Erik.

89 12 0
                                    

Poniższy tekst nie należy do mnie, jedynie go przetłumaczyłam za zgodą autorki.

Język oryginału: angielski

Główny ship: Cherik (Charles Francis Xavier / Profesor X + Erik Lensherr / Magneto) 

Tytuł oryginału: And then there was you

Autor oryginału: hllfire

Link do oryginału: https://archiveofourown.org/works/24063925/chapters/57911038#workskin

***

Kiedy zaczęła się kwarantanna, Erik był tylko delikatnie rozdrażniony. Brak możliwości wyjścia z domu i pobiegania rano była jedną z niewielu rzeczy, która go denerwowała w świecie opanowanym przez cholernego wirusa. Szybko też kupił sobie maseczkę, żeby mieć możliwość biegania chodź raz w tygodniu. Potem zawsze obchodził się bardzo ostrożnie z ubraniami i dokładnie je prał, brał także długi i staranny prysznic.

Jednak poza tym czas spędzony w domu był dla niego jak błogosławieństwo. Miał cztery projekty do oddania w pracy i dzięki brakowi konieczności chodzenia do biura mógł się skupić na tym skupić, bez przeszkadzających mu współpracowników zawsze dekoncentrujących próbami rozpoczęcia rozmowy. Pracował z tymi ludźmi już pięć lat i tak naprawdę rozmawiał tylko z Azazelem - który przekonał go do siebie upartością w przeszkadzaniu i aż musiał ostatecznie się poddać - i Emmą, ale i to tylko z konieczności, i jeszcze może z kilkoma kolegami z biura, którzy nie poddawali się w próbach socjalizowania go. W mieszkaniu, nie musiał się tym przejmować, nawet gdy grupowy czat denerwował go na tyle , że zaczynał rozważać opuszczenie go.

Na szczęście mieszkańcy bloku, którzy również nieuchronnie utknęli w swoich mieszkaniach, nie byli nieznośni i wydawało się, że zachowają spokój. Czasami słyszał muzykę grającą w mieszkaniu poniżej, ale sąsiadowi nigdy nie zajmowało długo, aby ściszyć i wszystko wracało do wcześniejszego, spokojnego stanu. Wiedział również, że sąsiad z góry gra na perkusji - jeszcze przed rozpoczęciem pandemii rozmawiał z Alex'em i jego bratem w windzie - na szczęście mieli zestaw elektrycznych bębnów. Wcale mu one nie przeszkadzały i bardzo to doceniał. Było osobliwie spokojnie w porównaniu z tym co działo się ze światem poza budynkiem.

Pierwszy tydzień w zamknięciu spędził bez żadnych problemów. Właściwie skończył jeden ze swoich projektów, więc pozwolił sobie na odpoczynek składający się z wyjadania zapasów przekąsek z kuchni i maratonu Netflixa. Była to nagroda za wykonanie pracy, której nie miał obowiązku zrobić. W sobotę siedział na kanapie w swojej piżamie - i tak nie zamierzał wychodzić z mieszkania, nie miał więc żadnego powodu, żeby się przebrać, a przecież jego ubrania do spania były niezmiernie wygodne - kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył brwi na ten dziwny dźwięk. Nie było to typowe jednostajne pukanie, brzmiało za to jakby coś delikatnie uderzało w drzwi, pojedyncze stuknięcia z jednosekundowymi przerwami. Gdy dźwięk się powtórzył wstał, uchylił ostrożnie drzwi i spostrzegł, że pod drzwiami nie było żadnej osoby, a odgłos pochodził od kija od szczotki. Znów się zmieszał i tym razem otworzył drzwi całkowicie. Dostrzegł kto pukał do jego mieszkania.

Był to jego sąsiad z naprzeciwka. Wydawał się zawstydzony, że puka do drzwi szczotką i jest tak daleko od Erika. Charles - pamiętał, że mężczyzna miał na imię Charles - wciąż znajdował się w progu swojego mieszkania. Wycofał szczotkę i odkaszlnął by oczyścić gardło.

-Wybacz, że przeszkadzam. - Powiedział z mocnym brytyjskim akcentem i spojrzał na Erika, jakby było mu naprawdę przykro, że pukał. - Ale naprawdę nie mam nikogo innego do kogo mógłbym się zwrócić i muszę poprosić cię o przysługę.

Erik oparł się o framugę i zignorował fakt, że wciąż ubrany jest w strój do snu. Zwłaszcza przy Charlesie również mającym na sobie piżamę, złożoną z kraciastych spodni i luźnego, zmiętego podkoszulka. Sprawiał wrażenia, jakby dopiero co się obudził, nawet jeśli była już dziesiąta.

I wtedy pojawiłeś się tyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz