Obiad z rodziną p.1

162 10 0
                                    

Varian pracował w swoim laboratorium nad nową substancją. Jej zastosowanie jak i stworzenie miało być proste: miała świecić w nocy niczym gwiazdy. Alchemik w głębi serca liczył, że uda mu się tym zaimponować Cassandrze. Był w niej tak zakochany, że nic innego nie miało dla niego żadnego znaczenia. Od 3 dni pracował nad swoim projektem bez większego skutku.
-Jak widać nie tak łatwo jest podrobić światło gwiazd- westchnął już lekko zmęczony ciągłymi porażkami, opierając się o stół. Może i łatwiej by mu było osiągnąć cel z pomocą jego najlepszej przyjaciółki, [T/I]. Jednak ją również chciał zaskoczyć swoim dziełem. Zależało mu by i jej zrobić niespodziankę, no i, choć nie chciał się do tego przyznać nawet przed samym sobą, z lekka bał się jej reakcji gdy dowie się, że robi to dla Cassandry. Doskonale wiedział, iż dziewczynę to zdenerwuje i będzie próbowała mu wytłumaczyć krzykiem, że skoro Cassandra do tej pory nie zauważyła jego wyjątkowości to już nigdy tego nie zrobi. Varian nie rozumiał, dlaczego [T/I] robi z jego starań o względy dziewczyny takie afery. Uważał, że powinna go wspierać i mu pomagać a nie zniechęcać. I pomimo, iż wiedział, że jego przyjaciółka się zwyczajnie martwi, ignorował jej argumenty, wymyślając coraz to bardziej pracochłonne i zabierające czas na sen pomysły na zaimponowanie swojej ukochanej, które ta rzecz jasna jeszcze bardziej ignorowała. Czarnowłosy był wykończony i nie wiedział już co robić by dokończyć swój projekt. Czego by nie zrobił, światło nie przypominało blasku gwiazd, gdyż było ciągle czerwone. Zrezygnowany zdjął gogle, odłożył je na bok, opadł na stół, o który się opierał i zaczął walić w niego głową.
-Ruddiger, co ja mam zrobić, CO JA MAM ZROBIĆ!? Czego nie spróbuję to i tak nie działa, N I E D Z I A Ł A!!!- lamentował, nie zaprzestając wcześniejszej czynności. Szop podszedł do niego, zsunął łapkami swoje gogle z oczu i popatrzył na niego z dołu słodką i wyrażającą pełną niewiedze minką. Varian spojrzał na niego i delikatnie się uśmiechnął. W tej chwili usłyszęli pukanie do drzwi. Na ten dźwięk zwierzak szybko wdrapał się na swojego pana i usadomił na jego barkach, co rozbawiło alchemika. Chłopak tylko uśmiechnął się szerzej do swojego małego przyjaciela i polecił, by osoba za drzwiami weszła. Gdy drzwi się otwierały zdjął szopowi gogle i położył je obok swoich, by niepotrzebnie nie zwisały z szyji zwierzaka, a w drzwiach zobaczył swojego ojca, który przed chwilą wszedł.
-O cześć tato, nie spodziewałem się tu ciebie. Coś się stało?
-Nie synu, nic... tylko.....mam drobne pytanie. Czy nie masz już dość siedzenia tu całymi dniami tak całkiem sam?...
-Ale ja nie jestem sam- przerwał mu Varian- mam Ruddigera.
-No tak, wiem, wiem ale...chodziło mi bardziej o obecność.....drugiego człowieka.
-No ale przecież [T/I] też tu często wpada- bronił się nieustępliwie. Nie rozumiał czemu ojciec myślał, że czuję się samotny tylko dlatego, że spędza dnie w laboratorium.
-No właśnie, [T/I].....tak mnie zastanawia czy nie chciałbyś mieć może jakiejś dziewczyny.....
-Przecież już wspomniałem, że ona tu często wpada, więc po co mi inna dziewczyna do pomocy. Poza tym płeć nie ma znaczenia w alchemi- stwierdził Varian, odwrócił się od ojca, sięgnął z biurka kolbę z zawartością oraz pipetę i  pokazał je ojcu.
-Ja....bardziej miałem na myśli dziewczynę w sensie..sam nie wiem...partnerkę, osobę do kochania? Większość chłopców w twoim wieku interesuje się już dziewczynami i może byłoby dobrze gdybyś...ty też zaczął, zamiast żyć tylko a tych swoim eksperymentach i wybuchach, które przerażają innych- mówił niepewnie Quirin, co chwila drapiąc się po karku, a Varian patrzył na niego w coraz to większym osłupieniu. Chłopak nie mógł wprost uwierzyć, że jego ojciec próbuje go zeswatać. Przecież, aż tak z nim źle nie jest no i jest jeszcze Cassandra. Jednak alchemik wiedział, że jego ojciec już dawno uznał, że Cassandra to dla niego zła partia. Lider wioski lubił ją i podziwiał za umiejętności walki, ale uważał, że jest ona zbyt agresywna no i przede wszystkim zbyt stara dla jego syna, a widąc jak dziewczyna odrzuca chłopaka, Quirin był stuprocentowo pewien, że nic z tego nie będzie, a jego syn powinien znaleść nową sympatię. Chwilę stali w ciszy, patrząc się na siebie, a Varian nie potrafił zamknąć buzi, dalej w szoku- no i tak sobie pomyślałem, że może by tak [T/I]......?
-Co, tato, że co? Że niby [T/I]? Ona....miałaby być moją dziewczyną!?.... I chodzilibyśmy na długie, wieczorne spacery, na randki, razem eksperymentowali w moim laboratorium, chodzili za rękę i przytulał bym ją o każdej porze, zwłaszcza gdyby było jej zimno........Nie ma mowy, w życiu, tato, czyś ty oszalał? Tłumaczyłem ci już tysiąc razy, że ja kocham Cassandre i nikogo innego........zresztą co to w ogóle za pomysł, nie zakochał bym się przecież w przyjaciółce!!!!- mieszał się Varian, co chwilę zmieniając ton głosu, ze zszokowanego na podniesiony, później, co dziwne, na rozmarzony, kończąc znów na szoku, tym razem z dodatkiem wyparcia. Quirin nie mógł przez to zrozumieć zachowania swojego syna ani jego uczuć. Wydawało mu się, że jego syn kocha  [T/I], ale przypisywał to Cassandrze, jakby bojąć się, że gdyby to było nieodwzajemnione uczucie, straciłby i najlepsza przyjaciółkę, jedną z nielicznym osób, którym ufa. I było widać, że ewidentnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Jednak ojciec Variana nie chciał teraz zaczynać tematu swoich przypuszczeń, wolał poczekać na trochę lepszy moment.
-No cóż.....to twój wybór.....tak....no, w każdym razie, jutro jemy obiad z Adirą i Hectorem i najpewniej spędzą u nas kilka dni, więc sobie pomyślałem, że może zaprosiłbyś [T/I]......
-Ale po co?
-Wiesz przecież, że będę musiał czasem wyjść załatwić pewne sprawy zatem moglibyście pobyć ze sobą, no ale skoro wolisz zostawać sam z Hectorem i Adir.......
-CO?....nie, nie, nie, nie nie..... Niech przyjdzie, serio. I to na jak najdłużej nie obrażę się, poważnie- zaczął spanikowany, co rozbawiło Quirina. Mężczyzna tylko odpowiedział, że sam pójdzie cię zaprosić na te kilka dni, a Varian miał tylko ogarnąć całą chatę i przygotować ci miejsce do spania. Zaraz po wyjściu swojego ojca alchemik postanowił odłożyć na chwilę swoje eksperymenty i wykonać polecenia ojca. Stwierdził, że skoro Hector i Adira zajmą dwa pokoje gościnne, a oczywistym było, że nie wytrzymają razem ze sobą, to dziewczyna też dostanie swój własny. W końcu ona również będzie gościem, a mu ulżyło, że nie będzie się sam męczył z przyjaciółmi ojca. Naprawdę obu lubił, ale trochę się ich bał. W końcu oni byli wielcy, silni i potężni, a on dość mały i niezbyt masywny. Rzecz jasna przewyższał swoją przyjaciółkę prawieże o głowę, ale to i tak było nic w porównaniu do nich. Przyjście dziewczyny było więc dla niego wybawieniem, bo kiedy oni będą się kłócić z użyciem broni on będzie mógł spędzić czas z mniej agresywną osobą, która nawet mu pomoże ich ogarnąć. Szybko skończył obowiązki, gdy jego ojciec wrócił zjedli razem kolacje i poszli spać. Varian już nie myślał o Cassandrze, ani o swoich badaniach. Przez całą noc śnił tylko o swojej najlepszej przyjaciółce,   [T/I]........
________________________
Tak wiem, że długo nie było rozdziałów, ale byłam na wyjeździe i nie miałam czasu. Ten shot będzie dość długi więc podzielę go na dwie części. Drugą wstawię jak najszybciej, a narazie musi wam wystarczyć te 1160 słów.

Varian X Reader                          One-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz