09. nie jesteśmy na "ty".

247 20 3
                                    

          – Mamo, jadę do Dominica! – krzyknął Oliver, wbiegając na szybko do kuchni. 

Minęły dwa tygodnie od feralnego zderzenia Dominica z rzeczywistością (uściślając: z rodzicami Oliego) i nikt tak właściwie poza Olim nie wrócił do normalnego funkcjonowania. Montgomery dalej bał się przyjeżdżać do domu swojego chłopaka, zresztą, nie bez powodu – Jacqueline cały czas chodziła wściekła i nabuzowana. I za wszelką cenę chciała zatrzymywać syna w domu. Kompletnie nie podobało jej się to, że jej mąż tak po prostu przeszedł do porządku dziennego. Z jakiej racji? Ich syn umawiał się z jakimś podejrzanym staruchem, a ona miała to tak po prostu zaakceptować? O nie, nigdy w życiu. Tylko czekała na koniec tej wielkiej miłości i szczerze liczyła na to, że ten nadejdzie szybko. Żaden związek jej syna nie trwał dłużej niż cztery miesiące. Tutaj właśnie zbliżali się do tej daty, więc, kto wie, może zaraz wszystko pęknie i jej dziecko znowu przepłacze dwa dni w poduszkę tylko po to, żeby następnie wrócić do porządku dziennego. Szczerze się o to modliła, nawet jeśli była niewierząca. 

– O, nie, nie, mój drogi. Dzisiaj nigdzie nie jedziesz. Ja i ojciec specjalnie wzięliśmy wolne. Mamy rodzinny obiad, a potem rodzinną kolację. Będzie dużo dobrego jedzenia, gry planszowe, filmy i miła, rodzinna atmosfera. 

Oliver skrzyżował ramiona na piersi. Jego matka od dwóch tygodni ciągle odstawiała rodzinne scenki. Na początku myślał, że zaraz jej przejdzie, ale ona najwidoczniej zawzięła się i chciała przetrzymywać go w domu tak długo, jak to tylko możliwe. Po jego trupie. 

– O nie, mamo. Nie powiedziałaś mi o tym wcześniej, a ja z Domim jestem umówiony już od paru dni. Będziemy razem robić pizzę. A, no i w szkole organizowany jest zimowy bal. Chcę go zaprosić – powiedział z dumą i uśmiechem. 

Kobieta aż się zakrztusiła. Co zrobić?

– Chyba oszalałeś. Prędzej umrę niż ty pójdziesz z nim na bal. 

Młodemu Sparksowi wtedy na usta cisnęły się różne nieprzyjemne słowa, ale już nauczył się, że raniąc matkę nie wygra, a jedynie jeszcze bardziej sobie pogorszy. 

– Nie, nie oszalałem. Zaproszę Dominica na bal zimowy, potem na bal walentynkowy, a na końcu na bal maturalny. 

– Mhm, do lutego nawet nie będziecie razem. 

– Przestań! Traktuję Dominica inaczej niż poprzednich chłopaków. Zależy mi na nim i nie chcę go stracić. To jest poważny związek. Możesz w to nie wierzyć, wystarczy mi, że ja go tak traktuję. Nie stracę osoby, którą powoli zaczynam kochać tylko dlatego, że ty sobie tego życzysz. 

Zaczyna kochać. To dopiero uderzyło kobietę. Jej syn nie mógł pokochać kogoś takiego. Już ledwo znosiła fakt, że był zauroczony, a on chciał wejść poziom wyżej? Jeszcze czego! To za krótki okres czasu, żeby jej syn szczerze kogoś kochał. Pewnie tylko mu się wydawało, jak to z nastolatkami bywa – u nich każda miłostka ma być tą na całe życie, a potem kończy się to zupełnie inaczej. I bardzo dobrze, bo Oliver zasługiwał na kogoś lepszego niż jakiś-tam Dominic. Co on miał w ogóle do zaoferowania? W oczach Jacqueline był nikim i na zawsze tym nikim pozostanie. 

– Bal, nie bal, dzisiaj zostajesz w domu. 

– Nie! 

– Co to za krzyki? – Do pomieszczenia wszedł Alexander, odstawiając pusty kubek na blat. – Niech zgadnę, setna w tym tygodniu kłótnia o Dominica? – Westchnął. 

Sam nie do końca popierał związek swojego syna. Chociaż "popierał" to złe słowo. On zwyczajnie nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Nie znał Dominica, nie wiedział, czy mógł mu zaufać na tyle, żeby bezgranicznie powierzyć mu tak ważną istotę, jak jego jedyny syn. Tyle że on, w przeciwieństwie do swojej żony, zdawał sobie sprawę z tego, że próba ograniczenia i tak już zbuntowanego nastolatka nie dawała zupełnie nic. Zakochał się, zauroczył, zwał jak zwał i na to nie było rady. Z uczuciami się nie wygra, niezależnie od tego, czy są trwałe, czy nie. Ich syn żył chwilą, a w tej chwili czuł coś do Dominica i trzeba było to zaakceptować. I nie skreślać kogoś tylko dlatego, że był odrobinę starszy i może niżej postawiony. Dla Alexandra wiek Dominica był w sumie czymś w rodzaju zalety – wiedział, że mężczyzna jest odpowiedzialny i zwyczajnie się nie bał, kiedy jego syn wychodził wieczorem z kimś takim na randkę. Miał zapewnione bezpieczeństwo i to się liczyło. No i, jeśli miał być już całkowicie szczery, to póki co nawet tego faceta lubił. Nie rozmawiał z nim co prawda za dużo, bo ten unikał przychodzenia tutaj niesamowicie cwanie, ale obecnie nie miał niczego, co mogłoby go w jakikolwiek sposób przekreślić. Czysta karta i tyle. 

nanny ☁️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz