Jacqueline Sparks miała dość sytuacji, która panowała w domu. Minęły trzy tygodnie i o ile jej mąż znowu z nią rozmawiał (przeprosiny nie były aż tak trudne, heteroseksualni faceci byli dość prości w obsłudze), tak jej syn cały czas ją ignorował, wręcz udawał, że nie istnieje. Była uparta, owszem, ale wiedziała, że jej kochany synek był jeszcze bardziej. Nie chciała go stracić, więc któreś musiało wycofać się z konfliktu. Tym razem padło na nią.
– Gdzie jest umowa, którą podpisałeś z Dominiciem? – zapytała, przeglądając teczki na półkach.
Mężczyzna spojrzał na nią i uniósł brew do góry.
– A po co ci ta umowa, bo chyba zaczynam się martwić?
Kobieta westchnęła i wywróciła oczami.
– Mój syn nie odzywa się do mnie od kilkunastu dni. Zgadnij.
– Nie. – Mężczyzna aż zdjął okulary i odsunął się na krześle. – Chyba nie pojedziesz go przeprosić? – Mało się nie zaśmiał.
– Ciesz się, że nie mam czym w ciebie rzucić – mruknęła, zaglądając do kolejnej teczki. – Oczywiście, że nie, ale nasz syn idzie wieczorem na zimowy bal i jego – aż zrobiło się jej niedobrze – partner musi jakoś wyglądać.
– Aaa, czyli przeprosinowe zakupy.
– Nie będę go przepraszać!
Alexander roześmiał się i podał jej odpowiedni zbiór papierów.
– Ten chłopak prędzej zje szklankę niż coś od ciebie przyjmie. Rozegraj to dobrze i mądrze, w innym przypadku stracisz dziecko na amen.
– Zajmij się robotą. – Trzepnęła go teczką w głowę i wyszła z pomieszczenia.
Nie miała dużo czasu, musiała działać. Od razu ubrała na siebie płaszcz, kozaki i wyszła do auta. Jeśli to się jej nie powiedzie, to chyba będzie musiała się poddać. Wpisała odpowiedni adres w nawigację i ruszyła. Świetnie. Same korki. Świat jej nienawidził. Dominic mógł mieszkać na każdym zadupiu, a musiał akurat na tym najdalszym? Cały czas odczuwała, że chłopak robił jej na złość dosłownie wszystkim, nawet jeśli na coś nieszczególnie miał wpływ.
Po kilkudziesięciu minutach spędzonych na wyklinaniu i ciągłym hamowaniu dotarła na miejsce. Typowe blokowisko na przedmieściach – szare, ponure, a po zmroku pewnie i niebezpieczne. Jak ludzie mogli chcieć mieszkać tutaj z własnej woli? To było coś strasznego.
Kiedy znalazła już blok, weszła schodami na górę, na odpowiednie piętro. Bała się skorzystać z windy starego typu, zwyczajnie nie planowała przedwczesnej śmierci. Wzięła głęboki wdech i zapukała, nie wierząc, że to robi. Nienawidziła ulegać i przegrywać, a teraz właśnie to ją czekało. Gdyby ugryzła się na tamtym obiedzie w język, wszystko byłoby w porządku. No, może nie w porządku, ale nie musiałaby teraz stać tutaj z zamiarem płaszczenia się przed kimś, kto nie był tego ani trochę wart. Dalej głęboko trzymała kciuki, że ten związek zaraz się zakończy, ale przecież nie mogła do tego czasu nie rozmawiać ze swoim dzieckiem. Ba, kto wie, czy ten nie obwiniłby jej za zerwanie? Nastolatkom przychodziły różne dziwne rzeczy do głowy. Och, marzyła o tym, żeby jej syn wyszedł z tego paskudnego okresu dziecka i w końcu zaczął zachowywać się jak dorosły. Może wtedy jego życiowe decyzje stałyby się bardziej do przełknięcia.
Oparła się o ścianę, myśląc, że nikogo nie ma w domu. Ale gdzie? Czyżby zdradzał Olivera z kimś innym? Tak, bo to jedyny możliwy scenariusz, kiedy kogoś nie ma w domu – na pewno właśnie zdradza. Na bank. Chciała już się obrócić i odejść, ale właśnie wtedy drzwi się otworzyły, a jej oczom ukazał się zaspany Dominic w dresie. Spać o tej porze? W tej kwestii z Oliverem dobrali się idealnie.
CZYTASZ
nanny ☁️
Romantizmczyli o niegrzecznym osiemnastolatku, który tak nadszarpnął zaufania rodziców, że aż znaleźli mu niańkę i o chłopaku, który potrzebował drugiej pracy.