę przyduże.

- Jaaakie wygodneee!~ W środku jest mięciutko!~

Uniosłem zadowolony swój ton głosu.

- Lan Zhan! Jesteś kochany!~

Krzyknąłem, przystawiając specjalnie usta do dziurki od klucza, by wszystko zrozumiał. Wyprostowałem postawę i odwróciłem się przodem do chłopaka z tyłu, by jego również zaprosić.

- To ty chodź. Starczy dla wszystkich.

- Skorzystam z przyjemnością. Tobie ciężko odmówić.

- Ach tak?  To weź pod uwagę Drugiego Panicza. On ciągle mi odmawia.

"Zacznijmy od nowa"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz