Rozdział 1 - Triumf

1.6K 69 100
                                    

Rozłożyłem się wygodnie w luksusowej limuzynie i przeczesałem swoją imponującą grzywę szczotką Louis Vuitton, prezentem od mamy z okazji wygranych wyborów prezydenckich. Wreszcie, po zaciekłej medialnej walce, udało się. Oficjalnie zostałem panem i władcą narodu polskiego. Uśmiechnąłem się do Małgosi, mojej żony. W odpowiedzi tylko fuknęła i mocno kopnęła mnie w piszczel. Już miałem pytać, co jest powodem jej rozżalenia, kiedy przypomniały mi się wydarzenia poprzedniej nocy.

*flashbacki Trzaskusia*

Półprzytomny ledwo siedziałem na stołku barowym, popijając już 12 z kolei piwerko z moim największym rywalem, Andrzejkiem.

- Schaaaj mjeeeeee - wybełkotał - Jeśłi wygraaaaaaaam teeeeeee wyborhyyy to rzucceee mojooooo starąąą. A jak ty wygraaaahszzzzzzz, tooooo rzucaaasz swojoooooooooooo.

- Too... to maa sens! - zgodziłem się podekscytowany.

Moja radość nie trwała jednak długo, bo chwilę później spadłem w końcu ze stołka i zaliczyłem zgona.

*powrót do rzeczywistości*

"Dobrze, że mam wrodzoną odporność na kaca" - pomyślałem, uśmiechając się czule sam do siebie, kiedy szofer siłą wyciągnął rzucającą się wściekle na wszystkie strony Małgosię i zamknął ją w jej rodzinnym domu.

- Zadanie wykonanie, wasza prezydencka mość! - zameldował entuzjastycznie.

- Cudownie! - odpowiedziałem równie entuzjastycznie - Teraz do pałacu.

Szofer zasalutował, wsiadł do samochodu i zaczął popylać do mojego nowego domu. Reszta drogi minęła dosyć spokojnie, no może oprócz paru ataków rebelianckich szuj, zakochanych w opozycji. Rzucali w samochód świeżakami swoich bąbelków, oczekując przy tym, że wysiądę z samochodu i zacznę rozdawać im pieniądze. Jeszcze zobaczą, wszystkich ich powsadzam za kratki. 

Kiedy wysiadłem z limuzyny przed pałacem, powitał mnie rozradowany tłum. Kobiety rzucały we mnie bukietami róż i krzyczały coś o "trzaskaniu" ich. Nie zrozumiałem, o cholerę im chodziło i nawet nie chciałem próbować, więc wyszczerzyłem tylko zęby i machałem w stronę tłumu. Gdy odwróciłem się w stronę drzwi, ujrzałem Andrzeja Dudę z żoną. Uśmiechali się od ucha do ucha, jednak ich wzrok mówił mi, że nie dożyję jutra. Mimo to, podszedłem do nich z gracją i (również uśmiechnięty) zagaiłem rozmowę.

- Od teraz to jest moja chata, frajerzy.

Wtedy Andrzejek zaczął dziwnie wibrować. Pomyślałem, że może potrzebna mu pomoc, więc chciałem odejść do moich fanów i dać mu wykitować na betonie, ale wtedy Agata wyszła na środek i zaczęła krzyczeć.

- POD PAŁACEM KULTURY SĄ ŚWIEŻE CIASTECZKA, SAMA PIEKŁAM DZISIAJ RANO!!! BIEGNIJCIE I JEDZCIE ZA NIEGO WSZYSCY, ON JEST DUSZĄ I CIA-

Nie musiała kończyć, bo wszyscy już pobiegli do centrum, łącznie z Jarosławem Kaczyńskim, który popylał na czele grupy. Agata pochyliła się nad swoim wibrującym mężem, który przysiadł na murku. 

- Kochanie, czy pamiętałeś, żeby dzisiaj wymienić baterie? Cholera, nie wiem, czy mam...

Andrzejowi było widocznie coraz gorzej, bo położył się na betonie, a wibracje przybrały na sile. Patrzyłem na to z odległości dwóch metrów, ponieważ nie chciałem się zarazić. Szczerze mówiąc, to chciałem, żeby już sobie poszli. Zrujnowali mój wielki dzień i, co gorsze, NIE ZOSTAWILI DLA MNIE CIASTECZEK. Już wcześniej ich nie lubiłem, ale teraz już przesadzili.

- EJ! - wydarła się znowu Pani Duda - Masz może przy sobie paluszki AA?

- Do mnie mówisz? - chciałem się upewnić, a ona kiwnęła głową - Nie mam.

- Cholera - trafnie stwierdziła, wyjęła telefon i gdzieś zadzwoniła.

Zaczęła zaciekle komuś opowiadać o jakimś androidzie, co mu wysiadły akumulatory. Nie chciałem wnikać, nigdy nie interesowało mnie science fiction. Wtedy Andrzej Duda zaczął powtarzać dziwnym, robotycznym głosem.

- B A T E R I A  S I Ę  R O Z Ł A D O W U J E - wytrzeszczał - P O Z O S T A Ł O  3 0  M I N U T.

Wtedy przed moim nowym domem wylądował helikopter. Wyszło z niego dwóch mężczyzn w czarnych garniturach, wzięli (wtedy już sztywnego) Andrzeja, który cały czas powtarzał coś o jakiejś baterii. Jego żona szybko kroczyła za nimi, spoglądając z niepokojem na męża. Kiedy stała na drabince odwróciła się twarzą do mnie i uśmiechnęła się złowieszczo. Chwilę później helikopter odleciał, jakby nic się nie wydarzyło.

Wtedy przyszła autorka i zaczęła klaskać.

--- 

Jakby ktoś był chętny, żeby zrobić okładkę, to śmiało. Fajnie by było, jakby zachowywała poziom cringu całej historyjki.

TRZASK ME BABY ONE MORE TIME | Rafał Trzaskowski fanfikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz