| 3 |

75 6 20
                                    

Komenda Powiatowa Policji w Sanoku tego dnia wyglądała jak istne pobojowisko i rudowłosy Patryk nie odbywał służby z uśmiechem na ustach. Nowakowski poprawił zapięcie kieszeni na gaz pieprzowy i stanął przed drzwiami pokoju, w którym zazwyczaj pracował.

Czuł, że coś złego się święci.

Westchnął ciężko i wszedł bez pukania, jak to już miał w zwyczaju. Zastał klasyczny obrazek bałaganu na stanowisku, otwartą szafę pancerną i spory stos dokumentów na biurku służbowego partnera. Samego chłopaka nie było praktycznie widać zza góry papierów, więc rudy zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej. Jan Tylka podpierał głowę ręką i wgapiał się bez emocji w ekran laptopa. Jego kolega był blondynem średniego wzrostu, o jasnozielonych oczach, raczej nie preferował kontaktów z ludźmi, był typem samotnika, a więc kompletnym przeciwieństwem Nowakowskiego. Nie lubił dużo mówić, a kiedy już musiał, pomrukiwał pod nosem. Janek był jednak osobą, którą Patryk lubił i cenił. W końcu byli służbowymi partnerami, co niejako wiązało ich ze sobą przez większą część pracy.

— Stary, zrobiłbyś tu porządek — odezwał się rudy. Blondyn posłał mu jedynie spojrzenie spod byka i wrócił do przerwanego zajęcia.

— Jest porządek — mruknął cicho. Patryk roześmiał się pod nosem, pokręcił na boki głową i przejechał po włosach ręką. Następnie podszedł do swojego biurka, odsunął krzesło i usiadł na nim z rozpędu, zakładając ręce na piersi.

— Dobra, jak dla mnie może być nawet i tak — skwitował, włączając laptopa. Po chwili jego oczom ukazał się ekran blokady, więc wstukał hasło i dostał się na swoje konto. — Wiesz może co dzisiaj wszyscy tacy spięci chodzą? — zagadnął, unosząc brwi i patrząc wyczekująco na kolegę. Blondyn oderwał się od monitora i spojrzał za okno.

— Jest dwa nowe zgłoszenia zaginięć — bąknął z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Rudzielec poprawił swoją pozycję na krześle.

— I? — rzucił lekceważąco. Nie rozumiał, skąd takie poruszenie partnera.

— I organizują zespół. Coś na wzór grupy poszukiwawczej.

— No dobra, ale co nam do tego? Co do tego całej komendzie, przecież mają już pewnie ludzi, więc czemu wszyscy chodzą, jak na szpilkach? — ciągnął temat, wciąż niewiele rozumiejąc z lakonicznych wyjaśnień kolegi.

— No właśnie nie mają. Chodzą słuchy, że Teraszewski się zawziął na sprawę i tak naprawdę nie wiadomo, kogo weźmie.

Patryk prychnął pogardliwie pod nosem.

— Teraszewski dba o swoją dupę i wizerunek, nie o dobro sprawy. Na pewno już kogoś ma, luz. My mamy ważniejsze sprawy niż jakieś porwania, nas nie ruszy - powiedział, wyraźnie przekonany o swojej racji.

— Możesz się zdziwić... — bąknął Janek, a zaraz potem, jakby na potwierdzenie jego słów, rozdzwonił się telefon rudego. Nowakowski posłał koledze zaskoczone spojrzenie, kiedy sięgał po urządzenie. Na ekranie widniało nazwisko naczelnika.

— Kurwa mać — warknął, przewracając oczami. — Naczelnik — dodał jeszcze.

Jan skrzywił się, słysząc przekleństwo z ust kolegi, ale nie skomentował jego zachowania w żaden sposób. Patryk tymczasem już odebrał i z telefonem przy uchu podszedł do okna, spoglądając na miasto.

— Tak jest. Jasne... No błagam cię, chyba sobie żartujesz! Dobra, chwila i jesteśmy u niego na dywaniku.

Po chwili odwrócił się z powrotem, patrząc wściekłym wzrokiem na partnera.

— Wstawaj i jazda, stary wzywa.

— A nie mówiłem?

— Cicho, może chodzi o coś innego.

MilczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz