Misaki x Usui - Falstart

39 2 0
                                    

Szklanka upadła na posadzkę. I jeszcze raz. I jeszcze jeden. 

Nie pamiętała go w takim stanie. Usui drżał, z jego ust wyrwało się coś między płaczem a skowytem, ona też się trzęsła i miała wrażenie, że świat się zawalił. 

Wolałaby, żeby kazał jej wyjść, żeby ją wyzwał. Uderzył. Podeptał, wzgardził, wyrzucił i zapomniał. Cokolwiek, wszystko, wszystko byle nie cisza, byle nie miłość. 

- Nie rozumiem tego. Nie rozumiem.

Misaki odgarnęła włosy za uszy, zacisnęła pięści. Jego kot, Licht, chował się za jej kostkami przed rozbryzganymi odłamkami kieliszków i szklanek, które dostali na rocznicę od Suzuny. 

- Nie chodziło o ciebie. 

- Kocham cię, więc proszę, nie okłamuj mnie.

Nawet nie wierzyła, że frazesami go uspokoi. Chciała to mieć za sobą, odegrać obowiązkowy spektakl bez katharsis i pojednania. Samolot do Waszyngtonu miała o dwudziestej i Misaki zaplanowała, że do tego czasu zdąży się spakować i odwieźć trochę rzeczy do domu matki. 

Przymiarka sukni ślubnej miała być jutro, równo o jedenastej. Misaki miała pojechać po mamę i Suzunę dwie godziny wcześniej, żeby jeszcze wstąpić do kawiarni i  zahaczyć o stragan z domowym dango dla Takumiego, bo przepadał za nim i wiedziała, jaką sprawi mu to przyjemność. To wszystko miało być inaczej dla Misaki, gdyby nie dusiła się w apartamencie Usuia, wizji ton tiulu, koronek, gromadki dzieci i czujnych oczu Richarda Rachestera w Raven Castle. To nie tak, że od teraz chciała budzić się w ramionach Hiiro, chociaż momentami zdawało jej się, że już żadnej rzeczy nie jest pewna. 

Krążył po pokoju, rzucił kolejną szklanką, chociaż widziała, wiedziała, że robi to wszystko po to, żeby jej nie pokazać, jak bardzo się zawiódł. Misaki też nie chciała tego widzieć.

Oddychaj. Policz do dziesięciu, czterdziestu, spakuj się, oddaj mu klucze. Wyjdź. Oddaj mu to wszystko, nie dręcz go już. Prawie pusty salon otwierał się na przedpokój o lustrzanych i murowanych ścianach i Misaki przyglądała się swojemu prawie obojętnemu odbiciu.

Usui usiadł przy stole i splótł palce, przysłaniając nimi twarz. Jego ramiona falowały jak morze wzbudzone nagłym przypływem.

- Powiedz, proszę - zaczął. Gdy podniósł głowę, jego szmaragdowe oczy były już szkliste, ale wiedziała, że wytrzyma. Znosił to lepiej niż Misaki na jego miejscu byłaby zdolna. - Co mogę zrobić, żeby to naprawić? 

Odetchnęła, podchodząc bliżej. Pierścionek, który przez dwa lata nosiła na serdecznym palcu lewej dłoni, położyła przed nim i pochyliła się, by ucałować go w czoło. Rubin jaśniał konającym żarem. Odsunęła się.

- Takumi, ja wyjeżdżam. Powiedziałam, powiem ci jeszcze raz, że tu chodzi o mnie. Znajdziesz coś lepszego. 

Twarz wykrzywił mu grymas cierpienia, ale beznamiętnie już patrzył, jak zakłada buty i pakuje walizki, przetrząsając mieszkanie z drobiazgów, które musiała wziąć ze sobą. Licht krążył dookoła niej, na wpół zdezorientowany i zaciekawiony jednocześnie. 

- On przyjedzie po ciebie? - podjął Usui, krążąc po pokoju. Misaki też nie wiedziała, co robi się w takich sprawach, gdzie podziać wzrok i rozbiegane ręce. 

- Hiiro czeka na mnie na dole. Poradzę sobie z walizkami.

- Misa-chan, ale wiedz jeszcze - złapał ją za rękę, gdy chciała zamknąć drzwi po drugiej stronie. Szmaragdowe oczy, zwykle jasne, pogasły. - Ja jestem i będę tutaj. Dla mnie to niczego nie zmienia. 

[WZNOWIONE] One shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz