04. trzeci dzień zauroczonej męki.

570 40 6
                                    

          Oli obudził się przez budzik, który rozbrzmiał po pokoju. Głowa niemiłosiernie mu pękała. Czuł, że jeszcze chwila i skronie mu wybuchną. Przeklinał siebie w myślach za to, że jego biedne urażone ego w ramach zemsty postanowiło tyle wypić. No przecież nie było szans, żeby wysiedział na zajęciach. Musiałby chyba pochłonąć całe opakowanie leków przeciwbólowych i pozbyć się wszystkich hałasujących debili w promieniu kilometra. Nie było opcji, o nie. Zostawał dzisiaj w domu i już. 

Otworzył powoli oczy i, o Chryste, mało co nie dostał napadu duszności. Czy Dominic naprawdę spał obok niego bez koszulki i do tego miał pierdolone kolczyki w sutkach? Niemożliwe. Gdyby tylko Oli wiedział, to nie zasnąłby całą noc, tylko podziwiał mięsień po mięśniu i co jakiś czas wzdychał, że, o mamo, on już tak bardzo chciałby mieć tego faceta na własność. Ech, marzenia. Wczorajszym zachowaniem jedynie udowodnił, że jest jeszcze niedojrzałym dzieciakiem i nie nadaje się do dorosłych związków. No... ale jakby tak dostał szansę, to na pewno by się zmienił. Na sto procent. 

Oliver poza klatą (było to bardzo ciężkie, ale jednak) zauważył jeszcze jedną rzecz – facet nie otworzył oczu. Czyli spał. Czyli mógł teraz wyłączyć sprytnie budzik i czekać na paniczne darcie się za kilka godzin. Idealnie. Rączkami powoli zaczął zmierzać w stronę telefonu, który jak na złość leżał dosyć daleko. Było ciężko, ciało starszego było swoistą przeszkodą, zwłaszcza, że nie mógł go ani troszkę poruszyć. W końcu jednak dorwał go w swoje łapki i odblokował ekran.

– Nie śpię i nawet nie próbuj.

Sparks podniósł smutno wzrok. No tak, oczami nawet nie drgnął, ale wszystko ogarnął. Jebany cwaniaczek.

– Nie chciałem po prostu cię obudzić. Pomyślałem sobie, że ja się cichutko ogarnę do szkoły, a ty się wyśpisz.

Dominic otworzył oczy i spojrzał na młodego z małym uśmieszkiem.

– Czy ja naprawdę wyglądam na aż takiego kretyna? – zapytał z rozbawieniem i przeciągnął się.

Marzenie Oliego się spełniło. Każdy mięsień powoli się napinał, a on wszyściuteńko widział. Kurwa, co z tego, skoro zaraz musiał wyjść z ciepłego łóżeczka. Życie sobie z nim niefajnie pogrywało.

Dominic zauważył, że chłopak się gapił. Zaśmiał się i wstał.

– Zamknij buzię bo się obślinisz. A potem idź się umyć i spakować. Będziesz w ogóle coś jadł, czy postawić tylko na jakiś wielowitaminowy napój? – zapytał, podciągając dresy.

– Domi, dalej mi tak źle bulgocze w brzuszku. – Przeciągnął pierwsze słowo i zrobił smutną minę.

– Jak dobrze, że już wszystko wyrzygałeś. Czyli tylko picie, okej. Robi się!

Dominic wyszedł zadowolony, Oli natomiast się skrzywił.

– Jebaniutki sadysta - mruknął z niezadowoleniem i przetarł zaspane oczy.

Montgomery zszedł na dół, od razu kierując się do kuchni. Może i młody nie był głodny – w sumie mu się nie dziwił – ale jemu niesamowicie chciało się jeść. Przez to całe zamieszanie wczoraj nie miał okazji spożyć żadnej kolacji. Najpierw jednak młody – on tutaj był w końcu najważniejszy. Postanowił przygotować mu elektrolity (akurat znalazł musujące tabletki w szafce), a do szkoły wodę i shake bananowy. Wiedział, że i tak i tak nic więcej w siebie pewnie nie wciśnie, więc nie było sensu szykować na zapas. Kac to jednak największy morderca. 

Tym razem Oli nie powalił go swoim wyglądem – dresowa bluza, dresowe spodnie, dobrze, że chociaż butów nie miał z dresu.

– Wyglądasz bardzo... Gnijąco.

nanny ☁️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz