Las

251 7 2
                                    

[T/I] - twoje imię

Szłaś sama przez las. Było już ciemno, a ty się zgubiłaś. Od 3 godzin szukałaś drogi powrotnej, lecz bez skutku. Z minuty na minutę miałaś coraz większe wrażenie, że zamiast zbliżać się do wyjścia z lasu tylko wchodzisz głębiej w puszcze. Byłaś przerażona, jedyne czego chciałaś to wrócić bezpiecznie do domu. Gorsza od panującej wokół ciebie ciemności była tylko cisza i poczucie samotności. Od czasu do czasu słyszałaś tylko pohukiwanie sowy i odgłosy dzikich zwierząt. Zaczęłaś opadać z sił, a strach rósł w tobie nieustannie. Nie minęło wiele czasu zanim się poddałaś i zrozumiałaś, że nie uda Ci się znaleźć drogi do domu w tych warunkach. Zaczęłaś więc szukać schronienia by przespać noc i wznowić poszukiwania rankiem. Las o tej porze nie był zbytnio przyjaznym miejscem, było w nim pełno drapieżnych zwierząt. Co chwila karciłaś się w myślach co cię podkusiło by tu przyjść. Jakby tego wszystkiego było mało  zaczął padać deszcz, który prędko przekształcił się w gigantyczną ulewę. Po kolejnych 30 minutach tułaczki udało Ci się znaleźć niewielką, pustą jaskinie. Nie była ona może zbyt przytulna, ale przynajmniej sucha w przeciwieństwie do ciebie. Grota nie była głęboka ani też wysoka, więc chociaż nie musiałaś się martwić czy będą w niej mieszkać nietoperze lub inne dzikie zwierzęta. Na dworze wszystkie drewka były wilgotne, więc nawet nie miałaś jak rozpalić okniska. Westchnęłaś cicho i weszłaś dalej w głąb jaskini by bardziej się ogrzać. Zrezygnowana położyłaś głowę na znalezionym w jaskini płaskim kamieniu i zmęczona kilkugodzinnym włóczeniem po lesie usnęłaś.
Podczas twojego snu ulewa zmieniła się w głośną burzę z piorunami, którą zignorowałaś. Byłaś tak wykończona, że nic nie miało dla ciebie znaczenia. Nagle poczułaś jak ktoś potrząsa twoim ramieniem w celu wybudzenia cię.

-Pssstt. Hej, wstawaj. Tu nie jest bezpiecznie, obudź się, no.

-Yhmmmm.....mamo....proszę.....jeszcze pięć minut.....pięć..........aaaaaaaaa.......minutek- ziewnęłaś w odpowiedzi z trudem wypowiadając poszczególne słowa. Po chwili zdałaś dobie sprawę, że przecież wciąż jesteś w lesie i to nie mogła być twoja mama. Przestraszona energicznie wstałaś i zaczęłaś niekontrolowanie krzyczeć. Nieznajomy zaczął cię uciszać i uspokajać zatykając ci usta dłonią, a później przykładając palec do swoich warg. Kiedy się wreszcie opanowałaś przyjrzałaś mu się dokładniej. Był to czarnowłosy nastolatek o błękitnych oczach i piegowatej twarzy, a na włosach miał niebieskie pasemko. Był ubrany w niebiesko-szarą koszulę z naszywaną turkusową łatą, brązowe spodnie, ciemnobrązowy fartuch, czarne rękawiczki, ciemnobrązowe buty i brązowo-złote gogle oraz czarny płaszcz, a na ramieniu miał brązową torbę wypełnioną chemicznymi kulami, pełnymi probówkami i składnikami znalezionymi w lesie. Chłopak nie był uśmiechnięty ani wesoły, ale sprawiał wrażenie przyjaznego. Najwyraźniej zauważył, że się na niego gapisz już dłuższą chwilę, więc odchrząknął.
-Ykhymm, możesz przestać mi się tak przyglądać jakbyś zobaczyła ósmy cud świata i się łaskawie podnieść?- warknął do ciebie ze zdenerwowanym wyrazem twarzy- rusz się nie będę Ci wysyłał specjalnego zaproszenia.
Niechętnie wyciągnął do ciebie rękę by pomóc ci wstać, a ty zszokowana jego niemiłym sposobem traktowania cię, niepewnie ją przyjęłaś. Nie wydawał ci się już przyjazny, a jego zmiana zachowania kompletnie cie zdezorientowała. Przed chwilą jeszcze się o ciebie martwił, a teraz był suchy i obojętny. Podziękowałaś mu tylko nieśmiało i otrzepałaś swoje ubranie.

-Chodźmy stąd lepiej dopóki burza chwilowo się uspokoiła a deszcz przestał padać. Jeśli się pospieszymy, wyjdziemy z lasu zanim znów burza rozszaleje się na dobre. Gdzie mieszkasz? Dasz radę trafić tam sama?- mówił dalej ozięble nie zwracając na ciebie uwagi, tylko wpatrując się w wyjście z jaskini. Pokiwałaś tylko głową na nie, na co chłopak cicho westchnął i zaczął iść na zewnątrz, zostawiając ciebie zdezorientowaną w tyle.

-Co robisz? - spytałaś zmieszana.

-Jak to co, idę do domu. Rusz się nie będę na ciebie wieki czekać. No wiesz, skoro już cię obudziłem to nie zostawię cię tutaj samej. Chodź, pójdziemy do mnie a jutro coś wymyślimy- dodał miłym głosem, rumieniąc się i chwytając z zakłopotania za kark, jakby zdał sobie sprawę, że zaproszenie do domu dziewczyny  poznanej przed chwilą w lesie brzmi trochę głupio. Nie mając co ze sobą zrobić poszłaś za nim. Bałaś się trochę czy możesz mu ufać, w końcu nie znałaś nawet jego imienia, ale przyjęcie od niego pomocy było jedynym wyjściem. Po drodze chłopak oddał Ci swój płaszcz, byś się choć trochę ogrzała. Po 15 minutach marszu dotarliście do starej wioski pełnej czarnych kamieni. Chłopak przeprowadził cię między nimi i weszliście do jego chatki. W niej również było mnóstwo czarnych kamieni. Po chwili usłyszałaś kąpanie kropelek deszczu i grzmoty za oknem. Powiesiłaś płaszcz na wieszaku i zaczęłaś wpatrywać się w poczynania chłopaka. Wyjął z torby swoje rzeczy i zaczął w skupieniu łączyć różne leśne składniki z chemikaliami. Panujaca wokół cisza trochę cię dopijała więc postanowiłaś zacząć rozmowę.

-Co robiłeś w lesie?

-To nie istotne. Pracuję teraz nad pewną substancją alchemiczną, wątpię byś zrozumiała. - mówił nie odwracając wzroku od swojej pracy.

-A po co?-nie dawałaś za wygraną.

-Nie twoja sprawa.

-Okeey. No a jak mnie znalazłeś w tej jaskini?

-Zawsze zadajesz tyle pytań? Jestem bardzo, BARDZO zajęty- westchnął, przecierając skronie- ja po prostu pracuję nad czymś niezwykle ważnym, proszę daj mi zebrać myśli. Ale jeśli już musisz wiedzieć to szukałem w lesie paru składników, a gdy się rozpadało postanowiłem przeczekać gdzieś ulewę. No i wtedy znalazłem te jaskinię a w niej spałaś ty.

Nie przeszkadzałaś już mu dłużej i zaczęłaś rozglądać się po laboratorium chłopaka. Zauważyłaś, że na jednym przedmiocie była ułożona płachta. Ostrożnie i bezszelestnie ją zdjęłaś, a to co ujrzałaś kompletnie cię zszokowało. W bursztynie był uwięziony jak jakiś owad mężczyzna trzymający w ręku kawałek papieru. Przerażona zaczęłaś się cofać przez co zrzuciłam plecami kilka rzeczy ze stołu. Chłopak odwrócił się słysząc hałas i widząc odsłonięty przedmiot podbiegł jak oparzony i zaczął go jak najszybciej zakrywać. Przyłożył do niego głowę i zaczął cicho płakać.

-To.....to.......mój ojciec.....- zamurowało cię. Nie spodziewałaś się takiej odpowiedzi. Podeszłaś do niego i położyłaś mu dłoń na lewym ramieniu. Chłopak odwrócił się w twoją stronę i przytulił do ciebie.

-Chcia-chciałem pomóc wiosce z ty-tymi kamieniami......i...i...nie wyszło mi a on....chciał mnie ratować......i został w tym uwięziony.....przez moje błędy- chłopak płakał w twoje ramię. Było Ci go szkoda, więc przysunęłaś go bliżej siebie i objęłaś ramionami.

-Po to mi te składniki. Próbuję stworzyć substancję, która go uwolni, ale jak narazie bez skutku.

-Nie martw się. Uda ci się w końcu. Jestem tego pewna- pocieszyłaś go. Chłopak odkleił się od ciebie i wytarł rękawem zaschnięte łzy na policzkach. Nie płakał już, co bardzo cię ucieszyło.

-Jestem Varian- przedstawił się z uśmiechem, wyciągając do ciebie rękę.

-A ja [T/I]- podałaś mu dłoń a chłopak ku twojemu zaskoczeniu zamiast ją ścisnąć ukłonił się lekko i złożył na niej delikatny pocałunek na co się lekko zarumieniłaś i zaśmiałaś. Wiedziałaś, że to początek pięknej przyjaźni a później.....kto wie.

Varian X Reader                          One-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz