→Wyznanie miłości←

1K 55 35
                                    

Itachi

Spacer był jedną z tych rzeczy jaką najbardziej uwielbiałaś robić. W towarzystwie bruneta zawsze zdawało ci się to magiczne i piękne. Poniekąd odczuwał to samo, ale był pewien, że nie może tak bezkarnie pogłębiać się doznaniom. Chciał być prosty i spokojny. Nie przepadał za ukazywaniem tylu uczuć, ale przy tobie zwyczajnie nie potrafił. Szlag trafił wszystkie jego starania i kolejny raz tego samego spaceru zamyślił się.

Stanął w pewnym momencie i zatrzymał twą sylwetkę jednym ruchem ręki. Zaciekawiona przystanęłaś i przyjrzałaś się jego obliczu. Na pozór spokojny, jednak wewnątrz gotowany jak garnek z kartoflami. Jego wyraz twarzy był inny niż zawsze. Mogłaś się pokusić, że sam się bił z własnymi myślami. Było to na pozór zabawne.

— Wszystko w porządku, Itachi-san? — zapytałaś miło, a wtedy i on wybudził się ze swych rozmyślań.

Wszystko nagle prysnęło niczym bańka mydlana. Rozkojarzenie wpłynęło na jego twarz, a sam wyprostował się i poprawił zapięcie swego płaszcza.

— Wszystko jest w porządku. Jak się czujesz? — zapytał na pozór z troski, chcąc zakamuflować swe uczucia gdzieś głęboko.

— Raczej wszystko jest dobrze... To ja pytam się ciebie.

Chwilę tak stał, obserwując twą buzię i czując twą woń. Twoja sylwetka koiła jego zmysły od wszelkich innych złych myśli. Sprawiałaś, że czuł się jak w niebie, choć tak naprawdę niewiele robiłaś. 

Im dłużej stał w milczeniu, tym mniej pewniej się czułaś. Jego wzrok pochłaniał twoje oczy z każdą chwilą, tonąc w twym istnieniu. Podszedł bliżej i złapał za twoje policzki, sprawiając, że zaczerwieniłaś się znacznie. 

— Chciałbym ci coś powiedzieć. Nie wiem czy to przyjmiesz, czy nie, ale... — zaczął nagle, czując ciepło na policzkach.  — Kocham cię.

— Ja ciebie też. — odparłaś niemalże szybko, wprawiając go w zdziwienie.

— Od kiedy? — dopytał, wciąż nie mogąc wyjść z szoku.

— Kiedy zobaczyłam na twojej pięknej twarzy uśmiech. Było to coś zjawiskowego i niebywałego. Powinieneś częściej się uśmiechać, słońce.


Shisui

Słońce promieniało soczyście, przy mężczyzny gwiździe. Stresował się on bowiem strasznie i nawet nie wiedział czy w nocy przez to zaśnie. Uczucie tak silne w nim krążyło, że nawet tak się złożyło, że wszystko go straszyło.

Kłębek nerwów się w nim pałętał, gdzie tylko zerkał już nie wiele pamiętał. Stres zjadł go doskonale przez co stracił nad sobą panowanie. W kilka chwil zapanował nad strachem odrzucenia, bojąc się opuszczenia.

Ściskając kwiaty w dłoni swej, wyczekiwał już tylko jej. Swojej lubej, z którą umówił się dzisiaj tak jak zazwyczaj. Tym razem było nieco inaczej.  Uczucia swe chciał wyznać już tylko jej.

Byli umówieni na polanie, niedługo ta przyszła na spotkanie. Chłopak ściskając kwiaty, wiedział, że teraz będzie ostoja prawdy.

—  [Name]-chan. — wymówił jej imię z lubością, ale także z lekką trudnością. — Chciałbym ci coś powiedzieć, ale chcę cię też usłyszeć.

—  O co chodzi, Shisui? — zapytała jego wybranka. — Czy zrobiłam coś nie tak? 

—  Nie zrobiłaś nic złego. — uśmiechnął się ciepło, czując jak jego serce z każdą chwilą miękło. — A nawet więcej, wkroczyłaś do mego serca, więc możesz być już nawet tego pewna.  Miłością darzę głęboko ciebie, może ja po prostu tu szaleję?... — parsknął nerwowo, uspokajając się stopniowo — Żarty żartami, ale kochać ciebie nigdy nie przestanę. Przepraszam, że robię z tego jakąś sensację...

→Preferencje z Uchiha←Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz