Gdy wstaje słońce

62 9 10
                                    

Jej bose nogi marzły od zimnych kafelków podłogowych. Powinna już dawno pójść po skarpetki, lecz zamiast tego jak zahipnotyzowana wpatrywała się w okno, chłonąc pierwsze promienie słońca.

Ostatnio stało się to jej swojego rodzaju rytuałem. Poranny brzask, chłodne pomieszczenie, nieogrzane jeszcze promieniami słońca i zielona herbata.

Tak, zielona herbata w jakiś sposób była w tym wszystkim najlepsza. Zalewana przez nią w porcelanowym dzbanku, w okolicach północy, do tego czasu była już chłodna. Nie zimna, tylko chłodna. Wbrew pozorom, idealna.

Nie wiedziała co jest w tym takiego szczególnego, lecz bez wątpienia czuła w tym magię. Przez uchylone okno docierał do niej świergot ptaków, rozlewając się w jej umyśle niczym kołysanka. Już niedługo położy się spać, lecz jeszcze nie teraz - chciała podziwiać piękną grę światła, chociaż przez chwilę.

Te cenne minuty, które skradała dla siebie w czasie świtu, dawały jej więcej, niż można by się spodziewać. W świecie, gdzie każdy wszędzie pędzi, było to jak włączenie znaku pauzy przy słuchaniu głośnej piosenki, za którą niespecjalnie  przepadamy i chociaż na chwilę, zostanie sam na sam ze swoimi myślami.

Z lekką irytacją stwierdziła brak dającego ulgę od codziennych zagwozdek płynu w małej, białej filiżance ze złotymi zdobieniami. Świadoma, że w dzbanku też już nic nie zostało, podeszła do elektrycznego czajnika i nalała do niego wody z kranu, który znajdował się nad zlewem. Szum zakłócił dotąd perfekcyjną ciszę, lecz starała się nie zwracać na niego uwagi.

Nie zostało już zbyt dużo czasu, do momentu w którym miasto obudzi się do życia. I tak miała szczęście wynajmować pokój na jego obrzeżach, z dala od wszechobecnego tłoku. Minusem byli jednak właściciele domu, a raczej właścicielka - samotna kobieta w okolicach trzydziestki z kilkuletnią córką. To nie tak, że ich nie lubiła, tak naprawdę wprost przepadała za dziewczynką, lecz momentami było to naprawdę uciążliwe. Dlatego też ciche, spokojne chwile, gdy mała spała, tak bardzo jej się podobały. Przerwa, krótka przerwa od życia.

Nastawiła wodę i podeszła z powrotem do okna.

Kuchnia nie należała do największych, ale stanowiła jej ulubione pomieszczenie w całym domu. Być może dlatego, że jej umysł perfekcjonistki nie widział w nim żadnych nieprawidłowości, w postaci walających się po kątach zabawek, w przeciwieństwie do salonu. Oparła ręce o parapet i wychyliła się przez okno, z rozkoszą wdychając zapach kwiatów rosnących w ogrodzie. 

Na horyzoncie, przez plamę świetlistych odcieni pomarańczowego, powoli przebijały się coraz jaśniejsze promienie, informując o nadchodzącym nowym dniu. To był dopiero stan przejściowy, swojego rodzaju próżnia czasowa, pozwalająca odpocząć nerwom, rozkołatanym przez codzienne wyzwania, stawiane przez życie.

Śpiew ptaków rozbrzmiewał w jej umyśle, niczym delikatne dzwonki. To była najpiękniejsza melodia jaką kiedykolwiek słyszała, zresztą, nie tylko w jej opinii.

Poczuła, jak na jej rękach tworzy się gęsia skórka. Pomimo rozpoczynającego się lata, poranki wciąż były zimne. Na jej ustach zagościł lekki uśmiech. Lubiła chłód. Ocucał ją, motywując do działania. Teraz jednak był czas na sen, co z przygnębieniem musiała przyznać. Postanowiła najpierw jednak dopić jeszcze ostatnią filiżankę herbaty.

Nawet nie zauważyła, gdy woda zdążyła już się zagotować. Starając się nie robić hałasu, podeszła do czajnika i ignorując parę wodą, jak zwykle parzącą ją w rękę, przelała wodę do kubka, aby szybciej wystygła. 

Przymknęła oczy, mimo woli zamykające jej się ze zmęczenia. Chociaż taki tryb w pełni jej odpowiadał, jej organizm miał na ten temat odrobinę inne zdanie. Jednak, gdy przychodziła w końcu pora na sen, okazywało się, że ten nie nadchodził. Miała tak już od bardzo długiego czasu.

Zielona Herbata || one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz