Rozdział 6 - Domówka u Biedronia

224 21 4
                                    

Po ostatnich wydarzeniach potrzebowałem czasu, żeby dojść do siebie i przemyśleć wszystko na spokojnie. Traciłem wiarę w siebie - Agata cały czas rosła w siłę, nie dorastałem jej do pięt. Co chwilę otrzymywałem kolejne wiadomości o jej coraz większych umiejętnościach w dziedzinie czarnej magii i byłem tym załamany. Na szczęście cały czas był przy mnie Andrzej. Dbał o mnie, przynosił mi herbatkę i przytulał, jak było mi smutno. To było wszystko, czego potrzebowałem do tego, żeby poczuć się lepiej i wreszcie stanąć na nogi. Dzisiejsze popłudnie nie miało niczym się różnić od poprzednich - siedziałem na kanapie razem z moim Dudusiem i oglądaliśmy "Przyjaciół".

- Mondler to ship totalny! - zwróciłem się do Andrzejka. 

- Też tak uważam, Rafałku - odpowiedział mi z uśmiechem.

Odcinek już się kończył, a mi zamykały się oczy. Andrzej to zauważył, wyłączył telewizor i powiedział mi, żebym spokojnie odpoczął, a on w tym czasie spróbuje wymyślić kolejny plan obalenia Agaty. Przykrył mnie kocykiem (moim ulubionym, tęczowym) i zasunął firanki. Chwilę później zasnąłem.

***
Obudził mnie mój ukochany, robiąc hałas, gdy wszedł entuzjastcznie do pokoju. Ubrany był w garnitur w panterkę, włosy miał zaczesane na żel i ogólnie wyglądał jak zboczeniec z przeciętnego teledysku disco polo. Trochę się go przestraszyłem, a jeszcze bardziej wtedy, kiedy rzucił mi garnitur w zeberkę i zażądał, żebym się w niego przebrał.

- Tobie gorzej? - zapytałem nieco wkurzony. Nie dość, że typ przerwał mi spanko, to jeszcze kabaret dla ubogich odstawia.

- Zakładasz to albo koniec z nami! - wydarł się Andrzej, odwrócił się na pięcie i zaczął wychodzić. - Czekam na dole!

Wkurzony założyłem ten cholerny garnitur i nie dość, że wyglądałem jak idiota, to jeszcze tak się czułem. No, ale cóż, pomyślałem, że z miłości to ja się mogę poświęcić.

Zszedłem na dół, gdzie oczekiwał na mnie mój Andrzejek. Rozmawiał tam z jakimś mężczyzną, oboje się śmiali, a chwilę później objęli się i tamten wyszedł głównym wyjściem. Zrobiłem się zazdrosny.

- Andrzej, kto to był? - spytałem.

Zmieszał się.

- Ale kto?

- Ten facet.

- To? To była moja siostra cioteczna.

Uśmiechnąłem się. DUDUŚ NIGDY BY MNIE NIE OKAŁAMAŁ.

Wsiedliśmy do samochodu i zaczęliśmy jechać.

- Andrzejku? - zapytałem nieśmiało - Gdzie my właściwie jedziemy?

- Na domówkę do Roberta, Rafałku - odpowiedział mi.

Słyszałem, że u Roberta można dostać koksu więcej, niż pięć gram. Podekscytowalem się, nie powiem. Andrzej chyba też nie mógł się doczekać, bo patrzył rozmarzony przez okno.

Z oddali było już słychać dudniącą muzykę i radosne krzyki gości. Gdy znaleźliśmy się już pod okazałą willą Biedronia, zostaliśmy powitani brawami i gwizdami. Andrzej uśmiechnął się i mnie objął, po czym dumnie poprowadził do wejścia. Tam działy się bardzo ciekawe rzeczy - na środku posłanka Anna Grodzka wywijała z Palikotem, Kaczyński obok  wyrywał panienki na koty i "500+", a Hołownia trzymał nad głową konstytucję, krzyczał coś i płakał jednocześnie. Zajebista impreza.

Andrzej znikł mi z oczu. Stwierdziłem, że pójdę się napić i może z kimś porozmawiam, żeby zabić czas. Podszedłem do baru, wziąłem wódkę z colą i szybko gulnąłem. Nagle obok mnie znikąd znalazła się Gosia i rzuciła mi nienawistne spojrzenie.

- Gosia! Jak się cieszę, że cię widzę! - wykrzyknąłem podekscytowany.

Ona tylko dała mi z liścia i sobie poszła. Wzruszyłem ramionami, jej strata, to ja tu jestem monarchą.

Nagle usłyszałem głośne buczenie, a gdy się odwróciłem, poczułem się tak, jakby ktoś bardzo mocno kopnął mnie w nery.

TRZASK ME BABY ONE MORE TIME | Rafał Trzaskowski fanfikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz